KP NPC DpyVgeN
KP NPC FhMiHSP


 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

KP NPC

Admin
avatar
KP NPC Wto Lip 27, 2021 10:01 pm

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Noah Silverstone</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://2img.net/h/www.endless-dimensions.aaf.pl/images/avatars/794520248576af31391cc7.jpg"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>19 lat - brak <div>Boski rodzic:</div>Helios<div>Pochodzenie:</div>Wisconsin <div>Staż w obozie:</div>7 lat <div>Ranga:</div>Członek Zespołu <div>Drużyna:</div>Dionizos</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Mitchell Luke</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Zacznijmy od pierwszych rzeczy, które rzucają się w oczy. Jest mierzący 185 cm mężczyzną o jasnych włosach, praktycznie zawsze ułożonych w „artystycznym nieładzie”. Dość długawe, jednak trzeba przyznać, że dodając do tego jasną cerę i piękne błękitne oczy, już na wstępie możemy stwierdzić, że urodą grzeszy. I to w dość dużym stopniu. Więc, jeżeli ktoś rzeczywiście uznaje to za grzech, to Noah z pewnością trafi po śmierci do piekła, hadesu, czy jakiegoś tam innego, złego miejsca. Waga chłopaka waha się między 74-76 kg w ciągu roku, a to z powodu świąt i innych tego typu zrządzeń kiedy to zmuszany jest do jedzenia i odpoczynku, chociaż wtedy trenuje zazwyczaj na własną rękę by utrzymać formę. Jak się ubiera? Normalnie, tak by nie wyróżniać się spośród innych ludzi. Dodatkowo warto wspomnieć o bliźnie na brzuchu po poparzeniu które sam sobie zrobił</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Jest twardzielem o odrobinie słodyczy, ale próbuje to ukryć, jednak nie jest w tym dobry, ponieważ nosi emocje na twarzy. Lojalny wobec  swoich przyjaciół, honorowy i prawdomówny. Nie atakuje swoich przeciwników z zaskoczenia nawet jeśli nie jest to najmądrzejsza rzecz. Nine to taki gburowaty samotnik do którego trzeba przywyknąć. Ogląda świat w czerni i bieli i tylko  wtedy czuje się usatysfakcjonowany, gdy rzeczy nie są skomplikowane. Jego odwaga podnosi morale na polu bitwy. Choć łatwo go wkurzyć i jest szybki, aby rzucić się na innych, nosi miłość do przybranego ojca  , szacunku dla swoich kolegów i dumę majonezu.
"Noah ma to do siebie, że jego pozornie nierozsądne decyzje zwykle sprawdzają się najlepiej ... przez większość czasu przynajmniej." - Tak wypowiedział się o nim kapitan drużyny.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>Noah nigdy nie poznał swoich rodziców. Zaraz po urodzeniu został oddany do domu dziecka gdzie wychowywał się do dziesiątego roku życia. To właśnie tam uaktywniły się jego moce. W dniu swoich urodzin został odwiedzony przez mężczyznę w średnim wieku który był posłańcem z NoGods. Po około miesiącu formalności udało mu się spełnić swoje "marzenie" o synu i zabrać malca z Londynu do Nowego Jorku. Przez krótki czas Noah miał naprawdę szczęśliwe życie, jednak jak to już w życiu jest sielanka nie trwała wiecznie. Gdy blondyn zaaklimatyzował się w nowym miejscu, jego ojciec który okazał się być złym człowiekiem postanowił szkolić go na zabójcę, nie zważając na to że jest jeszcze bardzo młody, chcąc by ten był już gotowy zawczasu na trudy życia w organizacji do której chce go posłać.  Dwa lata ćwiczeń ciała i boskich mocy  przyniosły efekty. Jednak wtedy dowiedział się prawdy, która wywróciła jego życie do góry nogami. Obóz, w którym byli herosi co o wiele bardziej mu się podobało. Postanowił wtedy też uciec od ojczyma. Wymyślenie planu nie trwało długo, a jego realizacja potrwała kilka miesięcy. Kiedy już udało mu się wymknąć nie wiedział że ma ogon. Gdy już był niedaleko obozu zastąpił mu drogę starszy mężczyzna, cały we krwi z pustym spojrzeniem. Młody heros wiedział że nie da rady już uciec postanowił podjąć walkę. Kiedy miał już ruszyć, dostrzegł że jest przeszyty mieczem.
- Chciałeś do obozu to proszę, pewnie i tak wykrwawisz się zanim tam dotrzesz - Odrzekł po chwili patrząc na kałużę krwi po czym odwrócił się i ruszył przed siebie.
Noah wtedy postanowił użyć swojej mocy by przypalić ranę i ją załatać. Przez ból stracił przytomność, a odzyskał ją dopiero w obozie.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>- Preferuje walkę wręcz i bronią białą, zaś słabo mu idzie strzelanie z pistoletów
- Uwielbia czytać książki i często przesiaduje w bibliotece
- Jest wrażliwy na zmianę pogody
- Lubi ostre jedzenie
- Ma mocną głowę do alkoholu
- Lubi sobie pospać na świeżym powietrzu
- Przyjaciele mówią na niego "Nine"
- W wolnych chwilach rzuca rowerami w przechodniów
- Wyrywa kartki z kalendarza jak nikt nie patrzy</p></div></div>


Ostatnio zmieniony przez Admin dnia Wto Lip 27, 2021 10:10 pm, w całości zmieniany 1 raz
Admin
avatar
Re: KP NPC Wto Lip 27, 2021 10:04 pm

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Alva Dahlbergh</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://demigods.forumpolish.com/users/4116/16/80/16/avatars/11-73.jpg"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>33 lata<div>Boski rodzic:</div>Freya <div>Pochodzenie:</div>Seattle, stan Waszyngton, USA<div>Staż w obozie:</div>10 lat<div>Ranga:</div>Kapitan drużyny<div>Drużyna:</div>Aegira</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Chastain Jessica</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Rude i długie włosy zdecydowanie są jedną z cech charakterystycznych dla tej, mierzącej 163 cm, kobiety. Na co dzień nosi je spięte w kucyk lub splecione w gruby warkocz z racji wykonywanej profesji. Zdarza się jednak, że pozostawia je rozpuszczone, a wtedy niczym nieokiełznany żywioł falują wokół jej twarzy, dodając dzikości spojrzeniu zielonych oczu, podkreślając rysy i obdarzając jej osobę niemal hipnotyzującym urokiem, któremu ciężko się oprzeć. Wygląda wtedy zdecydowanie młodziej, a znaczna blizna biegnąca od przyśrodkowej części czoła, przez lewe oko oraz kość policzkową wydaje się subtelniejsza.
Nie jest zbyt ekstrawagancka i lubuje się raczej w prostych strojach, które przede wszystkim nie ograniczają mobilności. Rzadko kiedy ubiera coś w kolorze innym, niż czarny, co dodatkowo podkreśla jej szczupłą kibić oraz uwydatnia kontrast między jasną cerą oraz ognistymi włosami. Nie można je odmówić sprawności fizycznej. Jak każdy z półbogów przeszła ciężki trening w obozie, toteż pod ciemnymi ubraniami kryje się silne, z subtelnie zarysowanymi mięśniami, ciało.   </p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Chcąc ująć osobowość tej niewinnie wyglądającej osoby w jednym słowie, śmiało można by użyć określenia „nieprzewidywalna”. I na tym każdy mógłby poprzestać dywagacje o Alvie, jednakże to wszystko nie jest takie proste, jak się wydaje. Złożoność tej kobiety zaskoczyła niejednego człowieka czy półboga. I choć przez te trzydzieści trzy lata sama Alva przyzwyczaiła się już do swej złożoności, czasami nawet ona nie potrafi zapanować nad ogniem, który rozsierdza jej wnętrze.
Na pewno nie można jej odmówić sumienności, czy pewności siebie, która wychodzi przed szereg innych cech szczególnie wtedy, gdy musi się zająć swoimi rannymi pacjentami. Nie przejmuje się wtedy, że ktoś może poczuć się urażony jej chłodną postawą czy nader bezpośrednim podejściem. Nie zwykła też zamartwiać się czymś, nad czym zwyczajnie nie ma żadnego wpływu, choć jak każdy miewa chwile słabości, czego jednak stara się nie pokazywać. Pod tym względem jest skryta, choć wydaje się na co dzień raczej otwartą i dość wybuchową osobą, z którą z jednej strony lepiej nie zadzierać, ale dobrze jest mieć w niej sprzymierzeńca. Jest bardzo oddana swojej pracy, jakby wręcz urodziła się po to, by dbać o każdego połamanego czy w inny sposób uszkodzonego delikwenta.
Nie toleruje żenujących żartów, które swoim poziomem sięgają Helheimu oraz ludzkiej głupoty. Stara się być naprawdę wyrozumiała dla wszystkich spotykanych na swojej drodze person, lecz niekiedy nie wytrzymuje. Pół biedy, gdy po prostu odwróci się na pięcie i sobie pójdzie. Gorzej jest, gdy zbyt rozjuszona zacznie rzucać dość mało subtelnymi uwagami oraz przyrównywać wszystkich do największych idiotów stąpających po którymkolwiek ze światów. Wtedy najbezpieczniej jest usunąć się z jej drogi, zniknąć, umrzeć lub przeprosić nawet wtedy, gdy w sumie nie zrobiło się niczego złego. Przy Alvie dobrze jest mieć dość mocno wypracowany instynkt zachowawczy, w przeciwnym razie zamiast wyleczenia, można sprowadzić na siebie łomot i zgon. Poza tym wszystkim, rudowłosa półbogini jest osobą nader czułą, jeśli ktokolwiek i kiedykolwiek sobie na to zasłuży oraz wybitnie oddana sprawie, czy danej osobie. Lojalność jest czymś, co ma dla niej wartość niemal największą spośród wszystkich ludzkich cnót.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p> [i]Czy warto dać się niemal zabić za głupi tytuł? To w sumie bardzo dobre pytanie, choć teraz z całą pewnością mogę powiedzieć, że nie. Nie warto. A fakt, że akurat ta kwestia w moim przypadku wypłynęła całkowicie przez przypadek nie poprawia mi samopoczucia. Stwierdziłam jednak, że mając więcej możliwości, niż inni, będę mogła być bardziej skuteczna, pomocna. Jak jednak do tego wszystkiego doszło? Nie zostałam kapitanem dlatego, że chciałam. Świadomie nigdy nie podjęłabym się tego zadania. Los jednak, po raz kolejny, zadecydował inaczej...[/i]

[u]Gdzieś w USA, kilka lat temu[/u]

Nagły wybuch, który nastąpił w najmniej oczekiwanym momencie rozdarł wcześniej podejrzanie zastane powietrze, które jeszcze chwilę temu byliśmy w stanie kroić swoimi mieczami. Wyczuwaliśmy, że jest coś nie tak. Niemalże mogłam pokazać, skąd nagle na nas wyskoczy jakaś maszkara. Tylko, że to nie było żadne mitologiczne zwierzę, czego mogliśmy się spodziewać. Czego nawet pragnęłam. Byłoby zdecydowanie łatwiej? Może.
Zaprzysiężeni przeciwnicy naszego obozu, niczym wataha wilków, otoczyli nas zewsząd. Początkowy pirotechniczny pokaz miał nas przestraszyć i spłoszyć, co prawie im się udało. Nie rozbiegliśmy się jednak jak tchórze, lecz każdy z nas dobył broni i w skupieniu zwarliśmy szyk, aby nie pozwolić im nas rozdzielić. Moglibyśmy wtedy nie mieć żadnych szans.
Cholera. Niemal nie mieliśmy żadnych szans.
Natarli w skupieniu, jak maszyny, a nie półbogowie. W ich ruchach niemal nie pozostało nic z tego, co dla nas jest takie naturalne. Owszem, można być biegle wyszkolonym w sztukach wojennych, ale bezwzględność, która dotkliwie wyzierała z każdego ich ruchu była bodaj bardziej paraliżująca, niż sam fakt, że mają przewagę liczebną. A moment samego zetknięcia się ich broni z naszymi wywołał pośród nas tak mocne napięcie, że każdą cząstką siebie odczuwałam determinację swoich przyjaciół. Wiedzieliśmy, że naszą jedyną i najmądrzejszą opcją jest ucieczka. Martwi nie przysłużymy się nikomu.
Świst, szczęk stali, krzyki i głośne sapnięcia. Chrupot łamanych goleni i stłumione przez śmiertelne drgawki jęki.
- Alva, za tobą! - Ciągle słyszałam.
- Zabiję cię, szmato! - Ktoś wołał.
- Już po was, wy boskie kurwy!
Wszystko działo się bardzo szybko. Chyba pierwszy raz w życiu dotarło do mnie, jak bardzo mało jeszcze widziałam i doświadczyłam, woląc zatonąć w spokojnych murach obozowego szpitala, nie wychylając się za bardzo przed szereg. Owszem, byłam pewna swoich umiejętności, gdyż regularnie trenowałam, ale jednak nie byłam przygotowana na coś takiego. Daliśmy się podejść jak dzieci.
Pierwszy dostał Reager. Wtedy też poczułam, że jeśli ktoś nami nie pokieruje, nie damy rady. Podbiegłam do niego i nim ostateczny, wyparowany w niego cios zdążył dosięgnąć jego ciała, wypuściłam śmiercionośną strzałę, która wbiła się w szyję naszego przeciwnika. Dziewczyna nie zdążyła się zastanowić nad swoją sytuacją, krew buchnęła w momencie przebicia tętnicy szyjnej, a ostrze grotu zahaczyło o kręgosłup, uszkadzając tak istotny, nawet dla nas, rdzeń kręgowy. Szybka śmierć. Niespecjalnie miła, ale względnie szybka. Nie dając sobie jednak czasu do namysłu ruszyłam dalej, wcześniej upewniwszy się tylko, że gdyby ktoś zamierzał dopaść Reagera, moja strzała będzie pierwsza.

[center]**[/center]

- Weź coś, kurwa, zrób! - Wrzask, który wydarł się z piersi Yevena był na wskroś przeszywający i niemal odczuwalny fizycznie przez każdego, kto tylko znajdował się możliwie blisko, aby go usłyszeć.
- Zostaliśmy zaatakowani. Jak to możliwe? Przecież to miała być tylko rutynowa misja, podczas której nawet nie mieliśmy niczego znaleźć. Tylko sprawdzić pogłoski. Tylko zobaczyć i zaraz wrócić. Nie miało być niebezpiecznie – mamrotał Dave, który zamiast zająć się chociażby próbą opatrywania rannych, bełkotał do siebie i krążył dookoła wszystkich niczym w amoku.
Nasza drużyna składała się z pięciu osób, z czego dwie były ledwie żywe. Gdybyśmy nie wykorzystali faktu, że NoGods w pewnym momencie utracili tę swoją nienaturalną przewagę, nie byłoby co z nas zbierać. Na pomoc któregokolwiek z naszych boskich rodziców nie liczyliśmy wcale. I choć moja matka mogłaby czasami się zainteresować swoją jedyną córką, tak chyba założyła, że albo nic mi się nie stanie, albo że najwyżej machnie sobie jeszcze jednego bachora. Obstawiając wersje za pieniądze dość szybko bym się wzbogaciła, tak przeczuwam.
- Zamknij mordę i zrób z siebie jakiś pożytek. Sonja zaraz się wykrwawi, a ty kurwa nadal tylko krążysz – warknęłam do niego ostrzej, niż w sumie zamierzałam. Nie mogłam już jednak tego wszystkiego znieść. Nie miałam też czasu zastanawiać się nad tym, jak bardzo dostaliśmy. Jak bardzo nas zaskoczyli. To nie miało teraz żadnego znaczenia. Nie w momencie, gdy jakoś jednak przeżyliśmy i priorytetem było, aby teraz uratować tych, którzy oberwali. Nie było czasu na panikę. Nigdy nie ma na nią czasu.

[center]**[/center]

Do tej pory nie potrafię dokładnie określić, jakim cudem wróciliśmy do obozu. Nie wszyscy jednak w pełni sił. Bez Sonji. Upewniwszy się tylko, że reszta drużyny została w szpitalu, ruszyłam do Aegira. Chyba jeszcze nigdy nie czułam się tak źle. Mimo iż to nie ja byłam oficjalnym przywódcą tej niezbyt licznej grupy, która została wysłana poza teren obozu, czułam, że to właśnie ode mnie Aegir musi usłyszeć, jak wszystko przebiegło. Myślałam wtedy jeszcze na tyle trzeźwo i logicznie, że bez niemalże chwili na wzięcie chociażby oddechu, zanim bóg zacznie zadawać pytania, zdałam mu cały raport, nie pominąwszy ani jednego szczegółu. Stałam wyprostowana, niczym żołnierz. Raportowałam swojemu zwierzchnikowi, co się właściwie stało. Dlaczego Sonja zginęła, że w obliczu takiej sytuacji, co po prostu się zdarza, Dave spanikował, więc poczułam się w obowiązku przejąć dowodzenie. Życie trzeba chronić. A wystawianie go na bezmyślną śmierć jest czymś, do czego nie można dopuścić. Do czego nie mogłam dopuścić. I że ogromnie żałuję, że nie uratowałam Sonji.
- Uspokój się – rzekł w końcu Aegir, wchodząc mi w słowo. - Zrobiłaś wszystko tak, jak trzeba.
I może to wyraz na mojej twarzy, albo cokolwiek jeszcze innego sprawiło, że bóg się roześmiał. W obliczu takiej tragedii, on się śmiał!
- Z całym szacunkiem, ale tutaj zginął człowiek, a ty...
- Będziesz mieć od jutra jeszcze więcej obowiązków, niż wcześniej. Alvo, córko Freji, idź odpocząć i opatrz sobie to oko, bo paskudnie wygląda. Na pewno zostanie po tym paskudna blizna...
I jak gdyby nigdy nic, oddalił się, zostawiając mnie w całkowitym odrętwieniu. </p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>+ Jest fanką ciężkiej muzyki metalowej oraz rockowej
+ Uwielbia gry komputerowe, szczególnie trylogię Mass Effect oraz Dragon Age
+ Mimo ognistego temperamentu, nie przepada za siłowym rozwiązywaniem konfliktów i stara się dążyć do kompromisów
+ Od przeszło dziesięciu lat ćwiczy jogę, która pomaga jej się wyciszyć po szczególnie ciężkim dniu
+ Nienawidzi ananasa i marcepanu
+ W zaciszu swojego mieszkania piecze ciasta i ciasteczka, szczególnie wtedy, gdy się czymś denerwuje
+ Namiętnie czyta książki (gdy tylko ma na to czas)
+ Jej ulubioną postacią z Gwiezdnych Wojen jest Qui-Gon Jinn</p></div></div>


Ostatnio zmieniony przez Admin dnia Wto Lip 27, 2021 10:10 pm, w całości zmieniany 1 raz
Admin
avatar
Re: KP NPC Wto Lip 27, 2021 10:06 pm

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Rose Drayton</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://i.imgur.com/mCLdhiA.png"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>20 lat<div>Boski rodzic:</div>Demeter  <div>Pochodzenie:</div>Surrey, Wielka Brytania <div>Staż w obozie:</div>10 lat <div>Ranga:</div>członkini drużyny<div>Drużyna:</div>Asklepiosa </div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Brady Millie</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Primrose odziedziczyła urodę definitywnie po matce, jej twarz zdobią piękne, niebieskie oczy, świeże niczym wiosenny poranek. Ciemnobrązowe włosy wydobywają porcelanowy urok cery, a jej ciepły uśmiech potrafi roztopić nawet najbardziej zlodowaciałe serca, szczególnie wtedy gdy policzki pokryją się rumieńcem. Nie jest ani za niska, ani za wysoka, mierzy sto sześćdziesiąt dwa centymetry wzrostu, waży około pięćdziesięciu dwóch kilo, przez co, można rzec, że przyjemnie się na nią patrzy. Nie jest też specjalnie wysportowana, ćwiczy jedynie podczas obowiązkowych treningów w obozie, więc jej ciało jest zbite i jędrne, lecz nie atletyczne, ani muskularne. Rose nie przepada za makijażem, stawia na naturalność, stosuje natomiast bardzo dużo kremów i zabiegów pielęgnacyjnych na swoją skórę, a także ma obsesję na punkcie dbania o swoje dłonie, stopy i paznokcie; odżywki, oliwki, witaminy, zioła. Nie stosuje kolorowych lakierów jedynie bezbarwne odżywki, które pozwalają jej zachować długie, twarde paznokcie. Prim porusza się z gracją i elegancją, nawet wtedy gdy przekopuje grządki w ogrodzie, oprócz tego jej ruchy są delikatne i ostrożne, co wypracowała z czasem, ponieważ w dzieciństwie wyglądało to zupełnie inaczej…
W ubiorze skupia się na tym aby wyglądać schludnie i grzecznie, dużą wagę przykłada do tego aby jej ciuchy pachniały, przez co nie stosuje perfum. Do prania dodaje swoje własne mieszanki zapachowe, a ktoś ze sprawnym nosem mógłby przysiąc, że czuje drogie perfumy: mieszankę galbanum, kwiatu czarnej porzeczki, drzewa sandałowego, piżma, chińskiego wiciokrzewu, jaśminu oraz tuberozy.
Primrose przepada za noszeniem długich spódnic, niekiedy nawet do ziemi, co daje jej nieco dekadencki urok, a także niezależnie od temperatury lubi mieć ze sobą sweter – trochę z niej zmarzluch. Bardzo lubi wplatać kwiaty we włosy lub przyozdabiać głowę świeżymi wiankami, a także wsuwać drobne rośliny między sploty w swetrze.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Rosie jest… specyficzna, z pozoru wydaje się cichą, zamyśloną i niedostępną osobą, lecz tak naprawdę, kiedy da się jej szansę, okazuje się bardzo towarzyska, pełna ciepła i dobroci, którą pragnie podarować innym. Co ciekawe, jej pozorna aura przyciąga najczęściej… dzieci i ludzi ciekawskich, jednak skupmy się na małych brzdącach. Córka Demeter jak mało kto posiada rękę, cierpliwość i pewną dozę infantylności, aby dobrze zajmować się młodymi członkami przebytymi do obozu, a także jeszcze mniejszymi dziećmi, które znajomi czasami lubią z nią zostawić. „Ciocia Rosie”, tak czasem o niej mówią – zawsze zaplecie wianek, opatrzy ranę, zabawi, przytuli, ale też pouczy jeśli trzeba, z żelaznymi nerwami opanuje grupę brzdąców, która spędzała sen z powiek satyrom. Tak samo jest ze zwierzątkami, które reagują podobnie jak dzieci; słuchają się, a często same biegną w jej kierunku gdy ją zobaczą.
Primrose sama w sobie cechuje się wielkim poczuciem idealizmu, które przelewa na rzeczywistość, nie marzy bezczynnie, zawsze stara się zdeterminowanie dążyć do wyznaczonych celów, osiągając jak najlepsze wyniki. Posiada także bardzo silnie ugruntowane poglądy i będzie niestrudzenie walczyć o swoje idee; ogromny potencjał, który posiada wykorzystuje jednak do pomocy innym, uważa to poniekąd za cel swojego życia; ma bardzo egalitarne podejście do życia. Wierzy, że każdy może stać się lepszy, a sekretem do złagodzenia tyranów jest wypełnienie świata miłością, dobrocią i współczuciem. Często przez swoją chęć naprawiania świata i go uwrażliwiania, zapomina o swoich potrzebach, co wiąże się z jej częstymi problemami zdrowotnymi i stresem, który uwalnia w samotności – najczęściej w postaci płaczu. Czasami gdy natłok spraw zacznie ją już przygniatać, wówczas ma skłonność do izolowania się od świata, wycofuje się, dla niektórych taka postawa wydaje się dziwna oraz niezrozumiała, jednak Rose należy naprawdę zostawić w spokoju, ponieważ tylko w samotności jest w stanie dostatecznie się zrelaksować i odzyskać energię.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>Świt obdarował obóz pierwszym powiewem lata, właśnie skończyła się wiosna, inaczej niż zimą, obozowe ranne ptaszki, już zaczynały się krzątać żwawo między budynkami. Jedni wypełniali swą codzienną, treningową rutynę kończąc kolejne okrążenie wokół koloseum, inni kończyli wypiekać świeże bułki na śniadanie i wołali, kusząc zapachami, na śniadanie, a kolejni wychodzili dopiero z biblioteki po całonocnej nauce oraz wertowaniu ksiąg dla własnej przyjemności, oddając pieczę kolejnym duszyczkom pragnącym wiedzy. Gdzieś między tymi wszystkimi herosami spacerowała Primrose, przyodziana w swoją ulubioną spódnicę do robótek w ogrodzie oraz cienki sweter.  Powolnym krokiem szła w kierunku Ogrodów Demeter, aby zająć się tamtejszą roślinnością. Niosła kosz pełen sadzonek różnorakich kwiatów, a w drugiej ręce rękawice i narzędzia do jej ulubionej pracy. Wyglądała niczym duch zagubiony w czasie, błądzący między innymi; spokojny, opanowany, nie szukający zwady; jedni przez to wcale jej nie zauważali, inni zaś zagajali, a ona odpowiadała z uśmiechem, życząc każdej dobrej duszy zdrowia. Tuż za nią rytmicznym truchtem podążało spore psisko, które z kolei zwracało uwagę każdego; swoim wilczym urokiem nęciło każdego by pogłaskał za uchem, po pleckach, a może nawet podzielił się jakąś przekąską, ale gdy tylko jego pani odchodziła za daleko, psina rzucała się do niej biegiem.
Kiedy córka Demeter doszła do ogrodów, ujrzała zdewastowane krzewy i kwiaty, aż wszystko co trzymała w rękach uderzyło z hukiem o ziemię. Wszystko o co tak dbała, ktoś postanowił zdeptać, zniszczyć dla kaprysu. Jednak wszystkie zniszczenia były świeże, jakby… ktoś właśnie się przewrócił? Czołgał? Bobby, natychmiast zaczął węszyć po śladach zniszczeń, a zza jednego z drzew Rosie usłyszała jęk, pies postawił uszy i podbiegł do drzewa, podobnie uczyniła dziewczyna uprzednio starając się mieć na uwadze, aby nie zniszczyć tego co jeszcze przetrwało. Widok był co najmniej  obrzydliwy; młody chłopiec – nie więcej niż trzynaście lat – wymiotował, majacząc i próbując wstać, lecz co chwilę upadał, depcząc i zdzierając mech z drzewa. Primrose zebrała się w sobie i pomogła chłopcu wstać, lecz wciąż musiała go asekurować. Natychmiast zaczęła wypytywać go co się wydarzyło, można rzec, że przeprowadziła pewnego rodzaju wywiad lekarski, jednak jedyne co się dowiedziała, że jest podobno wielką cukinią, a jej pies zdziczałym bakłażanem… Czyżby chłopiec zażywał jakieś narkotyki?
- Czym tyś się potruł… - mruknęła i zaczęła powoli prowadzić dzieciaka w kierunku szpitala, uprzednio nakazując Bobby’emu zostać w ogrodzie i pilnować wszystkiego co zostawiła. Nie była już zła za urządzenie pobojowiska z miejsca jej pracy, bardziej teraz się martwiła, że młodemu chłopcu może coś się stać gorszego niż tylko wymioty. Ostatecznie odległość od ogrodów do szpitala, pokonali w zadziwiająco szybkim tempie, lecz na sam koniec, właściwie na ostatniej prostej młodzian uraczył Rose wybitnie kolorowym pawiem puszczonym wprost na jej ubrania. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i zbierając się w sobie dotarła do szpitala, udając, że żaden wypadek nie miał miejsca w obrębie jej ubioru. Nie mogła się przecież denerwować, przecież trzeba było pomóc biednemu młodzieńcowi. Zaprowadziła chłopca na oddział zatruć, opowiedziała wszystko znajomym, tak aby należycie się nim zajęli. Na początku chciała zabrać się sama za opiekę nad znalezionym niedorostkiem, jednak nie miała dzisiaj dyżuru, a przyjaciółka skutecznie zapewniła ją, że wszystko będzie w porządku, że nie wygląda to na nic groźnego i chłopak musi najzwyczajniej odpocząć. Rosie zacisnęła zęby słysząc diagnozę koleżanki… ale nie mogła jej podważać. Opuszczając szpital przyjrzała się wielkiej plamie na swojej spódnicy i dojrzała na niej przylepione nasionko… odkleiła je i obejrzała dokładnie. Bieluń? Tak, córko. Ile mógł zjeść takich nasion? Może i półbóg, ale już niewielka garstka nasion mogła przecież zabić kogoś w jego wieku… Bieluń sam w sobie był bardzo toksyczną, aczkolwiek piękną rośliną, jednak jego nasiona były najbardziej trujące. Natychmiast wróciła na oddział, pchnięta jakby boskim rozkazem.
- Bieluń! Zjadł bieluń. Natychmiast musicie przepłukać mu żołądek, albo spowodować wymioty, bo chłopak umrze – stanowczość jej tonu zmroziła wszystkich w pomieszczeniu. – Znalazłam nasionko w jego… wymiocinach.
Nie wiele czekała, aż dyżurni zajęli się ratowaniem chłopca, który prędzej zaczynał przypominać ożywione zombie niżeli młodego herosa. Bacznie przyglądała się zabiegowi, oczywiście z odpowiedniej odległości, nie chciała też stwarzać niepotrzebnego ciśnienia na personelu dyżurującym. Po wszystkim, odetchnąwszy z ulgą wyszła z pomieszczenia i udała się w kierunku terenów mieszkalnych, musiała się w końcu kiedyś przebrać.
Wróciła na swoje miejsce do ogrodów, przebrana i czysta – tylko po to by ponownie pobrudzić się, choć tym razem ziemią. Teraz należało posprzątać cały rozgardiasz, który wykreował się rankiem. Psina oczywiście pilnowała pozostawionych przez Rosie rzeczy, a gdy tylko Bobby ujrzał właścicielkę, natychmiast do niej podbiegł i żądał pieszczot za swoją wartę. Czy je dostał? Oczywiście. Rosie ze strapioną miną przyglądała się rozdeptanym kwiatom, które jeszcze wczoraj emanowały kolorem i zapachem, a dziś, zmieszane z ziemią, wyglądały mało zachęcająco – prędzej jak pożywka dla ślimaków, niżeli barwnych motyli.
- No dobrze… czas troszkę oszukać i pomóc naturze - mówiąc to podeszła do pierwszej zniszczonej rośliny i uklęknęła, kładąc delikatnie dłoń na połamanym krzewie. Muskając opuszkami palców drobne listki, przymknęła oczy i skupiła się, a roślina zaczęła pięknieć, z połamanych gałązek zaczęły wyrastać nowe, z listkami o kolorze żywszym niż reszta krzewu. Nie wymagało to od niej wielkiego wysiłku, starała się oddać swą energię roślinie, aby ta mogła się regenerować. Wkrótce Rose poczyniła podobnie z resztą zniszczeń w ogrodzie, można pokusić się o stwierdzenie, że po tej magicznej ingerencji natura wyglądała piękniej. [i]Dziękuję, mamo.[/i]</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>✿ czasami wystarczą jej zaledwie trzy godziny snu aby w pełni funkcjonować w ciągu dnia - ale zdecydowanie częściej lubi się wyspać;
✿ nie przepada za mięsem, jeśli już decyduje się na coś mięsnego to ryby;
✿ nie brzydzi się żadnych żyjątek, zbyt często grzebie w ziemi;
✿ kocha zajmować się roślinami i ogrodem, sprawia jej to wyjątkową radość;
✿ wprost przepada za okazjami, w których może się za kogoś/za coś przebrać;
✿ pija raczej tylko białe herbaty oraz napary z ziół;
✿ jest fanką kina wszelkiej maści (w tym musicali i bajek);
✿ posiada przeuroczego, czteroletniego Tamaskan Doga o imieniu Bobby, jest jej wiernym towarzyszem gdziekolwiek by nie poszła;
✿ Rosie uwielbia spacerować po górach, a także wchodzić na drzewa;
✿ kupując dla niej kwiaty odpuść sobie jakiekolwiek róże i sięgnij po goździki, to te kwiaty kocha najbardziej dostawać;  
✿ w dzieciństwie została zaatakowana przez utopca, od tego momentu trapi ją lęk przed jeziorami;
✿ jej broń to łuk i strzały skryte pod postacią naszyjnika, o… jakżeby inaczej, kształcie łuku z kołczanem pełnym strzał;</p></div></div>


Ostatnio zmieniony przez Admin dnia Wto Lip 27, 2021 10:09 pm, w całości zmieniany 1 raz
Admin
avatar
Re: KP NPC Wto Lip 27, 2021 10:09 pm

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">James Lorcan Anderhil</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://i.imgur.com/fvlpu9S.png"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>28 lat <div>Boski rodzic:</div>Magni <div>Pochodzenie:</div>Szkocja, Ullapool <div>Staż w obozie:</div>18 lat<div>Ranga:</div>Członek drużyny<div>Drużyna:</div>Tyra</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Barnes Ben</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>James, jest wysokim (187 cm) mężczyzną o atletycznej sylwetce. Od najmłodszych lat miał kontakt z końmi lubił pływać, a przede wszystkim pokochał sporty walki i z zamiłowaniem je uprawia między innymi; kick-boxing, wushu oraz karate w stylu Mishima. Aktywność fizyczna wprowadzona już za dziecięcych lat w przyszłości zaowocowała, a lata spędzone w obozie zahartowały ciało kształtując je na wzór szlachetnych synów Sparty.
Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy, cóż może i coś w tym jest, a może to tylko wymysł jakiegoś poety? Jednak niezaprzeczalnie cechą szczególną u Jamesa, są jego oczy. Rzekłbyś zagadkowe zdolne wyrażać skrajne okrucieństwo jak i szlachetną, niewymuszoną dobroć. Zdradzające się często w chwilach ekscytacji ognikami, które kiedyś matka widząc je nazwała żartobliwie „diabełkami”. I ilekroć chłopak, był czymś żywo zainteresowany, czy też w chwilach radości te dwa „diabełki” fikały koziołki. Oczy te są barwy ciemnego orzechu. Na twarzy herosa, znacznie częściej uświadczymy delikatny uśmiech świadczący o pogodzie ducha, niżeli obojętność i smutek. Owszem bywają dni kiedy to melancholia pogrąży umysł młodzieńca wówczas poszukuje samotności i wytchnienia. Jednakże stosunkowo rzadko popada w taki stan. Patrząc z perspektywy obserwatora Anderhil uchodzi za przystojnego mężczyznę o czarującym uśmiechu.
Ciało mężczyzny poznaczone jest kilkoma bliznami są to pamiątki po odbytych misjach, bądź pojedynkach z innymi półbogami.
Zwykł ubierać się tak, aby zachować swobodę ruchów nie wzgardzi koszulą i krawatem ale znacznie lepiej czuje się w dopasowanej zbroi. W dniu opuszczenia domu rodzinnego matka przekazała mu swój „klejnot” naszyjnik, który dostała od Magniego, była to „Evening Star”.  Z kolei na wskazującym  palcu prawej dłoni nosi sygnet z białego złota przedstawiający misternie wykonanego Uroborosa zjadającego własny ogon jest to pamiątka po ojcu. Biżuteria ta zmienia się w miecz, którego klingę zdobi grawerowana sentencja zapisana runami oznaczająca w dosłownym tłumaczeniu „na pohybel skurwysynom”.  </p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Charakter to coś, co kształtuje się przez całe życie wskutek różnych sytuacji, doświadczeń i przeżyć. Mimo to fundamentalne cechy rzadko się zmieniają. Wychowywany przez samotną matkę James, doświadczył miłość, przekonał się o poświęceniu i zrozumiał czym jest szacunek. Mimo braku ojca nigdy nie odczuwał pustki w sercu. Nie było sensu trzymać jej dla kogoś, kto wypiął się na rodzinę. Brak jednego z rodziców czy tego chciał, czy nie odbił jednak swe piętno. Jako dziecko, był wrażliwy i kurczowo trzymał się matczynej ręki co często bywało powodem drwin ze strony rówieśników. Jednak z czasem nabrał dystansu do ludzi. Zrozumiał, że życie nie daje taryfy ulgowej i tylko czeka na sposobność by kopnąć w tyłek.
Jest człowiekiem z wyraźnie określonymi zasadami i nie zwykł ich naginać.  Przez otoczenie często postrzegany jako; staroświecki, bez krzty humoru, poważny, elegancik. Jednakże dla osób, które darzy sympatią, jest życzliwy i pomocny, a przede wszystkim lojalny. Natura obdarzyła go sporą dawką empatii i wrażliwości co w dzieciństwie było brane za słabość. Ceni sobie spokój i ciszę lubi samotność raczej duszą towarzystwa go nie można nazwać woli zdecydowanie bardziej trzymać się na uboczu. Honor, poświęcenie, przyjaźń to wartości, którymi kieruje się w życiu.
Szarmancki i kulturalny w stosunku do innych i zazwyczaj pogodnie spogląda na świat. Dla wrogów jednak niemający litości, pamiętliwy i cięty, nie zwykł dawać drugiej szansy.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>09. 11. AD 2014 Kanada, Rossland

Płatki śniegu leniwie opadały pokrywając białą perzyną senne miasteczko, które od kilku dni spoczywało w szponach mrozu. Ludzie pochowali się w domach widząc, że w taką pogodę nie ma sensu ruszać tyłka sprzed telewizora. I wcale im się nie można było dziwić, mało komu przychodziło do głowy włóczenie się tym bardziej, że zmierzchało. Wyjątek jak zwykle stanowił pub będący najjaśniejszym punktem w całej mieścinie. Niczym latarnia morska wskazywał drogę zbłąkanym, pragnącym towarzystwa lub jeno spragnionym duszom. Jedyny w mieście przez to tłumnie odwiedzany, lecz dzisiejszego dnia jakby i jemu udzieliła się atmosfera. Jedynie starzy bywalcy przesiadywali po kątach w jednym z nich siedział mężczyzna w podartym i brudnym płaszczu ze śladami zmęczenia odbitymi na twarzy. Ów przybysz nie opowiedział się barmanowi z imienia, a jedyne co ten wiedział to fakt, że wędrowiec ten nadszedł z północy.
Wszystko szło zgodnie z planem oczywiście do czasu. Zawszę kurwa musi być jakiś haczyk, ot taka niespodzianka od losu… – pomyślał nim upił łyk ciemnego piwa. Myśli o tych wydarzeniach prześladowały go na jawie i w marach sennych, lecz to nie z żalu po poległych, owszem była to tragedia jednakże śmierć dla herosa to chleb powszedni i trzeba się z tym pogodzić, a żal w sercu stłumić. Jednak myśli mężczyzny zajmowało to jakim cudem dali się tak podejść, tak perfidnie zwieść, jak naiwne bachory wystawić na odstrzał. I pomyśleć, że pierwotny plan zakładał zupełnie co innego...
Zupełnym przypadkiem znalazł się wśród wybranych przez Tyra i Dionizosa herosów, którzy mieli udać się na tajną i niezwykle ważną wyprawę w celu odszukania legendarnego artefaktu zwanego „łzą Ashy”, który wedle pogłosek zaginął, bez mała sześć wieków temu. Wyruszyli piątego dnia o świcie dziewięciu piechurów i jak. Po dniach spędzonych na przygotowaniach, planowaniu i zbieraniu informacji wszystko było jasne i klarowne. Półmetkiem podróży, był obóz orków na granicy stanu Montana, gdzie pewien przyjaźnie nastawiony ork o imieniu Maku Trelak zgodził się zostać naszym przewodnikiem w dzikich i odludnych regionach centralnej Kanady. Ork ten okazał się nad wyraz przyjaznym i elokwentnym towarzyszem wędrówki, a podczas obozowisk raczył nas swym słowiczym śpiewem i grą na lutni. Odszukanie artefaktu było względnie prostym zadaniem bowiem przybliżone współrzędne zostały nam przedstawione przez Dionizosa, a także bóg ostrzegał, że moc tego przedmiotu przyciąga najmroczniejsze spośród potworów. Wówczas jego słowa odebraliśmy jako „radę dobrego wujka” nie wiedząc co przyniesie przyszłość, a ta jak się okazało zweryfikowała nas okrutnie i bez litości.
Wskazówki podarowane przed boga okazały się pokrywać z prawdą i bez większego trudu odnaleźliśmy wejście do lodowej groty, u podnóża góry. Kroczyliśmy pewnie, bez lęku zachowując jednakże czujność, gdyż wiedzieliśmy, że tego typu miejsca aż roją się od przeróżnych plugastw i tak też było w tym przypadku początkową przeszkodą okazał się być zdziczały troll jaskiniowy, który jednak nie stanowił dla wprawnych herosów większego wyzwania. Później nie było już tak kolorowo, a lód i głazy groty ubarwiła posoka półbogów zaścielona truchłem stworów. Mimo to kroczyliśmy dalej w głąb mrocznej i mroźnej otchłani pogrążając się w tym lodowym piekle. Nie licząc godzin schodziliśmy dalej w głąb zdawać, by się mogło, że dosięgniemy samego Niflheim. Jednak nie, los okazał się łaskawszy niż kraina bogini śmierci, acz nie mniej okrutny.
Zamieszkująca pod sercem góry bestia potomek mroku przed, którym drżą nawet bogowie. Stwór o czerwonych ślepiach w których drzemie ukryta furia. O rękach splamionych krwią dziesiątek niewinnych istot. To on odnalazł „łzę Ashy”, a my odszukaliśmy śmierć z rąk True Ogre…
Cud, jak można określić to, że wraz z Orkiem przeżyliśmy można wytłumaczyć tylko i wyłącznie jego pierwotnym instynktom przetrwania. Czując zagrożenie uciekł chwytając głupiego i naiwnego półboga jak worek kartofli nie bacząc na jego protesty i krzyki mordowanych. Nie obejrzał się za siebie i biegł na złamanie karku przed siebie. Bestia widocznie ledwo co przebudzona z letargu nie dostrzegła uciekających zajęta intruzami, którzy ośmielili się ją zbudzić.
Późniejsze wydarzenia jawiły się jak sen trudno orzec co było prawdą, a co tylko wytworem wyobraźni. Z Maku Trelakiem nie poruszaliśmy tematu o stworze z lodowej groty. Niedługo potem przyszło nam się rozstać na skraju starej puszczy…

Ponowne przetrawienie sytuacji sprzed paru dni obudziło gniew i rządzę zemsty na stworze, który wybił całą drużynę. Niemniej rozsądek ostrzegał, że głupotą byłaby pojedyncza szarża na True Ogre, tu potrzebny jest legion herosów, a nie jeden naiwny kretyn, któremu fartem udało się uniknąć kostuszej kosy. Śmierć na polu walki jest chwalebna i upragniona przez każdego wojownika, lecz tylko idiota stanie w szranki z bestią, której lękają się bogowie. Jedyną opcją pozostało wrócić do obozu i zawiadomienie Tyra o niepowodzeniu wyprawy.
Spojrzał na resztkę piwa mimo, że ochota na jeszcze jednego była to pokonał tą pokusę i wypił bez dalszego namysłu chłodnawy alkohol. Nie zdołał zrobić nic więcej bowiem, gdy się sposobił do wstania pod jego stolik podeszło trzech rosłych mężczyzn zagradzając drogę do wyjścia. Stosunkowo młodych nawet można pokusić się o stwierdzenie, że rówieśników Jamesa. Jeden z nich miał na twarzy wyraźnie odciśnięte ślady po ospie i ten właśnie odezwał się jako pierwszy. 
– Czego taka zapijaczona przybłęda szuka w naszym mieście, he? – podchmielony głos mężczyzny nieprzyjemnie zadźwięczał w uszach. James, przełknął ślinę czując, że dyplomacją nie zmieni intencji tych ludzi. Potrafił czytać z ruchu ciała i gestów to też domyślił się że podpici faceci szukali rozrywki. A obcy i skromnie odziany przybysz prezentował się wręcz wybornie dla wyładowania gniewu.
– Was jest trójka – półbóg powiódł po nich wzrokiem – a ja jestem jeden. Ale wcale nie jest was więcej. Widzicie to taki matematyczny paradoks i wyjątek od reguły. – Uśmiechnął się półgębkiem czując jak napinają się mięśnie w przeczuciu bliskiej aktywności.
–  Znaczy, że jak? Co? Kurwa na rozum z osłem się zamieniłeś? Gadaj po ludzku! – warknął ospowaty i zacisnął pięści. Widać irytowała go ta rozmowa.
– Mówię, żebyście spierdalali stąd w podskokach. Póki jeszcze jesteście zdolni do podskoków.
Na reakcję mężczyzn nie trzeba było długo czekać z miejsca rzucili się na przybysza. Pierwszy doskoczył ospowaty i ciosem pięści chciał trafić w szczękę został jednak zblokowany i odepchnięty. Dwóch jego kompanów nie zdając sobie sprawy z tego kogo atakują przepuściło ciosy wolne i koślawe, proste do uniknięcia. Anderhil, czując w sobie ochotę do mordobicia i chęci pozbycia się negatywnej energii jaka go przytłaczała przez ostatnie kilka dni. Przeszedł z defensywy do ataku pierwszego poczęstował serią trzech ciosów i to wystarczyło, by oponent padł jak rażony piorunem na deski. Widząc, że przybysz potrafi co nieco dwójka trzymająca się na nogach zmieniła taktykę i wyciągnęli noże
– Nie radzę, noże kaleczą – lecz było już za późno na rady. Lider grupki  rzucił się wprost na herosa. Ten nie myśląc za wiele wręcz działając instynktownie uniknął pchnięcia i porwał z blatu stolika ołówek, który niezawodnie zapodział się barmance podczas przyjmowania zamówienia, a teraz tkwił w oku ospowatego zagłębiony do połowy.
Kompan ospowatego widząc to nie uciekł, a ku zaskoczeniu Jamesa, zaatakował. Cięcie od góry na skos miało zapewne trafić w twarz, lecz heros bez trudu uniknął cięcia samemu rewanżując się kopniakiem pod kolano i zakończenia tej żałosnej farsy wbijając zakrwawiony i lekko nadłamany ołówek w ucho przebijając bębenek i co tam jeszcze było. Atakujący zaryczał przeraźliwie z bólu i padł na kolana. 
Anderhil, otarł niespiesznie krew z mankietu płaszcza i ruszył do drzwi nie zatrzymywany przez nikogo. Żegnany szlochem barmanki, która stała skamieniała trzymając kurczowo butelkę whisky i haftami zapijaczonego dziadygi, któremu jak widać alkohol nie służył.
Nie powróci już do tej miejscowości, lecz nie z wyrzutów sumienia. Tych nie ma wcale wszak ostrzegał. A raczej z innego powodu bardziej prozaicznego, a mianowicie kanapki o które prosił były podane z keczupem, a nie tak jak prosił z majonezem i piwo za mocno chrzcili...  </p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>- Ma doskonały kontakt z Matką, która mieszka w rodzinnym miasteczku.
- Uwielbia aktywność fizyczną.
- Zrobił prawo jazdy na motocykl i samochód.
- Poznał tajniki hodowli jaków.
- Przez cztery miesiące na terenie Mongolii tropił Ulfherdina, aż wreszcie dopadł drania.
- Kumpluje się z kilkoma Orkami w tym jednemu z nich zawdzięcza życie.
- Swój "pierwszy raz" miał z Sukkubem. Do dziś kumple się z niego śmieją, że lubi rogaciznę.
- Niespełniony poeta.
- Według opinii najbliższych przyjaciół jest upośledzony umysłowo (mongolizm).
- Jego jedyni przyjaciele to Ragnar, Folklore, Giotto i Fuhrer.
- Ma słabość do pięknych kobiet.
- Potrafi gotować.
- Uwielbia kuchnię włoską, japońską i chińską.
- Zabił dwójkę ludzi, lecz osoba podająca jego rysopis źle go opisała.</p></div></div>
Admin
avatar
Re: KP NPC Wto Lip 27, 2021 10:13 pm

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Maryline DiLaurentis</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://i.imgur.com/LWGSdOU.png"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>25 lat<div>Boski rodzic:</div>Chione<div>Pochodzenie:</div>Australia, Goldsworthy<div>Staż w obozie:</div>15 lat  <div>Ranga:</div>Członkini<div>Drużyna:</div>Asklepios</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Margot Robbie</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>✧ Pierwsze co się rzuca w oczy, gdy spoglądamy na Maryline, to jej bardzo jasne włosy. Niby to blond, a niby biel. Fryzur nigdy nie miała długich, jej włosy sięgają do ramion i często powiewają swobodnie. Karnacji niestety po swojej ukochanej matce nie odziedziczyła, co prawda blada nie jest, ale bliżej jej do bieli niż do karmelu. Oczy świecą jej niebieskim blaskiem, tęczówki wręcz koloru nieba. Chyba niejeden by się zakochał w tym obliczu. Nad oczami gęste brwi, ładnie zrobione, a nie jakieś takie na odwal się. Nasada nosa wąziutka, a końcówka lekko rozszerzona. Nie zapomnijmy również o ustach, które są powabne i przykryte często matową szminką. Jak gdzieś się wybiera, dajmy na to na spacer, przykrywa je błyszczykiem, a tak, nic poza tym. Tu opowieść o wdziękach Maryline niestety się nie kończy! Panna DiLaurentis ma silne, szerokie ramiona i figurę klepsydry. Tak wiem, zaczęłam od dość dziwnej strony. Szerokie barki, wąska talia, oraz nieco szersze od talii biodra. Ładna, niezbyt duża pupa, no i wiadomo. Dodatki. Na prawej łydce Maryline znajduje się wytatuowany biały wąż, a prawe ucho ma przyozdobione srebrnym kolczykiem. Nie ubiera się w jakieś wysublimowane ciuchy. Czasami co prawda przyłoży się do swojego wyglądu, ale jak nie ma konkretnego powodu, to zwykłe dresowe spodnie, za duża koszulka i trampki jej w zupełności wystarczą. Nie maluje się, nie uważa żeby było to bardzo wymagane przy jej urodzie. Paznokcie ma również zadbane i nie malowane. Nie muszą mieć siedem warstw lakieru, żeby wyglądały dobrze.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>✧ Gdyby określić jak Maryline zachowuje się w stosunku do społeczeństwa to można by powiedzieć, że oschle. Potrafi być nad wyraz złośliwa i często opryskliwa. W stosunku do nowo poznanych osób jest bardzo oziębła, nie lubi zawierać nowych znajomości. Przebywa w gronie tylko i wyłącznie bliskich jej osób, które ciężko sobie zapracowały na jej zaufanie i szczerość. Maryline potrafi być... wredna. Bardzo wredna. Nie raz doprowadzała ludzi do szewskiej pasji swoim jakże wysublimowanym stylem wredoty. Zdarza jej się być bardzo bezwstydną, nie interesuje się opinią innych. Mogliby równie dobrze nie istnieć. Czy jest infantylna? A i owszem, ale tylko w doborowym towarzystwie. Nie obawia się powiedzieć w prost tego co myśli. Nie to, żeby mówiła to co jej ślina na język przyniesie. Jest po prostu bardzo śmiała, nie obawia się niczego.
Jest jednak pewna strona Maryline, która może zaskoczyć nie jednego. Panna DiLaurentis była za młodu zakochana, miłość od pierwszego wejrzenia. Kto by pomyślał, że tak niemiła, wręcz okropna osoba, może stać się w ciągu kilku chwil troskliwa i kochająca? Co prawda zdarza jej się być zaborczą, lubi kiedy ktoś daje jej swoją uwagę. Nie pogardzi również miłymi, wspólnymi chwilami. Czy to przy kominku z książką, czy to w polu walki, tańcząc z wiatrakami. Maryline jest też bardzo wrażliwa, jeśli chodzi o pole miłosne. Przejmuje się zdecydowanie bardziej, gdy ma kogoś w sercu. Blondynka jest też... bardzo uparta. Nie łatwo jest z nią wygrać jeśli już na czymś postawi. Nie zdradziłaby również swojej miłości, jest bardzo lojalna wobec ukochanego i zdarza się, że również zazdrosna.
Podczas walki raczej nie ma co się zastanawiać jak może się zachowywać. Zrobi wszystko by wykonać swoje zadanie. Odrzuci swoje zmartwienia na bok i stanie się bezwzględną maszyną do zabijania.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>✧ Dzień nie był zbyt przyjemny. Padało, a wiatr jeszcze to wszystko pogarszał. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że blondynka miała na sobie cienki płaszcz przeciwdeszczowy. Oczywiście pod spodem cienka koszulka oraz dżinsy, które przylegały niewygodnie do skóry Maryline. Były całe mokre od deszczu, płaszcz wcale nie pomagał. Wlekąc za sobą nogi przez las pełen obrzydliwych roślin w końcu dotarła na miejsce. W jej oczach zabłysnął ten sam blask, kiedy przyszła tu po raz pierwszy. "Dom" wyszeptała cicho, a gdy już podeszła do bariery nie zwlekając ani chwili dłużej weszła do obozu...

Miesiąc wcześniej


Przez ponad pięć miesięcy tropiła Ulfherdina, który notorycznie przeszkadzał mieszkańcom w okolicach Paryża w spokojnym życiu. Kilka dni temu otrzymała informację o jego prawdopodobnej lokalizacji. To było w końcu to. Przez te tygodnie nie dostała prawie nic. Żadnego tropu, tylko pogłoski i ciała, które nie mogły zbyt wiele pomóc w dochodzeniu Maryline. Ta wiedziała jednak, że nie może się poddać i zlekceważyć swojego zadania. Czas spędzony we Francji poświęcała nie tylko tropieniu bestii, ale również treningowi. Im mocniejsza była, tym lepiej dla niej, mogła być pewna, że podoła takiemu zadaniu, a skoro osobiście wręczono jej to zadanie, to oznaczało to nic innego. Tylko ona mogła temu podołać. Nie wybierała się w te tereny z drużyną, poszła sama, co może i nie było dobrym rozwiązaniem, ale ona najlepiej pracowała samotnie. Każdy najmniejszy szczegół ona musiała przeanalizować, nikt inny. Nie ufała ludziom na tyle, by powierzać im takiego poważnego zadania do wykonania.
Tego dnia zadecydowała, że łowy rozpocznie nocą. Wiadomo, ubranie tylko i wyłącznie przystosowane do walki, lekkie, wygodne i miało chronić. Posrebrzana broń też znalazła swoje miejsce w jej ekwipunku. Noc była bardzo spokojna, wskazane miejsce przez informatora było strzałem w dziesiątkę. Oczywiście gęsty las, lekka mgła, słaba widoczność, sporo paproci, krzaków i trochę kamieni. Maryline miała dwa wyjścia, wykorzystać swoje zdolności i zatrzymać potwora z ukrycia albo nie patyczkować się i go po prostu zaatakować. Oczywiście wybrała... to pierwsze. Potwór był zajęty swoją osobą przy leżu, które sobie zrobił. Wyglądało to jak istny kabaret. Nie wyglądał wcale na groźnego, ale zadanie mówiło jasno: zlikwiduj Ulfherdina. Stanęła za jednym z drzew blisko swojego celu. Stwór o dziwo jeszcze jej nie wyczuł, możliwe, że miał zepsuty węch. Blondynka nie była tym kompletnie zainteresowana. Wychyliła się powoli i ostrożnie zza drzewa mierząc ręką w potwora. Zamroziła biedakowi łapy, skowyt był tak głośny, że zdenerwowanie Maryline tylko dołożyło ulfherdinowi. Blondynka zamroziła mu i pysk. Stała co prawda ukryta za drzewami w odpowiedniej odległości, ale widziała wszystko, ból i cierpienie. Bestia błagała o litość... ale jej nie znalazła. Widać było, że wilkołak próbował się bronić, jednakże dziewczyna miała zupełnie inne plany. Zamachnęła się posrebrzanym mieczem, przebiła serce wilkołaka i kilka razy obróciła miecz w jego ciele. Jakby cieszyło ją znęcanie się nad przegranym. Wyjęła po kilku chwilach miecz z ciała potwora i już miała palić jego ciało. Już wyjmowała z kieszeni zapalniczkę, a do plecaka sięgała po butelkę z benzyną. Poczuła dziwne mrowienie po plecach. Wydawało jej się to zbyt proste. I miała oczywiście rację. Osoba, która podała jej informację wprowadziła ją w samo centrum pułapki. Maryline zaatakowana z zaskoczenia dostała mocno pałką baseballową w tył potylicy i zemdlała.

Po kilku godzinach obudziła się przez chluśnięcie wody. Cała mokra krzyknęła i rozglądając się dookoła dostrzegła, że znajduje się w tym samym miejscu, w którym wcześniej była, ale teraz siedziała przywiązana do drzewa. Dwójka rabusiów przeglądała plecak DiLaurentis, gdy informator stał przed nią i zadowolony ze swojego podstępu splunął jej między nogi.
-A myślałem, że herosi są silniejsi.
Maryline powstrzymując gniew czekała tylko, aż mężczyzna odsłoni się, by mogła rozerwać łańcuch, który trzymał ją mocno przy drzewie. Dwójka pozostałych mężczyzn świetnie się bawiła wyjmując bieliznę i ubrania Maryline. Dziewczyna wiedziała jednak, że musi się opanować, jeśli chce przeżyć. Taka walka mogła być dla niej bardzo niebezpieczna.
-No już kochana, zaraz się Tobą zajmiemy...
Wymruczał informator kiedy schylał się w jej kierunku. Nie przewidział tylko tego, że Maryline w ciągu kilku sekund zamrozi łańcuchy, zerwie je i przywali jego głową w drzewo. Podnosząc się szybko z ziemi spojrzała na pozostałą dwójką.
-Dawajcie skurwysyny...
Rzuciła do mężczyzn z lekkim uśmiechem i zamrażając ich w miejscu, tam gdzie stali, przeszła obok nich i zabrała swoje rzeczy. Obróciła się ostatni raz w ich stronę i pokazała im środkowego palca. Pewnie zginęli na miejscu, no chyba, że ktoś tamtędy przechodził, licho wie. Jej spacerowi powrotnemu przeszkodził jednak ryk wilkołaka, który najwidoczniej nie dawał za wygraną. Widać było, że się zregenerował. Maryline tym razem nie miała zamiaru zmarnować benzyny i zapalniczki na jakieś popychadła. Wyciągnęła z pochwy miecz, z plecaka szybko wyjęła butelkę z benzyną. Bestia była szybka, ale nie na tyle, by zaskoczyć DiLaurentis. Gotowa do odskoku ominęła szarżę potwora i wbijając mu miecz w grzbiet przycisnęła go jak najmocniej do ziemi. Oblała go szybko benzyną i odskakując od niego uskoczyła przed jego agresywnym atakiem. W kieszeni miała jeszcze posrebrzany nożyk. Wystarczyło skoczyć w odpowiednim momencie na bestię i przebić jej serce.  Kiedy wilkołak ponownie rzucił się w stronę blondynki ta zrobiła unik w dół i jak wąż wybiła się do góry by wbić nóż w serce bestii. Drugą ręką odpaliła zapalniczkę i podpaliła potwora. Ryk, skowyt, pisk. Maryline stała i patrzyła jak ulfherdin pada na ziemię i ginie w płomieniach z nożem w sercu. Stała tak dobre dziesięć minut upewniając się, czy aby na pewno wilkołak już nie wstanie. A gdy była już gotowa zabrała swój sprzęt, wyczyściła go i odwróciła się na pięcie. Ona już była w drodze powrotnej do ukochanej Ameryki...

Teraźniejszość


Jej mieszkanie nic a nic się nie zmieniło. Stawiała za sobą okropne ślady błota, wchodząc do środka, ale nie przejmowała się tym. Najważniejsze było, że znajdowała się w swoim domu. Po tych kilku miesiącach, tak bardzo brakowało jej tego miejsca, że pierwsze co zrobiła w swoim mieszkaniu to podeszła do regału z książkami i zdjęciami. Na jednej z półek było zdjęcie jej i pewnego mężczyzny, który skradł jej serce. Uśmiechając się jak młoda nastolatka pod nosem wyszeptała jego imię zamknęła oczy rozkoszując się tą chwilą.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>✧ Mówi biegle w języku łacińskim
✧ W swojej kolekcji książek posiada ponad 50 kryminałów, które przeczytała co najmniej 2 razy
✧ Nie pogardzi dobrze zrobioną pizzą salami
✧ Potwornie boi się pająków
✧ Nie posiada zwierzęcia, uważa, że nie umiałaby się nim zająć
✧ W wieku 5 lat jej ojciec zabrał ją na pamiętną wycieczkę do lunaparku - tego samego dnia niefortunnie zginął.
✧ Zawsze podobały jej się odbicia muszelek morskich w lodzie
✧ Jej rarytasem są banany w cieście
✧ Ma prawo jazdy, ale nie prowadzi zbyt często
✧ Uwielbia alkohol, ale tylko w doborowym towarzystwie</p></div></div>
Admin
avatar
Re: KP NPC Wto Lip 27, 2021 10:15 pm

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Jasmine Kerr</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://2img.net/u/3411/42/54/36/avatars/34-36.jpg"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>24 lata<div>Boski rodzic:</div>Atena<div>Pochodzenie:</div>Inverness, Szkocja<div>Staż w obozie:</div>14 lat<div>Ranga:</div>członek drużyny <div>Drużyna:</div>Dionizosa</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Marie Avgeropoulos</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>"Piękno to złudzenie i pułapka na drodze człowieka, jedno z nie dających się objaśnić przekleństw jego istnienia."

Sam fakt posiadania boskiego rodzica, w dodatku matki mogło by przywodzić na myśl, że dziecko musi posiadać nie tylko nadludzkie talenty, ale też urodę. Zapewne by tak było, gdybyśmy mówili o dziecku Afrodyty, a nie Ateny. Bogini, która wyskoczyła z głowy Zeusa w pełnym rynsztunku z okrzykiem bojowym na ustach. To właśnie bardziej charakteryzuje boskie cechy Jasmine, niżeli nadzwyczajna uroda. Wyglądem nie wyróżnia się od zwykłych ludzi.  Jeśli ktoś miałby szczęście zobaczyć Jasmine, której twarz nie jest akurat poorana świeżymi ranami czy też siniakami, to uznałby ją za całkiem przyjemną dla oka. Skóra muśnięta słońcem podczas tych wszystkich ciężkich treningów ma swój urok, którego kwintesencją jest szereg malutkich piegów pod oczami i na nosie. Im cieplej na zewnątrz, tym są wyraźniejsze. Oczy dziewczyny mają niezwykle czystą barwę nieba, która dla jednych jest kojąca, ale innych przeraża. Zmarszczone brwi i iskry lecące z tych jasnych tęczówek bardziej mogą przypominać niebo podczas burzy niż w słonecznych dzień. Nos jak to nos – nieco zadarty, jakby pozjadała wszystkie rozumy. Usta pełne, różowe, często pokrwawione od kolejnego uderzenia w twarz, które zaliczyła na treningu. Pociągłą twarz okalają długie, gęste włosy w kolorze mahoniu. Przy większej dozie światła widać, jak brązowe kosmyki lśnią na bordowo. Często jednak Jasmine eksperymentuje ze swoimi włosami, więc może na nich zawitać dużo większa gama kolorystyczna. Zwykle są spięte lub splecione w warkocz. Co do sylwetki, nikogo nie zaskakuje, że dziewczyna jest szczupła i gibka. Nie można pomylić jej z mężczyzną – zaokrąglone biodra i wyraźny biust są tego wystarczającymi dowodami. Jedynym mankamentem jej sylwetki są rozbudowane ramiona, które stara się ukrywać pod skórzanymi kurtkami. Bywają takie dni, że nawet ona chce się czuć kobietą, a nie tylko wojowniczką.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>"Talent rośnie w samotności, charakter wśród ludzi."

Jak swoja matka, „narodziła” się z okrzykiem na ustach. Zostało to jej do dzisiaj. Przy każdym treningu jej głos niesie się po drzewach, gdy po raz kolejny stara się przywalić manekinowi z taką siłą, by trafić akurat w aortę. Jak to bywa z dzieckiem Ateny, wojnę ma we krwi... jednak wszelakie konflikty stara się najpierw rozwiązać za pomocą szeroko rozumianej dyplomacji. Sama stara się nie być powodem konfliktu, a swojego przeciwnika pokonać jedynie słownie. Oczywiście, na zasadach fair play. Jakkolwiek Jasmine uwielbia pojedynki, tak nigdy nie posuwa się do nieczystych czy zdradzieckich zagrań. Próba zaatakowanie jej za plecami kończy się czystą furią, której mało kto da radę. Preferuje treningi w samotności, kiedy może w pełni skupić się na swoich ruchach oraz technice. Oprócz zamiłowania do walki, co odziedziczyła po matce, lubuje się w sporcie, co akurat ma po swoim ojcu. Jej tata, słynny szkocki rugbysta, Thomas Kerr, zabierał ją na każdy trening. Była pod wrażeniem niezwykłej wytrzymałości i zaangażowania zarówno jej ojca, jak i jego kolegów z drużyny. Znana jest z tego, że gdy akurat nie ćwiczy, zajmuje się graniem w szachy lub inne gry logiczne. Do tego już potrzebuje towarzystwa. Trzyma się raczej ścisłego grona znajomych, a przyjaciół ma raptem kilku. Przy okazji bycia w większej grupie, odzywają się w niej zdolności przywódcze, co często generuje małe spięcia z herosami, którzy nie znoszą żadnych liderów nad sobą. Nie można jednak odmówić Jasmine, że jej decyzje są z reguły dobrze przemyślane i trafne. Nie lubi się mylić, jak już do tego dochodzi, ciężko jej przeprosić. Zmuszona do uległości, robi się krnąbrna i złośliwa. Wiele osób na własnej skórze przekonało się, jak ironiczna może być córa Ateny. Uwielbia posługiwać się czarnym humorem, co nie każdy rozumie. Chociaż mogło by się wydawać, że Jasmine jest samolubną, egoistyczną mądralą, która tylko zadziera nosa, jest nader towarzyska i za swoich bliskich wskoczyła by w ogień, aby ich stamtąd wyciągnąć. Bywają dni kiedy chce czuć się kobietą, a nie tylko heroską, więc czarne, skórzane kurtki i spodnie zamienia na sukienki i spódnice. Wybrańcy, którzy mogli to zobaczyć na żywo. Ponadto lubi tańczyć, przez co często podczas czytania książek czy grania w szachy wystukuje tylko sobie znany rytm i nuci coś pod nosem.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>„Człowiek walczy, by przetrwać, a nie po to, by się poddać.”

- Cholera... – Jas podniosła głowę, wypluwając nieumiejętnie z ust grudki ziemi. Poczuła na języku metaliczny smak krwi, więc splunęła ponownie pomimo groźnego powarkiwania kilka metrów dalej. Wyprostowała się z niejakim trudem i obdarzyła swojego partnera pojedynku morderczym spojrzeniem. Była przekonana, że uderzenie, które jej zadał było bardzo nieczyste, a na nią działało to jak płachta na byka. W końcu była córą Ateny, bogini SPRAWIEDLIWEJ walki.
- Długo jeszcze mam czekać? –burknął Thomas, z impetem strzelając biczem koło ucha dziewczyny. Tym razem się nie wzdrygnęła, co poprzednio wyprowadziło ją z równowagi.
- Tyle, ile trzeba. Wiesz, że to było nie fair? – zapytała, podnosząc z ziemi swój bicz. Nie radziła sobie z nim najlepiej, ale była dopiero na początku swojej drogi w obozie. Przekornie wybrała sobie na towarzysza „niedoli” kogoś o wiele bardziej doświadczonego, silniejszego – i co najgorsze – wredniejszego.
- Myślisz, że ktokolwiek będzie Cię pytał, czy jesteś gotowa na uderzenie? Nie rozśmieszaj mnie! – prychnął Thomas, znienacka posyłając bicz w kierunku nóg dziewczyny. Tym razem zrobiła unik, robiąc silny wyskok. Korzystając z dobroci Matki Natury, uczepiła się biczem najbliższej gałęzi i niczym oglądany za dziecka Indiana Jones uderzyła wyprostowanymi nogami w tors starszego od niej chłopaka, co skończyło się widowiskowym uderzeniem plecami o twarde podłoże. Tumany kurzu uniosły się nad Thomasem, wywołując w nim atak kaszlu. Jasme zeskoczyła na stabilny grunt i posłała partnerowi ironiczny uśmiech.
- A... t-to było fair?! – zapytał, kiedy złapał oddech i namierzył dziewczynę wzrokiem przekrwionych oczu.
- Nie rozśmieszaj mnie! – odparła, uginając w kolanach zmęczone już wysiłkiem nogi, dusząc w sobie jęk bólu. Nie liczyła, ile razy wylądowała już dzisiaj na ziemi. Jej łokcie oraz kolana dawno przybrały kolor intensywnego szkarłatu, a rozbity łuk brwiowy przypominał o swoim istnieniu kolejnymi strużkami krwi, które szczypały w kącikach oczu. Kolejny trzask bicza rozległ się po lesie, strasząc przysiadłe na gałęziach ptaki...</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>"Ciekawość jest najpotężniejszą siłą napędową w kosmosie, ponieważ jest w stanie pokonać dwie największe siły hamujące: rozsądek i strach."

*Jak każde dziecko Ateny, cierpi na arachnofobię. Od lat z nią walczy i jest już w stanie zabić pająka bez wcześniejszego wrzeszczenia ze strachu.
*Upodobała sobie noc bardziej od dnia, co często kończy się spacerami przy świetle księżyca. Wtedy najczęściej porozumiewa się z sowami.
* Posiada tatuaż sowy na prawym barku.
* Stroni od nadmiaru używek, iż uważa, że zaciemnia to jej umysł i psuje kondycje... ale Brudershaffta wypije, czemu nie.
* Jest wierną fanką drużyny rugby swojego ojca, który obecnie podróżuje ze swoją drużyną jako trener.
* Zwykle słucha ostrzejszego rocka i metalu, ale dzięki ojcu, jest wierna zespołowi Queen.
* Chociaż się z tym nie ujawnia, lubi gotować oraz piec, chociaż nie ma na to za dużo czasu.
* Uwielbia pomarańcze i nektarynki, za to nienawidzi kokosa – zarówno w smaku jak i w zapachu.</p></div></div>
Admin
avatar
Re: KP NPC Wto Lip 27, 2021 10:16 pm

czysty kod

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Imie i Nazwisko</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="http://via.placeholder.com/200x320"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>Wpisz <div>Boski rodzic:</div>Wpisz <div>Pochodzenie:</div>Wpisz <div>Staż w obozie:</div>Wpisz  <div>Ranga:</div>Wpisz <div>Drużyna:</div>Wpisz  </div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Zajęty </div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>WYGLĄD  </p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>CHARAKTER</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>POST</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>CIEKAWOSTKI</p></div></div>
Admin
avatar
Re: KP NPC Sro Lip 28, 2021 11:06 am

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Arthur Crow</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://i.imgur.com/fcwyOwv.jpeg"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>30<div>Boski rodzic:</div>Baldur<div>Pochodzenie:</div>Norwegia, Trondheim<div>Staż w obozie:</div>20<div>Ranga:</div>Członek zespołu<div>Drużyna:</div>Aegir</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Chris Hemsworth</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Goodnight jest wysokim – 196 cm mężczyzną, o wadze oscylującej w granicach 95 kilogramów i przyjemnej dla oka budowie ciała. Atletyczna rzeźba jest wynikiem długotrwałych, niezwykle wyczerpujących wręcz morderczych treningów, którym poświęcał się prawie całe życie.
Ciało herosa poznaczone jest wieloma bliznami pamiątkami po walkach z potworami z czego największą jest ta na torsie. Trzy równoległe do siebie lekko zaokrąglone ciągną się od lewego barku przecinając tors i bez mała docierając do prawego biodra. Pamiątkę tą otrzymał od Mantikory Cesarskiej żyjącej na przełęczach gór w krainie lodowych olbrzymów – Jötunnheimie.     
Opalenizna świadczy o tym, że zwykł spędzać wolny czas na świeżym powietrzu miast w zamknięciu. W parze z nią idą blond, złote włosy. Cechą szczególną u Goodnighta, są jego oczy barwy toni górskiego jeziora zimnie i nieodgadnione zdolne do wyrażenia wszystkiego i niczego.
Arthur, ubiera się przede wszystkim – wygodnie. Uświadczymy go w ciężkim dopasowanym pancerzu, a także lekkiej skórzanej zbroi jak również i zwykłych dresach. Nigdy praktycznie nie rozstaje się z bronią, czy to pistolet, rewolwer czy nóż. Zawszę nawet idąc na spoczynek ma pod ręką coś chociażby ołówek, czym może zabić.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Osobę taką jak Arthur, ciężko określić jednym bądź dwoma słowami bowiem jego osobowość jest zmienna niczym ocean; nieprzewidywalna i spokojna. Potrafi całkowicie oddać się wykonywanej misji, zaniedbując przy tym siebie i bliskich, których jest co prawda niewielu na tym świecie. To nieustanna walka jest jego największą pasją zagadki, tropienie i dreszczyk z polowania napędzają go do działania. Trudno ocenić, czy zdolny jest kochać kogoś? Oczywiście przez jego życie przewinęło się kilka kobiet, lecz traktował je mówiąc delikatnie „niezwykle przedmiotowo” nie wiążąc się tym samym z żadną z nich na dłużej. A będąc bardziej dosadnym w tym stwierdzeniu, gdyby przyszło mu wybierać między  kobietą, a psem, który towarzyszy mu od kilku lat, wybrałby psa.
Za punkt honoru uważa on bowiem lojalność, zasady, którymi człowiek się kieruje w życiu, czy oddanie sprawie. Ot, wzór takiego szlachcica wyjętego z kart średniowiecznych ballad, bywa staromodny w podejściu do wielu spraw. Jest nieufny i podejrzliwy, a przyjaciół prócz wspomnianego psa nie posiada. Zdecydowanie bardziej woli działać sam, gdyż uważa, że dodatkowa osoba jedynie mu przeszkadza. Bywa arogancki oraz bezczelny, czasem nawet wybuchnie niczym Wezuwiusz, lecz na ogół zachowuje pokerową twarz godną nieodżałowanego, wielkiego i niepowstrzymanego na swej drodze oficera Franka Drebina.
Jego wadą i to dość zasadniczą jest mściwość. Kiedy ktoś nastąpi mu na odcisk nie zna słów „pardon” jest bezwzględny. Jeśli ktoś go oszukał, zawiódł, zdradził nigdy już takiej osobie nie zaufa nie zwykł dawać drugiej szansy. W jego zachowaniu, chłodnym spojrzeniu, w którym czai się pogarda, rzadko pojawiają się iskierki wesołości. Stara się brać z życia wszystko, co go interesuje pamiętając jednak o pewnym cytacie, który na zawsze, wyrył się mu w pamięci – „Każdy ryzykuje, wstając rano, przechodząc przez ulicę albo wtykając nos w wentylator.”</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>03.05.08r. Północna Korea, zatoka East Blue


– Wlazł i przepadł – stwierdził ork o twarzy niczym gówno po kfc, trzy dziurki w nosie i czerwone ślepia połączone z głupkowatą fizjonomią nie dodawały powagi jego słowom. –  Wszedł tam świtem, a już południe się zblirza. – Zgromadzeni wśród ruin orkowie na te słowa zaczęli buczeć z razu cicho, lecz z każdą chwilą coraz głośniej. Wprawdzie mało, który z nich zakładał, że heros wyjdzie cało z jaskini, lecz nadzieje były. – Poczekajmy jeszcze – odrzekł stary gruby ork, starosta obozu stał najbliżej wejścia i spoglądał niecierpliwie w czarną otchłań. Zdenerwowanie i na nim odciskało piętno gniótł w dłoniach czapę z wilczego futra, lecz głos i postawa były stanowcze i buczenie ucichło tak nagle jak się pojawiło.
– Blondas o gładkiej gębie skończył jako śniadanie dla stwora – upierał się Mekhark, a kilku orków za jego plecami pokiwało głowami na znak pełnej aprobaty. – Wszedł do jamy bazyliszka! I nie zabrał zwierciadła. Już po nim – zawyrokował ork i machnął lekceważąco w stronę starego, który zlecił te zadanie półbogowi. I miast czekać na odpowiedź starosty obozu nadpobudliwy ork łakomym kąskiem obrzucił rzeczy herosa w tym gniadą klacz przywiązaną do jednej z niższych gałęzi sosny rosnącej tuż przy ruinach. Aż się oblizał dostrzegając wypchane sakwy, a pośród nich obusieczny pięknie rzeźbiony topór. – Starosto, chłop na maczugę wielkiego Tryquarta padł, trudno. Złoto zostaje w kabzie nie ma co się trapić o jego los – orkowie zaryczeli donośnie zgadzając się tym samym ze słowami Mekharka. Starosta spojrzał wpierw na dziurę do której, ów heros wlazł później na niepewny lud i westchnął. – Czekamy! – krzyknął, a aby dodać głosowi powagi huknął buzdyganem o jedną z kolumn, tłum momentalnie umilkł. Bowiem wiedzieli, że kiedy Stary jest zły to lepiej go nie drażnić bo można dostać toporem w łeb lub w najlepszym wypadku wylądować u giganta Graupka w sraczu.

„Bazyliszek bydle okrutne, lecz przydybane w jaskini jest mniej groźne niż na otwartej przestrzeni. Mimo to zaleca się rozwagę w walce z tym gadem. Bowiem pluje on jadem i szponami swymi okrutnie drapie. Wielkości niby krokodyl różańcowy, lecz znacznie od niego zwinniejszy i lżejszy nietoperze skrzydła mający często poluje na kozy i owce.” – to mając w pamięci Arthur Crow zagłębiał się w mroku jamy. Ruiny, które niegdyś były zamczyskiem kryły w swych lochach połączenie wręcz naturalne z kilkoma odnogami podziemnych jaskiń i zapewne tropienie zwinnego i przystosowanego do mroku oraz ciasnoty niebezpiecznego dla młodych herosów stwora, byłoby ryzykownym zajęciem to heros nie przejmował się tym zanadto mając trzy dekady lat na karku. Zdobyte doświadczenie na podwórku jakim, był świat plugastw, ciągłej walki i śmierci owocował wynikami i tym, że jeszcze żył. Nie straszne były mu mroczne zakamarki głębin ziemi, ani otwarte równiny tonące w morzu ognia, popiołu i lawy. Zahartowany, pewny i zdyscyplinowany pokonywał jak dotąd każdą napotkaną przeszkodę nie licząc się z bólem i litrami przelanej krwi.
Bazyliszka wytropił stosunkowo szybko wzrok, którym obdarowali go bogowie sprawiał, że widział nieźle w ciemności, a wyczulone zmysły były dodatkowym atutem. Plus stwór śmierdział jakby, był stałym bywalcem stajni Surtura, a może faktycznie tak było? Nie mu dociekać preferencje gadziny. Przybył tu z jasno określonym celem i zamierzał go zrealizować.
Po godzinie żmudnego marszu znalazł się w całkiem sporej wielkości podziemnym holu, czy też sali za kolumny tu służyły stalagmity i stalaktyty, a pośrodku na lekkim kamiennym wzniesieniu znajdowało się leże potwora. Odór, który odczuwał odkąd zagłębił się w podziemne korytarze tutaj był kilkakrotnie mocniejszy, wręcz zwalał z nóg. Gnijące mięso zwierząt łączyło się z martwymi rybami i orkami. Zbliżył się powoli wytężając słuch na każdy najmniejszy ruch podkradał się pod leże, lecz gdy stanął nad nim nie ujrzał bestii, a jedynie bielutkie szkielety. Wnet usłyszał zgrzyt pazurów o kamień i szelest skrzydeł nie czekał długo zareagował instynktownie. Rzucił w pikującego nań gada petardę ogniową i odskoczył w bok. Wydobywając w międzyczasie toporek, którym za młynkował po dwakroć przecinając powietrze. Z satysfakcją spoglądał jak skrzydła stwora stają w płomieniach, a ten wije się i pełza próbując je ugasić. Goodnight nie czekał, aż nadarzy się lepsza sposobność do ataku i rzucił toporem w bestię celując w grzbiet, trafił. A ostrze wbiło się ze słyszalnym mlaśnięciem w ciało bazyliszka, który zaryczał okrutnie, aż sklepienie jaskini zadrżało. Heros, przygotowany na kontratak trwał w bezruchu mierząc przeciwnika wzrokiem. Gdy ten skoczył wprost na niego wyciągając przed siebie swe szpony i rozdziawiając paszczę ponownie wykonał unik, iście taneczny. Sięgnął do pasa po zmodyfikowanego colta 1911. Przykucnął wycelował i strzelił, a srebrne pociski przedziurawiły stosunkowo niewielką głowę bazyliszka. Westchnął ciężko i otarł wolną ręką pot z czoła niby pierdołowate zlecenie, a zdyszał się krztynę ale to zapewne przez ten smród. Zbliżył się ostrożnie do gada i strzelił serią pozostałych pocisków w bebechy potwora tym samym kończąc jego agonię i marny żywot w kupie gówna i odpadków.             

– Zostaw tego konia w spokoju. – Rozległ się dźwięczny głos Mekhark, zastygł w bezruchu, już sposobił się do przywłaszczenia rzeczy herosa, lecz w porę go powstrzymano. Odwrócił się wolno w stronę nieznajomego, który wyszedł zza ruin niegdysiejszego muru omijając tym samym zebranych orków. Obcy miał jasne blond włosy brudno zielony lekki pancerz, wysokie, skórzane buty. A przede wszystkim jak spostrzegł ork, żadnej broni. – Zabieraj łapska i precz mi z oczu – powtórzył przybysz uśmiechając się drapieżnie, lecz ork nie podjął dalszej rozmowy miast tego wyciągnął długi rzeźnicki nóż. Spojrzał wpierw na lśniącą w słońcu klingę, a następnie na blondyna. Za plecami orka rozległy się pohukiwania i tłum momentalnie przyjął nową rozrywkę. Nikt się nie wtrącał w tą waśni nawet stary, beknął jedynie i machnął lekceważąco ręką na to wydarzenie. Prawo orków było jasne i klarowne dla wszystkich, a wyciągnięcie na kogoś broni było odbierane jako wyzwanie do pojedynku, te z kolei były święte dla orków.
– Wyrwę ci ten różowy ozorek, którym tyle mielisz – Mekhark, postąpił krok, dwa i nagle znieruchomiał. Z tłumu umiejętnie torując sobie drogę wyszły dwie postacie, krokiem lekkim wręcz tanecznym zbliżyły się do zbiegowiska, młode kobiety. Tłum czując, że może braknąć miejsca rozszerzył się momentalnie. Obie dziewczyny uśmiechały się błyskając zębami i mierząc wzrokiem orków jak gdyby tylko czekając na pretekst bo burdy. Dwie kobiety tyle wystarczyło, by nabuzowany ork stracił rezon. Nie były to jak można było się domyślać zwyczajne dziewczęta zjawiskowo piękne okalane aurą dostojeństwa, córy bogów. Uzbrojone tak jak gdyby szły na wojnę.
Sytuację do reszty rozładował nieartykułowany krzyk Starosty, który wgapiony w dziurę czekał z nadzieją na pojawienie się herosa i się doczekał. Arthur, wyszedł ciągnąc za sobą stwora szybko zlustrował sytuację i przeklął pod nosem rzucając z pogardą cielsko bazyliszka pod nogi tłumu. Podszedł do starego orka, który o mały włos nie rzucił się herosowi na szyję i dostał mieszek z zapłatą oraz zapewnieniami o przyszłej współpracy, uśmiechnął się kwaśno na te ostatnie słowa.
– Robota wykonana – spojrzał na Mekharka i całe zbiegowisko wokół niego domyślając się przebiegu spraw splunął pod nogi orkowi. Nie miał zamiaru babrać się już w juce i powstrzymał się przed zabijaniem. – Rozumiem, że dzięki wam i waszym towarzyszkom nie zostałem ogołocony, dziękuje serdeczne. – Skłonił się przed kobietami.
– Zwę się Erick Skrullson, lecz mówią na mnie również „Biały Mistrz” długo zabawiłeś w tej dziurze, Arthurze. Twą osobę oczekuje się w obozie, Aegir wzywa. – Przybysz uśmiechnął się nieznacznie i poklepał herosa po ramieniu proponując by się już udali w drogę powrotną, lecz w pewnym momencie jakby czegoś zapominając odwrócił się wolno, wolniutko i spojrzał na Mekharka. – Wyciągnąłeś na mnie oręż, a ja nie mogę tego zlekceważyć. – Jedna z wojowniczek w mig zrozumiała intencje przełożonego, a nim zdołałbyś wykrzyczeć „fabryka mimów” głowa orka wirowała w powietrzu wraz z malowniczo rozpryskiwaną czarną posoką.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>ᚺ Ma starszego brata Ragnara.
ᛟ Gra świetnie na gitarze i banjo.
ᛒ Ma prawo jazdy na motocykl oraz auto.
ᚠ Lubi wypady na ryby.
ᛗ Uwielbia mięso.
ᚺ Pasjonat sztuk walki z zamiłowaniem miesza je.
ᛃ Uwielbia broń białą wręcz pedantycznie czyści swój oręż, lecz nie pogardzi czarną.
ᛉ Kiedy, był dzieckiem sądził, że żyje w oku giganta, a niebo to jego źrenica.
ᛋ Stroni od towarzystwa.
ᚨ Ludzi z którymi walczył ramię w ramię darzy zaufaniem.
ᛏ Lubi kuchnię włoską.
ᛟ Nosi bransoletę, która zmienia się w topór.
ᛗ Dobrze gra w karcioszki, bilard, ping ponga.
ᛉ Uwielbia whisky i inne mocne alkohole.</p></div></div>
Admin
avatar
Re: KP NPC Sro Lip 28, 2021 11:08 am

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Alexandra Jones</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://i.imgur.com/MD8ejv6.jpeg"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>23 lata<div>Boski rodzic:</div>Aegir <div>Pochodzenie:</div>Los Angeles, USA<div>Staż w obozie:</div>13 lat<div>Ranga:</div>Członek zespołu<div>Drużyna:</div>Aegira</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Bridget Satterlee</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>170 cm wzrostu, długie nogi, szczupła sylwetka - to pierwsze rzuca się w oczy, gdy gdzieś w tłumie dostrzega się Alex. Dziewczyna idealnie wpasowuje się w obowiązujące kanony piękna. Jej uroda jest tak zwyczajna, że bynajmniej nie zostaje w pamięci na dłużej. Włosy Alex są nijakie. Trochę w nich blondu, trochę brązów, czasem nawet znajdą się rudawe kosmyki. Są wiecznie w nieładzie, czasem niechlujnie splecione w warkocz, czasem zebrane w kucyk. Cera dziewczyny jest bez skaz, latem wyraźnie ciemniejsza, przez wzgląd na to, że Jones jak większość obozowiczów, więcej czasu spędza na zewnątrz. Jej oczy to czysty, jasny błękit, pochmurnieją i stają się bardziej szare, gdy jest wściekła.
Ma dwie lewe ręce jeśli chodzi o makijaż i na co dzień raczej preferuje dłuższy sen niż sterczenie rano przed lusterkiem. Jeśli widzisz ją ze szminką na ustach lub cieniami na powiekach, to znaczy że albo jest jakaś okazja, albo Alex stroi się tak dla kogoś.
Uwielbia dopasowane ubrania, które umiejętnie dobiera, pomimo że jej niewielkie piersi pozostawiają wiele do życzenia. Jeśli akurat nie trenuje, zwykle wciśnięta jest w koszulkę swoich ulubionych rockowych zespołów lub obcisły croptop odsłaniający jej umięśniony brzuch. Zwykle ma też na sobie skórzaną, czarną kurtkę.
Skoro już wspomniałam o jej mięśniach, to lata treningów sztuk walki i noszenia ciężkiego ekwipunku zrobiły swoje. Wyraźnie można zobaczyć mięśnie rysujące się pod jej skórą, ale ma na tyle wdzięczną sylwetkę, że nie odbiera jej to dziewczęcego wyglądu. Wręcz przeciwnie, dobrze wie jak trenować, aby te szerokie ramiona i ładnie podkreślona pupa jedynie "zwężały jej talię". Wszystko to odziedziczyła po matce.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>O ile jej uroda nie jest wyjątkowa, tak jej charakter można przyrównać do oceanu. Jest nieprzewidywalna, zmienna. Potrafi być jak sztorm gdy się wścieknie, niszczyć wszystko na swojej drodze. Z drugiej strony jej wyjątkowo miły dla ucha głos mógłby kołysać do snu niczym szum fal. Kiedy jest czegoś pewna, gdy mocno w coś wierzy, śmiało wyraża swoje zdanie, nierzadko zdobywając przy tym wielu zwolenników.
Jest duszą towarzystwa, ale docenia chwile, kiedy może w ciszy i spokoju zrobić swój trening, pokontemplować nad dobrą książką lub po prostu pospać. Jeśli ktoś jej się podoba, jest raczej nieśmiała.

Woli w relacjach trzymać się facetów. Może wynika to z tego, że nie lubi konkurencji? A może po prostu ma z nimi  więcej wspólnych tematów?
Alex jest bardzo wierna, nie tylko ludziom ale również swoim przekonaniom. Wierzy, że służy ogólnemu dobru, a nie jednostce. Pomimo żalu do ojca, nigdy w niego nie zwątpiła i jej marzeniem jest, aby powiedział jej kiedyś, że jest dumny ze swojej córki.

Rodzina ma dla niej ogromną wartość, do tego stopnia, że co roku w rocznicę śmierci swojej matki, jeździ do LA aby złożyć na jej grobie kwiaty i zioła. Ze swoim rodzeństwem ma w większości bardzo pozytywne relacje.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>"Wątpię, byście mieli u siebie cokolwiek, co mogłoby mi wynagrodzić śmierć moich rodziców."
~ Neil Gaiman – Mitologia nordycka

Słońce dopiero wstawało, rzucając na trawiaste zbocza złotą łunę, która powoli otulała kolejne nagrobki. Cmentarz mieścił się na obrzeżach miasta i był na tyle rozległy, aby zajmować dwa nieduże wzniesienia. Z obu roztaczał się przepiękny widok na ocean, który tego dnia był wyjątkowo spokojny.
Matka Alex kochała wodę. Uwielbiała pływać, a co weekend zabierała córkę na piknik na plaży. To był ich czas i teraz Alex wiedziała, że dla jej rodzicielki również sposób zjednoczenia rodziny. Nigdy nie rozmawiały wtedy o ojcu, jednak Katerina czytała małej Alex podania o nordyckich bogach. To był jej sposób uczenia córki, co jest dobre, a co złe, dopowiadała do historii morały. Niektóre z nich Alex pamiętała nadal.
Jones uśmiechnęła się, z namaszczeniem porządkując grób matki. Wyrzuciła zeschnięte rośliny i na nowo ułożyła świeże zioła oraz kwiaty. Gdy skończyła, usiadła na trawie, rozkoszując się słonecznym porankiem.
Historia półbogini była raczej typowa, jakich wiele w obozie herosów. Nie mogła powiedzieć, że jej dzieciństwo był nieszczęśliwe. Owszem, miała trudności w szkole, zwłaszcza z pisaniem i czytaniem. Jednak rówieśnicy nigdy nie odsuwali jej przez to na margines. Jej mama całkiem nieźle zarabiała, a dzięki świetnym wynikom w różnych dyscyplinach sportu, Alex miała nawet kilka razy przyznane stypendium sportowe.
Oczywiście dziewczyna wiele razy zastanawiała się, gdzie jest jej ojciec, ale Katerina była na tyle dobrą matką, że doskonale radziła sobie za dwoje. A to czego Alex dowiedziała się później, o obozie, swoim pochodzeniu itp. jedynie utwierdziło ją w przeświadczeniu, że jej matka zrobiła wszystko co mogła, łącznie z oddaniem swojego życia za córkę.
Siedziała tak wspominając, choć z roku na rok obrazy z jej dzieciństwa były coraz bardziej wyblakłe i z tyłu głowy brunetki rodziła się przygnębiająca myśl, że za kilka lat siedząc przy grobie matki, ne przypomni sobie już nic.
Nagle Alex dostrzegła pojedyncze fale na wodzie, a jej ramiona otulił chłodny wiatr. Zaczęło robić się jakoś dziwnie, nieswojo. Jones była na wystarczającej ilości misji i swoje już przeżyła, żeby wiedzieć co to oznaczało. Została odnaleziona przez jakieś obleśne stworzenie, które najprawdopodobniej siedziało gdzieś przyczajone i właśnie ją obserwowało.
Półbogini wyjęła nóż zza paska, jednak gdy wstała, z przerażeniem odkryła, że na pobliskich drzewach zebrało się już mnóstwo przedziwnego ptactwa. Ich głowy, niby kobiece twarze, skierowane były wprost na nią. Ostre pazury łatwo było dostrzec nawet z tej odległości. Harpie pojawiały się jedna po drugiej.
Nie miała zamiaru z nimi walczyć. Jedną by zabiła, nawet z trzema by sobie poradziła, jednak każdy miał swoje limity. Zaczęła się powoli wycofywać, w jednej dłoni ściskając nóż, a drugą sięgając powoli do swojej bransolety. W tym samym momencie, kiedy zamiast biżuterii pojawił się nieco większy, robiony specjalnie dla Jones miecz dziewczyna rzuciła się do ucieczki.
Potwory zaskrzeczały upiornie, wiatr przybrał na sile jeszcze bardziej i rozpoczęła się pogoń. Atakowały Alex na zmianę, co chwila któraś z harpii upadała na ziemię ciężko ranna lub już martwa. Jones biegła ile sił w nogach w stronę oceanu. Ta droga ucieczki wydawała jej się na tą chwilę najrozsądniejsza. Przeskoczyła nad kilkoma nagrobkami i już niemal była na plaży...
Wtem jedna z harpii pochwyciła półboginię w swoje szpony, wbijając jej boleśnie długie szpony w bark. Długowłosa krzyknęła, próbując się wyszarpnąć. Została podziobana, mocno krwawiła, jednak nie wypuściła noża z ręki i to właśnie nim najzwyczajniej w świecie odcięła łapę tej morderczej kreaturze. Spadła na ziemię, przeturlała się i szybko podniosła. Jej stopy zaczęły wkopywać się już w jasny, ciepły piasek, a „bezpieczny” ocean był jedynie kwestią kilku metrów.
Alex schowała swój miecz i rzuciła się w fale, a woda zdawała się dodać jej nieco sił do dalszej ucieczki.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>- Uwielbia rockową muzykę, nie wyobraża sobie bez niej trenować
- Jej ulubiony kolor to czarny
- A jeśli chcesz podarować jej kwiaty, to uwielbia słoneczniki i maki
- Jej marzeniem jest studiowanie archeologii oraz mitoznastwa, niestety ze względu na fakt, że potwory zwykle czają się na półbogów poza obozem, to wciąż tylko marzenie
- Namiętnie ogląda walki MMA oraz boksu i zwykle wiąże się to z głośnymi krzykami, przeklinaniem i stwierdzaniem, że skopałaby dupy wszystkim tym zawodnikom
- Jej ulubionym napojem jest ciemne, mocne piwo
- Zabije za czekoladę... I ogólnie za dobre jedzenie, zwłaszcza w te ciężkie, kobiece dni... W najlepsze korzysta z faktu, że bezkarnie może wrzucać w siebie masę jedzenia i nie tyć
- W swoim pokoju ma spore akwarium z rybkami
- Ma rosyjskie korzenie od strony matki
- Przepięknie śpiewa, jej głos jest zadziwiająco plastyczny, potrafi przejść z rockowych kawałków do spokojnych ballad i bardzo szybko zmieniać tonację</p></div></div>
Admin
avatar
Re: KP NPC Sro Lip 28, 2021 11:11 am

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Scarlett Thorburn</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://demigods.forumpolish.com/users/4116/16/80/16/avatars/164-54.jpg"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>25 lat<div>Boski rodzic:</div>Thor<div>Pochodzenie:</div>Anglia, Londyn<div>Staż w obozie:</div>15 lat<div>Ranga:</div>członek obozu<div>Drużyna:</div>Tyra</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Lily Collins</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Dziewczyna jest dość wysoka, bo mierzy 175cm. Jest szczupła, dla niektórych wręcz zbyt chuda. Pewnie dlatego, że mało je i co prawda ćwiczy, ale przez tyle lat nie zbudowała jakoś swojego ciała tak jak inni herosi. Nie zależy jej też na tym. Nie jest w tym względzie podobna do innych dzieci Thora, których budowa jest raczej atletyczna. Ale cóż, nie zawsze da się wpasować w kanon, prawda? Jej skóra jest dość blada, a jak się nie wyśpi to ma spore cienie pod oczami. Jak się wtedy nie pomaluje to wygląda jak trup.
Jeśli chodzi o buzię to w zależności od tego czy ma makijaż czy nie to ludzie różnie szacują jej wiek. Jak się nie pomaluje, ale jest wyspana to niektórzy nie dają jej więcej niż 18 lat. W pełnym makijażu raczej wygląda na swój wiek, choć wiadomo, że każdy inaczej może odbierać. Kolor jej włosów zawsze jest brązowy. Od dawna je farbuje. Naturalny jej kolor to blond, natomiast bardziej widzi się w brązie. Nie szaleje pod tym względem i nie eksperymentuje. Nie boi się jednak ścinać włosów, ale minimalna długość to włosy za ucho. Najlepiej się chyba czuje, gdy ma dłuższe włosy tak mniej więcej do łopatek.
W przypadku makijażu i stylu ubierania to na co dzień preferuje luz. Delikatny makijaż i sportowe ubranie. Może nie dodaje jej to kobiecości, ale raczej nie potrzebuje do tego ubioru. Wiadomo, że na wyjście zawsze ładniej i mocniej się pomaluje, a także założy sukienkę i szpilki. Wszystko zależy od okazji.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>♥ neutralna - nie lubi wchodzić w cudze konflikty. Jeśli chodzi o jej własne to stara się ich unikać, ale gdy ktoś zajdzie jej za skórę to nie ma litości.
♥ mściwa - wszystko wszystkim, ale jeśli ktoś zrobi krzywdę jej lub komuś jej bliskiemu to pożałuje. Łączy się z tym cecha pamiętliwości.
♥ przyjacielska - jest z reguły miła i lubi nawiązywać nowe znajomości.
♥ empatyczna - czasem aż za bardzo. Potrafi wczuć się w sytuację drugiej osoby i wyobrazić sobie ból i cierpienie tej osoby. Jest to dla niej uciążliwe.
♥ uczciwa - postępuje tak jak uważa, że będzie właściwie. Nie oszukuje, chyba że musi. Sama też nie lubi być oszukiwana.
♥ zarozumiała - nie zawsze, ale czasami ma taki wywyższający ton. Nie robi tego specjalnie, więc niekiedy nie zwraca nawet na to uwagi.
♥ tolerancyjna - w dość dużym stopniu, bo nawet toleruje tych, którzy nie tolerują innych. Ale jeśli chodzi o krzywdę to nigdy tego nie toleruje oczywiście.
♥ lojalna - wobec przyjaciół jest bardzo kochana. Nigdy nie zrobiłaby czegoś co ich może zranić.
♥ skryta romantyczka - nie pokazuje tego, ale lubi adorację i romantyczne gesty niczym z jakiegoś kiepskiego filmu.
♥ mało wybredna - tutaj chodzi o większość rzeczy, bo rzadko kiedy marudzi i wybrzydza. Potrafi zadowolić się jakąś pierdołą i nie cierpi na tym jej duma czy coś innego.
♥ asertywna - potrafi powiedzieć nie każdemu i w każdej sytuacji. Mimo wszystko jest też obowiązkowa, więc rozkaz to rozkaz i z tym się nie dyskutuje.
♥ ciekawość, wręcz wścibskość - lubi wiedzieć i być na bieżąco. Dla niektórych może to być męczące, ale taka już jest.
♥ pewna siebie (zna swoją wartość) - nie jest przesadnie pewna siebie, ale wie co potrafi i nie da sobie komuś wmówić, że jest inaczej.
♥ dumna, honorowa - nienawidzi, gdy ktoś godzi w jej dumę. Niewielu może to zrobić, ale jeśli ktoś próbuje to bardzo ją zezłości.
♥ impulsywność - czasami brakuje jej cierpliwości i działa pod wpływem chwili. Często potem żałuje, ale czasu cofnąć nie może. Łączy się to z agresywnością, którą czasem wybucha, gdy straci nad sobą panowanie i nerwy ją poniosą.
♥ upór - jeśli coś sobie postanowi to nikt jej nie odwiedzie od pomysłu.
♥ pesymizm - co tu dużo mówić, zwykle nastawia się na najgorszy scenariusz jaki może być. Niekiedy ma przez to depresję, ale przyjaciele zawsze ją z takiego "doła" wyciągną.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>To był dzień jak każdy inny. No może z tym wyjątkiem, że tego dnia miała misję. Nic wielkiego, po prostu zwykły konwój z zaopatrzeniem dla obozu. Miała pomagać przy przejeździe, żeby nikt nie zakłócił dostawy.
Z rana zjadła śniadanie, a potem pojechała z innymi. Była już wtedy w obozie jakieś 8 lat, więc dawała sobie radę z tym wszystkim w jakimś stopniu. Treningi szły nieźle, choć nie przemęczała się tak jak inni. Co miało swój skutek, bo w porównaniu do innych herosów to w ogóle nie miała siły. Byli tacy co potrafili unieść niemal pół tony. A ona? Miała trochę więcej siły, ale była to równowartość siły dorosłego dość silnego faceta. W realnym życiu całkiem fajnie, ale patrząc na realia obozowe to była jedną ze słabszych osób. Polegała na innych rzeczach. Potrafiła na przykład szybko biegać, całkiem nieźle radziła sobie ze sztyletami czy kuszą, ale przede wszystkim bazowała na swojej mocy. Lubi ją ćwiczyć i skupiała się na tym w codziennych treningach. Siła raczej nie jest jej mocną stroną, dlatego musiała sobie jakoś radzić.

Wszystko szło jak z płatka. Wracali już leśnym szlakiem, kiedy usłyszeli jakieś hałasy. Scottie wiedziała, że to zły znak, dlatego wyciągnęła kuszę. Była przygotowana, bo przecież po to były wszystkie te szkolenia. Karagory wyleciały naprzeciw ich wyprawie. Dokładniej dwie. Oczywiście adrenalina od razu podskoczyła, serce zaczęło szybciej bić, a dziewczyna wycelowała i wystrzeliła strzałę prosto w łeb szkarady. Niestety ta zdążyła uskoczyć, a potem od razu ruszyły na nich. Były niesamowicie szybkie, więc dotarły do nich w mgnieniu oka. Na szczęście było wśród nich więcej herosów, więc walka rozpoczęła się na dobre. Scarlett od razu uskoczyła w bok i wystrzeliwała kolejne strzały. Jedna z nich ugodziła bestię w nogę, dzięki czemu kolejny półbóg mógł wkroczyć i przebić kreaturę na śmierć.
Scarlett nie miała jednak czasu odpoczywać, bo druga karagora wściekła się, że straciła towarzysza podróży i rzuciła się na osobę, która pozbawiła ją życia. Nie można było tracić czasu, bo w tym momencie wielki kot zaatakował herosa i pazurami i przejechał nimi po klatce piersiowej. Od razu buchnęła krew, a wszyscy rzucili się na stworzenie. Scarlett trzymała się raczej z daleka, bo walka z bliska nie była jej przyjazna. Ale kiedy herosi go obskoczyli to zwierzę odskoczyło i wylądowało tuż przed nią. Spojrzała w górę i myślała, że już nie żyje, ale w tym momencie reszta zabiła zwierzę. Dopiero po całej akcji zauważyła, że ma ranę na łydce i nawet nie pamiętała skąd się tam wzięła. Adrenalina zrobiła swoje. Wtedy Scarlett była niesamowicie wdzięczna losowi, że byli z nią bardziej doświadczeni obozowicze, którzy tak naprawdę uratowali jej życie.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>- przyjaciele mówią na nią Scottie
- nie lubi się opalać
- jest wrażliwa
- jest wegetarianką
- pije dużo wody
- mało czyta, parę książek na rok to max
- lubi przebywać w ciemności
- bywa nieco szalona
- często nie może spać, ale generalnie potrzebuje małej ilości snu
- interesują ją nie tyle ćwiczenia siłowe co gimnastyka i rozciąganie
- mówi płynnie po angielsku i francusku
- ciągle zimne rączki
- lubi rysować dla relaksu
- jak to dziewczyna ma dwie osobowości - jedną nieśmiałą i delikatną, drugą odważną i prowokacyjną, uwodzicielską
- słaba głowa do alkoholu
- posiada tatuaż na nadgarstku - "dmuchającą" wiatrem chmurkę
- niedługie, ale zawsze pomalowane paznokcie - ma na tym punkcie świra
- z broni najbardziej lubi sztylety i kuszę
- nigdy w życiu nie chorowała</p></div></div>
Admin
avatar
Re: KP NPC Sro Lip 28, 2021 11:14 am

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Olov Eriksson</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://demigods.forumpolish.com/users/4116/16/80/16/avatars/171-76.jpg"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div> 28 lat<div>Boski rodzic:</div>Tyr<div>Pochodzenie:</div>USA, New York - Bronx<div>Staż w obozie:</div> 18 lat<div>Ranga:</div> Członek Drużyny<div>Drużyna:</div>Tyra</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Clive Standen</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Olov mierzy metr osiemdziesiąt osiem, zaś waga jest w granicach dziewięćdziesięciu pięciu kilogramów. Solidnie zbudowany, szeroki i muskularny jak na wojownika-herosa przystało. Zahartowany przez wiele lat treningów i walk z potworami, za czym idzie też pokaźna kolekcja blizn na ciele. Ma wytatuowane ramiona na rękawy, tatuaże prezentują się dość prosto, stwory, mary, koszmary i inne ohydztwa jakie żyją na tym świecie, teściowej nie ma. Na plecach ma zaś orła z rozłożonymi skrzydłami, który jest skąpany we krwi. Kark zdobi mały znak nieskończoności. Ma dość długie brązowe włosy które niekiedy związuje w kok lub kucyk na tyle głowy. Wyraźne rysy twarzy wyłaniają się spod jego obfitej brody. Niebieskoszare oczy spoglądają na świat z wyraźnym zainteresowaniem, ciekawością i sympatią. Uśmiech to rzecz która zawsze mu towarzyszyła, czy w biedzie, czy w przepychu, uśmiech to coś czego nie mógł się pozbyć.
Zazwyczaj w obozie ma narzucone na siebie dresy +/- tank-top, klapki lub sportowe buty. Do wyboru z tuniką ze skórzanym kaftanem i glanami, dobrze się ćwiczy w terenie. Kiedy wybiera się za obóz by pobyć samemu lub spotkać się z kimś, ubiera koszule z długimi rękawami lub tank-topa ze skórzaną bluzą. Dobrze się komponuje z jego jeansami lub bojówkami. Z tego głównie składa się jego garderoba, ale jakiś powiew świeżości czasem się trafi.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Eriksson jest jakby to stwierdzić... specyficzny. Dużo wymaga od siebie samego i jest surowy pod tym względem. Wiele lat treningów i walk zahartowało go porządnie co daje się we znaki. Uważa, że skoro los uczynił go tym który ma chronić normalnych ludzi, musi to zrobić najlepiej jak potrafi i dać z siebie wszystko, bo nikt nie musiał cierpieć. Poświęca się tej sprawie całym sobą i bierze za to odpowiedzialność. Nie lekceważy swojego przeciwnika i nigdy nie opuszcza gardy.
Spokojny i opanowany, wiele przeszedł, wiele zrobił i wie czego chce. Otwarty na innych, troskliwy, przyjazny i oczywiście szczery aż do bólu, chamski niekiedy i wulgarny. Stara się być osobą na której można polegać w wielu kwestiach. Znana jest mu złość jak wszystkim, za młodzieńczych lat, aż tym kipiał, niesprawiedliwość bardzo go denerwowała. Dobrą pogawędką nie pogardzi. Lubi sobie pożartować, śmiech to zdrowie. Można szybko zdiagnozować zmianę nastroju u niego, bowiem kiedy przychodzi co do czego uśmiech momentalnie znika i pojawia się surowy wyraz twarzy. Lubi poczuć przypływ adrenaliny z tego też powodu zbytnio ekscytuje się w czasie walki. Lubi improwizować i wpada na dziwne pomysły. Przepada za robieniem kilku rzeczy jednocześnie, co za tym idzie ma podzielną uwagę. Nie jest głupi lecz nie wie wszystkiego, ot inteligentny.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>Tekst zawiera przekleństwa i był pisany po pijaku, czytasz na własną odpowiedzialność.
PS. Ja to się uśmiałem jak to czytałem  xD

19/03/2009 Bronx, USA 09:07
- Hej, mamo. Chciałbym Cię przeprosić, ale to pewnie już wiesz. Przyszedłem wymienić kwiaty i trochę pogadać. - Zamilkł na chwilę, musiał zebrać się w sobie. Ciężko się tak o tym rozmawia.
- Wiem, że tego nie podzielasz, tego co chcę zrobić, ale muszę… Muszę bo nigdy mi to nie da spokoju. - Wyjął stare kwiaty z doniczki i wymienił na nowe co leżały w siatce.
- Te są ładniejsze. A wracając wiem, że jak to zrobię, to mnie znienawidzisz. Prawdopodobnie wyprzesz się mnie, ale nie mogę inaczej. - Usiadł i zaczął szperać po kieszeniach w poszukiwaniu ognia.
- Przepraszam, ale szukam zapalniczki. I nie, nie palę, nie mam zamiaru, nie rozumiem jak ludzie mogą to robić. Skąd oni mają na to pieniądze? - Zaśmiał się do siebie i uśmiechnął na twarzy. Mruknął w akcie odnalezienia małej czerwonej zapalniczki. Sięgnął do siatki po znicz, zdjął wieko i podpalił, odłożył potem na środek grobu i westchnął. Grymas wrócił na twarz.
- Zżera mnie to od środka, ale jestem już coraz bliżej. Uda mi się. A po wszystkim wrócę do ciebie i pewnie jak zawsze przeproszę, że się spóźniłem tamtego dnia. - Spędził tak jakieś trzy godziny rozmawiając do nagrobka. Kiedy skończył Posprzątał jeszcze po sobie, pożegnał się z mamą i poszedł w swoją stronę.

22/10/2014 UK 12:45
Zawsze chciał zobaczyć Mur Hadriana, Stonehenge i Big Bena. Chciał napić się herbatki w jakiejś małej miłej herbaciarni, zagryźć ciachem i miło spędzić popołudnie. Słyszał wiele na temat Królestwa, że pada, że słonecznie, że mgła gęsta jak mleko, że gwałty i inne wariacje. Ależ oczywiście nie ma to jak, wybrać się pierwszy raz do UK na misję. Nie miał na co narzekać, lubi to co robi. Sprawia mu to przyjemność. Nie może to złe słowo. Czuję się jakoś potrzebny w zgiełku całego świata, czuję, że coś wnosi. Może nie dostanie nic w zamian, ale i tak sprawia, że czuje się lepiej. Przyleciał na lotnisko, wysiadł z samolotu i przywitała go piękna, angielska pogoda. Jebitnie napieprzał deszcz z każdej możliwej strony, razem z nieprzerwanym wiatrem który wiał prosto w twarz.
-Też się cieszę, że tu przyleciałem w taką piękną pogodę… -Skwitował do siebie odnośnie powodzi która zaczęła robić się w jego sportowych butach

23/10/2014 Okolice Glasgow, samotny cmentarz, 22:45
Deszcz nieprzerwanie bombardował od przylotu i nie było chwili ani miał przestać. Na szczęście cały sprzęt miał przygotowany w zajeździe, więc nie musiał się o to martwić. P226 z kilkoma magazynkami, w tym też jeden srebrny, zawsze warto mieć, Olov kilka razy się już przejechał. Woda święcona, w pierścieniach krótki i długi miecz. Zajechał na miejsce. Z tego co się orientuje to ma sprzątnąć ghoule które grasują na cmentarzu i w okolicy. Sprawdził jeszcze raz czy wszystko ma i ruszył w kierunku cmentarza. Pogoda ewidentnie chce się go pozbyć bo zobaczył w oddali jak błyska. Syknął do siebie pod nosem i ostrożnie podszedł do bramy. Rozejrzał się i wszedł na teren mogiły. Złożył ręce na boki i westchnął.
- Żartujecie sobie, tutaj nic ni… - Spią wszystkie mięśnie jakie miał i rzucił się za nagrobek po prawej, wyjmując pistolet z kabury. Cielsko ghoula poleciało w jego kierunku ze strony krypty, która znajdowała się na środku. Zamilkł i skupił swoją uwagę właśnie na tym miejscu. Cielsko ani drgnęło… “Ghule walczą między sobą? Ale taka siła? Co jest kurwa grane?” Pomyślał. Odbezpieczył broń i podniósł się na równe nogi gotów do strzału. Pogoda wcale nie ułatwiała, bajoro pod glanami dawało się we znaki, a chmury przysłoniły księżyc. Ciemno jak w… Przeszedł na lewo za nagrobek i czekał na rozwój akcji. Nie minęła minuta i bestia wyszła zza krypty pośrodku cmentarza. Księżyc zaświecił białym światłem które odbiło się doskonale od szarej sierści stwora. Uśmiechnął się srogo. Coś czego Olov nie znosił, ciążyła na nim jakaś klątwa, bo zawsze musiał trafić na to cholerstwo… Zawsze i wszędzie…
Wilkołak mierzył ze dwa metry, szerszy niż szafa, sierść odbijała światło księżyca i błyskawic, a szpony jakby stępione. W walce z nimi, ważne są sekundy. Otworzył szerzej oczy, momentalnie pociągnął zamek pistoletu do siebie i wywalił magazynek razem z pociskiem z lufy. Sięgnął po srebrny magazynek schowany na kamizelce i przeładował. Pocisk w komorze. Jest piętnaście naboi.
- Fatum kurwa - Zaklął pod nosem. Zawsze, wszędzie te pieprzone wilkołaki, zawsze one i zawsze on, zawsze on musi na nie trafiać. Przez te wszystkie lata nauczył jak się z nimi walczy, ale jak przypomina sobie początki to sam się dziwi jak on jeszcze żyje. Wilkołak usłyszał wszystko i wyczuł obecność herosa, ślepia powędrowały na mężczyznę. Bestia złożyła się do wystartowania z pełną prędkością. Olov wymierzył muszką prosto w oczy bestii będąc w połowie za nagrobkiem. Bestia ruszyła, heros pociągnął za spust… Wystrzał… Grzmot… Chwila…

19/03/2011 Kolorado, USA, 20:09
- O wstaliśmy, dobrze... - Zaśmiał się młody heros, po czym kontynuował - ...widzisz znalazłem Cię. Całe dziesięć jebanych lat mi to zajęło. Ciężko było Cię wytropić, za dużo rzeczy na głowie w obozie, czasu mało, wiesz jak jest. - Olov spojrzał na potwora przywiązanego do krzesła.
- Co tu si… - Więzień wymamrotał ledwo po przebudzeniu, w jednej chwili młodzieniec sięgnął po szmatę leżącą na siedzeniu vana i wepchnął ją do mordy mordercy.
- Shush kurwa, milcz, teraz ja mówię. Pamiętasz chociaż jedną osobę którą zabiłeś?  - Chwila wpatrywania się w jego oczy. Eriksson uniósł brwi do góry i pokręcił głową na boki, jakby sam sobie odpowiedział na pytanie. Nie potrzebował odpowiedzi. Więzień jeszcze dochodził do siebie. Olaf sięgnął po wisiorek ze zdjeciem, pokazał mu go.
- Była moją matką. Wiesz jakie to uczucie kiedy stracisz kogoś bliskiego? - Zadał mu pytanie. Mężczyzna coś mamrotał, ale ściera w ustach mu przeszkadzał.
- Mniejsza, zemsta będzie moja. Krwawy orzeł, mówi Ci to coś? - Heros sięgnął po nóż myśliwski i zaczął co musiał zrobić. Długo czekał na ten moment, moment zemsty…

23/10/2014 Okolice Glasgow, samotny cmentarz, 23:08
Eriksson wystrzelił kilka razy i rzucił się pomiędzy groby po jego lewej. Bestia zawyła z bólu ale to nie przeszkodziło jej staranować nagrobka, zostawiając po nim tylko podstawę, za którym sekundę temu był heros. “Kurwa wstawaj” Stęknął lekko kiedy podrywał się z błocka. Wilkołak przeturlał się kawałek w kierunku bramy i zawył w niebo z bólu jaki odczuwał w prawym barku. Olov w sekundę zmienił kierunek, do krypty najrychlej bo urwie łeb przy samej dupie. Musiał oczyścić myśli, ognia nie ma, bo leje jak z cebra. Magazynek w więcej jak połowa, potrzeba na rozproszenie albo dobicie.
- Miecz... - Rzucił do siebie kiedy spojrzał na dłoń. Gotowy do użycia. Był prawie przy wejściu, odwrócił głowę na chwilkę. Lykantrop już się prawie dobierał się do jego tyłów. Co z ghoulami? Wilk skoczył w kierunku Erikssona, ten zaś dzierżąc pistolet wskakując przez wejście, odwrócił się i wymierzył w pysk bestii. Poszła seria w rozdziawiony pysk, który był zaraz jego nóg, jego długie łapska dosięgły prawej nogi która została dotkliwie zraniona. Bestia uderzyła z niewiarygodnym impetem w framugi wejścia niszcząc przy tym ściany które były po bokach. Krew wytrysnęła z pyska. Dach zarwał się i zawalił do środka, strzelający heros nie przerywał ostrzału mordy stwora dopóki magazynek pozwolił. Odrzucił pistolet i pomagając sobie rękoma wstał kulejąc na nogę. Przyzwał krótszy z mieczy i podszedł do wilkołaka. Nie miał zamiaru się witać, albo uczyć go podawania łapy. Chciał już to zakończyć. Wilkołak zaś przygnieciony, ranny i oszołomiony nie drgnął nawet na centymetr. Podniósł miecz i wbił prosto w kark stwora. Przeciągnął sążnie w bok i dół odcinając łeb bestii. Jucha poleciała. Schował miecz i wyciągnął pasek uciskowy z kamizelki. Zajął się nogą jak tylko był w stanie. Usiadł opierając się o gruz przygniatający świeże truchło. Spojrzał w ślepia martwej bestii i obnażył zęby.
- Jadę na wakacje… ahhh boli psia krew. - Spojrzał w zachmurzone niebo. Przynajmniej z ghoulami problem z głowy.
- Dzięki, ale nigdy więcej. - Jęknął kiedy podnosił dupe do góry. Kierunek samochód i apteczka, słabo mu się zrobiło.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>- Zakochany w sztukach walki, lubi kombinować
- Hetero no cóż nie idzie z nowoczesnym trendem
- Nie palący papierosów, śmeirdzą i są odpychające
- Ale to drugie, takie zielone lubi, bo można pobujać w obłokach
- Nie pije kawy, niesmaczne, ale ładnie pachnie
- Za to pije alkohol w różnych ilościach, a wino to sok no cóż bywa, wybaczcie
- Za kierownicą też się zdarzyło i zawsze wtedy potrąca jakieś potwory, kosmiczne combo. Prawo na samochód i motocykl
- Nauczył się grać na nerwach, tak jak inni jemu grają, no i na harmonijce i saksofonie jeśli to kogoś obchodzi
- A jego obchodzi bo lubi czasem sobie pogwizdać i wyluzować
- Ulubiona kapela to Korpiklaani, nic związanego z harmonijką czy saksofonem
- Jazz, rock, metal lubi słuchać, resztę też, ale od czasu do czasu
- Biegle włada angielskim i fińskim
- Lubi ćwiczyć i jeść, takie hobby
- Ale od słodkiego stroni, no chyba, że mówimy o czekoladzie, przecież to esencja życia jest, więc z czym do ludzi
- Śpi dostatecznie dobrze, a na pewno lepiej jak wcześniej
- Czasami myśli na głos
</p></div></div>
Admin
avatar
Re: KP NPC Sro Lip 28, 2021 11:16 am

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Avalon Johnson</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://66.media.tumblr.com/e705656c84388e5d5b3d91c3bcc7cf25/tumblr_psopmuslw31tmm19ro7_250.png"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>27 lat<div>Boski rodzic:</div>Eol<div>Pochodzenie:</div>Miami, Floryda<div>Staż w obozie:</div>12 lat<div>Ranga:</div>Członek Drużyny<div>Drużyna:</div>Dionizosa</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Chloe Bennet</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Zwinne ciało, dzięki wzrostowi 178cm, potrafi szybko wykonać unik jak i odskoczyć. Dzięki treningom ma dość zarysowane mięśnie, nie należy jednak do najchudszych kobiet świata, ani też przesadnie zbudowanych. Jej ciało zdobią blizny oraz jeden tatuaż na prawej łopatce, planowała więcej choć jakoś nie było jej po drodze, oczywiście mowa o tym drugim, bowiem pierwsze nabywa co chwilę. Ciemniejsza karnacja pasuje idealnie do brązowych włosów, które aktualnie ma ścięte do ramion, dłuższe za bardzo przeszkadzały jej w walce. Twarz dopełniają czekoladowe oczy, dobrze że nie ubiera się jeszcze na brązowo, idealny kamuflaż. A skoro już mowa o ciuchach, stara się wybierać wygodne i nie przyciągające uwagi, najczęściej więc wybór pada na czarny kolor. Lubi mieć również ochraniacze na rękach jak i nogach, dzięki czemu może skutecznie blokować ciosy oraz zadawać je z nieco większą siłą. </p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Pierwsze co wysuwa się na myśl to jedno słowo - waleczna. Potrzebuje dużo ruchu i adrenaliny, bez tego chodzi jak struta, gdy jednak trafia się jakiś partner do treningu bądź idzie na misje, czuje się jak ryba w wodzie. Należy do lojalnych osób, jedynie miłość mogłaby spowodować zastanowienie się nad ewentualną zdradą, nic poza tym. Kryje w sobie duszę romantyczki, wrażliwej dziewczyny która potrzebuje uwagi i troski, jednakże usilnie chowa ją pod maską odważnej, silnej i upartej.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>Każda kolejna misja była dla niej czymś wyjątkowym, mogła w końcu się rozruszać, łącząc przyjemne z pożytecznym, bowiem nie tylko wykonywała zlecenie ale i doskonaliła swoje umiejętności, daleko bowiem było jej do perfekcji. Od czasu gdy je poznała, pokochała kontrolę nad powietrzem i to właśnie na tym zwykle się opierała, oczywiście potrafiła również korzystać z broni, szczególnie broni palnej, mimo wszystko stawiała najpierw na aerokinezę, gdyby jeszcze tak dobrze latała za jej pomocą... niestety, póki co rzadko z tego korzystała, skupiając się na samej kontroli wiatru. Tak właśnie dostała się do rzeki nieopodal obozu, gdzie miała odnaleźć grasującego tu utopca. Robota idealna dla niej, jednakże najpierw musiała jakoś wywabić go z wody, najlepiej w jak najbezpieczniejszy sposób, sprawdziła więc najpierw czy broń jest na swoim miejscu, po czym podeszła bliżej brzegu i wyjęła drobny nóż, by lekko naciąć skórę dłoni, tak by nieco krwi słynęło i wymieszało się z brudną już wodą. Długo czekać nie musiała by wygłodniała bestia ruszyła w jej stronę, momentalnie więc odskoczyła, kucając bliżej ziemi, zapierając się nogami by wyciągnąć przed siebie ręce, czekając aż podejdzie na tyle blisko, by nie wrócił do wody. Gdy był odpowiedni czas wypuściła z rąk powietrze by osuszyć go i podnieść do góry, następnie zrzucić na ziemię z większej wysokości. Dla pewności wyjęła jeszcze szybko broń i strzeliła parę razy, już kiedyś przekonała się jak wytrzymałe były te stworzenia a nie miała zamiaru dziś ginąć. Po wszystkim ruszyła do obozu, gdzie zamierzała się znowu ostro tłumaczyć za samotne wyruszanie na niebezpieczeństwo, choć kto wie, może tym razem nie będą aż tak marudzić?</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>- Zna się na broni palnej, choć najczęściej korzysta z aerokinezy.
- Od dziecka interesowały ją sztuki walki, potrafi więc się obronić i zadać bolesny cios gdy tego będzie wymagała sytuacja.
- Zna się na otoczeniu, szybko potrafi wyjść z pułapki dzięki szybkiemu myśleniu oraz dobrej orientacji.
- Nie przepada za jakąkolwiek formą nałogu, alkohol, papierosy czy hazard, dla niej to zbędne odwracanie uwagi.
- Szybka i zwinna, ponoć druga w obozie co niezwykle ją irytuje.
- Nie przepada za dbaniem o wizerunek, jasne czasem ubierze się jakoś elegancko, ale to tylko w wyjątkowych okazjach. Nie ma czasu na takie głupoty
- Punktualna i wymagająca, lepiej jej nie podpaść.</p></div></div>
Admin
avatar
Re: KP NPC Sro Lip 28, 2021 11:19 am

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Billy Rocks</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://demigods.forumpolish.com/users/4116/16/80/16/avatars/142-4.jpg"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>32<div>Boski rodzic:</div>Zeus<div>Pochodzenie:</div>Kioto, Japonia<div>Staż w obozie:</div>22<div>Ranga:</div>Naczelny karzeł<div>Drużyna:</div>Asklepios</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Lee Byung Hun</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Widząc tego niskiego bo mierzącego zaledwie: sto siedemdziesiąt siedem centymetrów, mężczyznę z automatu skreśla się go jako potencjalne zagrożenie. Błąd ten kosztował już niejednego „wysokiego” życie. Doskonale zbudowana sylwetka szczupła acz umięśniona, która zahartowana od dzieciaka w walce i morderczych treningach wpływa na siłę jak i szybkość wojownika. Ciało poznaczone kilkoma niewielkimi bliznami nie opowiada zbyt wielu historii o walkach, które na przestrzeni swego życia w obozie jak i przed nim toczył, lecz obsydianowe wydawać by się mogło puste z pozoru oczy mogą jeśli chcą wyjawić wszystko.
Na twarzy Takeshi’ego, rzadko kiedy gości uśmiech zwykle jego miejsce zastępuje powaga, a momentami obojętność. Jednakże nie tłamsi emocji wewnątrz siebie. Przyjmuje je i odpowiednio reaguje, lecz sporadycznie zagości na niej gniew, a jeszcze rzadziej uśmiech.
Niegdyś niemal alabastrowa teraz przez klimat i liczne podróże bardziej opalona cera dalej silnie kontrastuje z czarnymi jak smoła włosami, które wojownik zwykł nosić najczęściej swobodnie rozpuszczone.
Ubiera się praktycznie, acz łączy to z pewną klasą i poczuciem stylu nigdy jednak nie wyróżnia się negatywnie wśród tłumu. W codziennej garderobie można spotkać flanelowe koszule i starte jeansy jak również szyte na miarę garnitury. Co do butów to jest zwolennikiem takich, które sięgają za kostkę, a przynajmniej podczas misji takie zwykł nosić.
Rzeczą z którą nigdy się nie rozstaje jest bransoletka z rzemienia w którą wplecione są metalowe symbole ozdobę tą wyróżnia fakt, że na życzenie właściciela zmienia się w katanę.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>#honorowy, #oaza spokoju, #konsekwentny, #skryty jak aligator w bajorze, #perfekcjonista, #bezlitosny, #sarkastyczny, #sumienny, #waleczny, #pracowity, #samotnik, #nieśmiały w stosunku do kobiet, #ufa tylko sobie, #utajniony żyd, #skryty romantyk, #lojalny, #dumny, #pedantyczny, #świetnie znosi sytuacje stresujące, #ciekawy świata.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>Obudził się gwałtownie w pierwszym odruchu sięgając dłonią pod poduszkę, gdzie skryty był rewolwer, wymierzył w mrok. Czuł nieprzyjemne kołatanie serca w piersi, które niczym mały ptak próbowało wyrwać się z klatki. Wierzchem dłoni otarł kropelki potu z czoła i westchnął cicho. Tym co zbudziło go z drzemki był koszmar, który kilka lat temu miał swe odbicie w rzeczywistości. Odłożył broń na stoliku i spojrzał na zegarek, wybiła północ. Wiedział, że dzisiejszej nocy czeka go robota i tak prędko nie odetchnie. Dlatego też pierwsze co zrobił po zakwaterowaniu  było zasunięcie żaluzji i długa drzemka. Sen dla Billy’ego, był tym czym dla pstrąga jest wartki i czysty strumień, dla kangura otwarta równina, a dla Żyda kamienica. Ot, naturalnie i całkiem zwyczajnie uwielbiał spać. Stąd też brał się grymas niezadowolenia na twarzy Japończyka. Jednak szybko znikł. Nie było czasu na smęty i dołowanie miał zlecenie do wykonania. Billy Rocks, należał do ludzi rzetelnych, skrupulatnych i w pełni oddanych swej pracy.
Niewielki przytulny pokój, który wynajmował w motelu miał niewątpliwe swoje plusy chociaż lata świetności odeszły już dawno w zapomnienie to jednak trzeba było przyznać, iż promieniu czterdziestu mil nie było niczego lepszego. Mężczyzna ubrany był w czarną skórzaną kurtkę, szarą bluzę i granatowe nieco starte jeansy. Prezentował się do bólu zwyczajnie i o to wszak chodziło. Stojąc przed lustrem w malutkim przedpokoju spoglądał w swe odbicie obojętnym wzrokiem. Odruchowo sprawdził, czy broń dobrze siedzi w kaburach, a noże nie wystają znad warstwy ubrań. Nie chciał zdradzić się wykonując prosty gest. Doskonale wiedział, że błąd może kosztować życie, a przede wszystkim niepowodzenie misji, a tego nie akceptował. Ręką niemal na odchodne wymacał jeszcze granat odłamkowy wielkości pięści dziecka, który schowany do wewnętrznej kieszeni kurtki, nie odstawał widocznie. Wyszedł w mrok zamykając za sobą drzwi na klucz, cicho i bezszelestnie jak cień.
Oddalony od motelu o ćwierć mili bar ulokowany tuż przy drodze międzystanowej z zewnątrz prezentował się jak tysiące innych jemu podobnych na totalnych odludziach. Neonowy szyld raził po oczach, lecz jednocześnie pełnił funkcję latarni morskiej pośrodku tego pustkowia. Idąc parkingiem słychać było podchmielone głosy, wrzawę i przebijającą się przez to wszystko muzykę country. Heros uśmiechnął się w myślach czuł się jak kowboj na dzikim zachodzie. Wszedł do środka śmiało i zajął miejsce przy barze rad, że nikt nie zwrócił na niego większej uwagi, zamówił piwo. 
Znaczna część klienteli była już w tym stanie, który jasno sugerował, że jutrzejszego dnia będą mieli problem z odtworzeniem w głowie tego co się działo. Nie bez przyczyny wybrał akurat tak późną godzinę na zwilżenie gardła. Zależało mu bowiem chociaż na pozorach dyskrecji o jakich w mieścinie takiej jak ta trudno. Tym bardziej jeśli było się skośnookim karateką alias „żółtkiem” w pojęciu znacznej większości amerykanów.
Nie czekał długo minął ledwie kwadrans, a na parkingu przy barze dało się usłyszeć charakterystyczny charkot Harleya, uśmiechnął się pod nosem wychodziło, że informator nie kłamał. Po kilku uderzeniach serca do środka wszedł niedźwiedź w przebraniu człowieka. Billy widział w swym życiu wielu wielkoludów taki żywot karła, ale ten pobijał wszystkich na głowę. Na oko mierzył siedem stóp i ważył zapewne dwa razy tyle co on jak i nie więcej. Miał świadomość przyjmując te zlecenie, że będzie to ciężki orzech do zgryzienia w końcu nie byle kto pokonałby Toma i Jerry’ego, o ironio całe życie gonili za serem, a skończyli gorzej niż topiony zostawiony na skwarze w aucie. Japończyk nie trwonił czasu na wspominki o starych znajomych wypije kiedyś ich zdrowie teraz czas gonił, a lepszej okazji do dorwania sukinkota nie będzie. Samo wytropienie go zajęło wojownikowi ponad miesiąc, a i tak wiele by nie zdziałał bez informatora za którego robił pewien sukkub, u którego miał dług wdzięczności.
Widząc jak wielkolud kieruje się w stronę lady nieznacznym ruchem Billy pchnął jednego ze swych sąsiadów wprost na niego. Pchnięty i ledwie przytomny mężczyzna poleciał jak długi ciągnąc za sobą niby kotwicę kufel piwa. Głuchy brzęk rozbijanego szkła i sekundy martwej ciszy nagle wszystkie spojrzenia w barze spoczęły na tej dwójce. Niedźwiedź nie należał do opanowanych ludzi i szybko wpadał w gniew, a nawet furię. Rocks to wiedział i celowo chciał go wkurwić przed prawdziwą walką. Nieszczęsna ofiara przypadku została zdzielona prawym sierpowym z taką mocą, że bezwładne ciało odleciało na co najmniej dwa metry natrafiając na drewniany stolik. Przynajmniej chłop liczenie gwiazd miał już za sobą….
– Ty skurwysynie zapłacisz za to! – chrapliwy i podpity głos jednego z bandy chopperowców przebrzmiał z drugiego końca sali. Było ich trzech, a każdy z nich prezentował się gorzej niż poprzedni. Mordy paskudne noszące ślady niegdysiejszych barowych awantur, lecz każdy z nich o słusznej posturze i zapewne mieliby szanse, gdyby nie mierzyli się z synem Aresa, banitą z obozu szkolonym w zabijaniu. Craig Marduk w pewnych kręgach znany pod pseudonimem „Koszmar” zasłynął z okrucieństwa i przemocy. Było mu mało i odszedł z obozu by na własną rękę zabijać ludzi i potwory. 
Zaszli go jak wilki blokując z każdej strony trzymając w ręku kije bilardowe i butelkę po piwie Craig zmierzył ich wzrokiem i zaryczał jak prawdziwy niedźwiedź. Rzucili się na niego jeden za drugim z początku ignorował ciosy, które nań spadały by po kilku sekundach przejąć inicjatywę i rozpocząć rzeź. Nadlatujący kij chwycił jedną ręką blokując cios i wymierzył napastnikowi potężnego sierpa waląc z całej epy w ucho mężczyzna zaliczył dzwona o barową ladę. Zostało jeszcze dwóch ci wyraźnie podirytowani losem towarzysza skoczyli na łysego drania. Jeden cios szedł w podbrzusze skruszona butelka po piwie rozdarła t-shirt półboga i na tym koniec Marduk zafundował mu cios z kolanka prosto w szczękę wybijając przy okazji kilka zębów, które w świetle barowych lamp wyglądały jak spadające gwiazdy. Drugiego z napastników chwycił nim ten zdążył zadać cios kijem bilardowym i rzucił nim niby szmacianą lalką niemal przez pół sali niszcząc przy okazji jedno z drewnianych krzeseł. Zapadła cisza po raz wtóry w przeciągu tych kilku minut. Nikt z zebranych nie wyrywał się do bitki wręcz przeciwnie ci co mogli i byli w stanie schowali się pod stoły, a reszta udawała, że ich tu nie ma lub uciekła chyłkiem.
– Wynocha z mojego baru – ciszę przerwał barman wychodząc za lady ze strzelbą. Marduk zrobił krok ku mężczyźnie, a stara broń plunęła ogniem i dymem wyrzucając z siebie pocisk. Billy, dostrzegł jak olbrzym zachwiał się pod wpływem przyjęcia pocisku na swą pierś, lecz wiedział, że to go nie powstrzyma musiał zacząć działać. Miał w dupie ludzi ale spieszył się na mecz Japonii z Urugwajem. Wypił piwo do końca i wstał.
– Craig Marduk – stwierdził nie zapytał czekał, aż olbrzym odwróci się w jego stronę. – Wydano na ciebie wyrok. – Billy był gotowy na wszystko, a w odpowiedzi dostał jedynie szczery śmiech i wcale go to nie zmartwiło wręcz przeciwnie sam się uśmiechnął kącikiem ust.
Stanęli naprzeciwko siebie gotowi do walki w głowie Japończyka zabrzmiał znajomy tekst: „Get Ready For The Next Battle!” Mierzyli się wzrokiem, aż w końcu olbrzym ruszył niczym byk wprost na drobniejszego przeciwnika. Japończyk, zrobił krok w tył i wydobył z kabury swego srebrnego colta cztery pociski trafiły w nogi przeciwnika, lecz ten nawet nie zwolnił. W ostatnim momencie Rocks, wykonał nieznaczny ruch w bok i piruet unikając szarży i ustawiając się w dogodnej pozycji do oddania kolejnych strzałów. Trzy pociski trafiły olbrzyma w plecy, który zatrzymał się dopiero na pierwszych stolikach. Jego gniew był aż nader widoczny pomyśleć istny Wezuwiusz tuż przed wybuchem nawet wielkością się zgadzają.
– I'm gonna burn you! – wysyczał i splunął krwią. Ruszył jeszcze szybciej niż wcześniej tym razem Billy nie zdążył odskoczyć przed jego ciosami. Grad potężnych sierpowych spadał na gardę cofającego się Japończyka, który tylko czekał na sposobność ucieczki spod tego śmiercionośnego ostrzału. Przed oczyma stanęły mu niemal jak żywe flashbacki z Wietnamu. Nie mógł wiecznie się cofać, a gdy plecami napotkał kant stolika poczuł, że to jego szansa zanurkował pod jednym z dość chaotycznie wymierzanych ciosów i już miał odskakiwać, kiedy znikąd pojawiło się kolano olbrzyma wybijając go w powietrze. Przeleciał nad meblem i wylądował z hukiem na drewnianej podłodze wzbijając kurz. Chwilę trwało nim złapał oddech. Craig nie patyczkował się w tańcu i odrzucił zagradzający mu stolik w bok ruszył z wolna na herosa z obozu, był osłabiony i ranny ale dalej tliła się w nim furia.
Rzucili się na siebie niedźwiedź i puma w morderczym tango znowu się zwarli. Japończyk starał się trzymać dystans i atakował, kiedy tylko olbrzym się odsłaniał po wykonaniu ciosu. Tańczył wokół niego starając się zmęczyć przeciwnika co jakiś czas wymierzał dolne kopnięcia w łydki i kostki. Wiedział, że Marduk długo już tak nie wytrzyma jednak nie mógł pozwolić ponieść się euforii wiedział, że wystarczy tylko jeden fałszywy ruch, a skończy jak Czerwona Żmija w walce z Górą. Z całą pewnością nie życzyłby sobie takiego końca. Odskoczył przed prawym prostym w bok i cofnął się jeszcze o kilka kroków. Sprawnie i szybko dobył dwóch noży i rzucił nimi trafiając w górną część torsu oponenta. Ten widać odporny na ból nie jęknął nawet zaatakował kopnięciem z pół obrotu pod którym Billy przemknął niby mysz pod kocimi pazurami i zachodząc przeciwnika od tyłu sam wystosował w jego kierunku dwa silne kopnięcia. Ten odwrócił się i rzucił się na drobnego wojownika. Pchnięty na stół, który złamał się w pół pod ciężarem Japończyka przeturlał się w bok pod jeden z filarów. Tam też dostrzegł miotłę i bez zawahania chwycił ją i uderzył w łeb dryblasa. Trzonek pękł z głuchym jękiem na jego głowie tym samym udało mu się doprowadzić do wybuchu furii u dziecka boga wojny. Nim się obejrzał oberwał lewym sierpowym, a zaraz później i prawym dużo potężniejszym od poprzedniego. Po raz pierwszy tego wieczoru Japończyk zobaczył gwiazdy. Cios był na tyle potężny, że wojownik dosłownie przeleciał kilka metrów lądując na krzesłach i jakimś lokalnym alkoholiku co miast brać nogi za pas został i uciął sobie drzemkę.
– Time to die… – usłyszał kolejny znany tekst i westchnął ciężko. Musiał to skończyć teraz inaczej mogą tak się bawić do usranej śmierci. Widząc, że Marduk z wysiłkiem łapie tlen sięgnął po swojego asa w rękawie i bez większego namysłu skoczył w szaleńczym biegu przed siebie, by tuż przed olbrzymem skoczyć w bok na blat stolika wybić się i zrobić elegancki wsad jakiego nie powstydziłby się Jordan. Zapakowany w paszczę granat wybił kilka zębów, a sekundy dzieliły go od wybuchu. Billy dał nura za ladę, a eksplozja jaka nastąpiła chwilę później udekorował bar wnętrznościami ex-herosa.
Oddychał ciężko czuł, że ma złamane żebro i nos ale wykonał zadanie i to się liczyło. Wstał i sięgnął po jedną z ocalałych butelek whisky golnął sobie  porządnie i wyszedł. Na progu baru zatrzymał się przy zdruzgotanym właścicielu i rzekł;
– Korg i Miek specjaliści od dekoracji wnętrz zadzwoń i powiedz, że jesteś od Billy’ego – odparł i wręczył mężczyźnie wizytówkę.
Po chwili mknął już drogą międzystanową przez mrok na R1 zostawiając za sobą pobojowisko i ciągnąc do cywilizacji, gdzieś na południu niebo rozświetliła błyskawica, a niedługo po niej słychać było grom. – Oho, staruszek znów ma gorące siodło po kfc…</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>- Pochodzi z wpływowej i zamożnej rodziny.
- Matka Takeshi’ego, zmarła podczas porodu.
- Wychowywał go senior rodu, dziadek. Wpajając dyscyplinę „żelaznej pięści” jak również nauki życiowe, szkolił w sztukach walki; karate w stylu Kyokushin i ninjutsu.   
- Chętnie sięga po anime i mangi.
- Zjadł wszystkie odmiany ramenu zwiedzając przy tym całą Japonię.
- Uwielbia słone przekąski. Natomiast nie przepada za słodkościami.
- Nim zaczął chodzić już potrafił rzucać nożami.
- Lubi amerykańskie fast foody.
- Jako dzieciak pokochał westerny i przypadli mu do gustu rewolwerowcy.
- Lubi grać w tekkena.
- Pisze wiersze po japońsku i koreańsku.
- Fan marvela, a jego ulubioną postacią jest szop Rocket Raccoon.
- Uwielbia rewolwery, ale nie bardziej niż noże.
- Posiada czarną Yamahę R1 z 2014 roku.
- Często opuszcza obóz na kilka tygodni wykonując misje zlecone bezpośrednio przez bogów.
- Stroni od obozowego towarzystwa, lecz nigdy nie przyszła mu do głowy zdrada.
- Przyjaźni się z Hitlerem.
- Kilka lat temu pewien czarnoskóry szeryf z Texasu widząc z jaką łatwością Takeshi, obezwładnił siedmiu agresywnych Meksykańców postanowił nadać mu pseudonim: Billy Rocks – tańczący z wilkami i postawił łychę. Od tamtego dnia Japończyk używa tych personaliów i tylko nieliczni wiedzą jak się nazywa.   
- Nieźle gra w bilard i pokera.
- Potrafi gotować.
- Lubi wędkować.
- Od 7 roku życia kibic FC. Barcelony i Vissel Kobe.</p></div></div>
Admin
avatar
Re: KP NPC Sro Lip 28, 2021 11:31 am

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Alva Elin Bergman</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://demigods.forumpolish.com/users/4116/16/80/16/avatars/230-32.jpg"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>20 chłodnych zim<div>Boski rodzic:</div>Hel<div>Pochodzenie:</div>Tromsø, Norwegia<div>Staż w obozie:</div>10 lat<div>Ranga:</div>zastępca kapitana<div>Drużyna:</div>Tyra</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Alissa Salls</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>[i]Mała, drobna i zapewne niegroźna[/i] - niejednokrotnie słyszałam skierowane w swoim kierunku akurat te słowa, które okazały się możliwie najgorszą oceną. Może i nie mam bardzo mocnego uderzenia, jednak przy wadze, którą niejeden nazwałby [i]piórkową[/i], gdyż to tylko sześćdziesiąt dwa kilo przy metrze siedemdziesiąt wzrostu, moje pierwsze uderzenie sprawdza się idealnie jako element zaskoczenia. Swoją drogą, sama waga jest prawidłowa, chociaż mówią, że jestem niesamowicie chuda i na pewno mam anoreksję. Blada cera, czasem wydająca się być wręcz trupiobladą, której za nic nie mogę opalić, bo od słońca dostaję tylko czerwonych plam, znikających po pewnym czasie, dla wielu jest oznaką braku witaminy D - tak, oczywiście; to tylko [i]dar[/i] od mojej kochanej, boskiej mamusi. Ciemne, praktycznie kruczoczarne włosy oraz to jedno, białe pasmo, które, w zależności od sytuacji, upinam wraz z innymi włosami, bądź zostawiam luzem, a jak już tak jest, to głównie po to, żeby inni mieli świadomość, dlaczego lepiej do mnie nie podchodzić, jeżeli brak emocji na twarzy czy trupia bladość ciała jeszcze ich nie przekonały. Przechodząc do tych bardziej [i]kosmetycznych[/i] cech mojego wyglądu; w zależności od mojego nastroju maluję się albo bardzo mocno i tylko na ciemne barwy, sprawiające, że i tak ciemne oczy nabierają jeszcze ciemniejszego odcienia; albo decyduję się jedynie na podkreślenie rzęs, co i tak daje odpowiedni efekt. Kolczyk w nosie, częściej subtelny i mało zauważalny. Swoje ciało mam przyozdobione tatuażami wszystkich, dwudziestu czterech nordyckich run: [b]Fehu[/b] na małym palcu prawej dłoni po zewnętrznej stronie; [b]Uruz[/b] na środkowym palcu lewej dłoni po zewnętrznej stronie; [b]Thurisaz[/b] na środkowym palcu dłoni prawej po zewnętrznej stronie; [b]Ansuz[/b] za prawym uchem; [b]Raido[/b] pod lewą kostką; [b]Kaunaz[/b] pod kciukiem lewej dłoni; [b]Gebo[/b] pod lewą, wystającą kostką dłoni; [b]Wunjo[/b] na małym palcu lewej dłoni po zewnętrznej stronie; [b]Hagalaz[/b] bliżej serca, pod lewym obojczykiem; [b]Nauthiz[/b] tuż nad piersiami, na mostku; [b]Isa[/b] tuż pod piersiami; [b]Jera[/b] na palcu serdecznym prawej dłoni, po zewnętrznej stronie; [b]Iwaz[/b] za lewym uchem; [b]Pethro[/b] nad Hagalaz, bardziej pod obojczykiem; [b]Algiz[/b] pod prawym obojczykiem; [b]Sowelu[/b] obok Algiz; [b]Teiwaz[/b] na palcu wskazującym dłoni lewej po stronie zewnętrznej; [b]Berkana[/b] na środku prawego nadgarstka; [b]Ehwas[/b] na środku lewego nadgarstka; [b]Mannaz[/b] pod Iwaz; [b]Laguz[/b] na palcu wskazującym dłoni prawej po zewnętrznej stronie; [b]Ingwaz[/b] pod Berkaną; [b]Dagaz[/b] pod Ingwaz oraz [b]Othilia[/b] pod prawą kostką.  Do tego, mam wytatuowanego [url=https://i.imgur.com/ShRBJM6.png][b]kruka[/b][/url] na udzie, [url=https://i.imgur.com/6M9Hn18.jpg][b]Vegvisir i Ægishjálmr[/b][/url] na ramionach, [url=https://i.imgur.com/6EGhoto.jpg][b]Valknut i Yggdrasil[/b][/url] na lewym ramieniu.
Czasami słyszę też komentarz, że mogłabym się częściej uśmiechać, bo straszę tych najmłodszych w obozie, najczęściej jak jakiś przechodzi obok. Posyłam mu tak radosny uśmiech, że ucieka z przerażeniem, na co słyszę komentarz [i]już lepiej, jak masz to swoje bitch face[/i].</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>[i]- Zimna, wredna, bezczelna…
- Ale tak wierna i lojalna, jak mało kto w tych czasach. Poza tym, to twoja wicekapitan.[/i]

Może i na pierwszy rzut oka nie wydaję się być przesympatyczną osobą, bo taką nie jestem, ale czy to automatycznie skreśla mnie jako osobę i sprawia, że ludzie przypisują mi mnóstwo cech jedynie na podstawie mojego wyglądu i świadomości, czyją jestem córką? Przebywanie ze mną to podobno wersja demo Helheim, ale przecież [i]heim[/i] oznacza [i]dom[/i], a to, że u mnie ciężko doświadczyć ciepła, chyba po prostu odpycha każdego. Szkoda, ta zimna aura niesie za sobą naprawdę wiele zalet. Między innymi, potrafię zachować trzeźwość myślenia w sytuacjach stresowych, czy podjąć odpowiednią decyzję w momencie, kiedy dookoła mnie wszyscy panikują, ale też panuję nad swoimi emocjami i samą sobą, dzięki czemu do chwili, w której naprawdę nie będę rozzłoszczona, nie zobaczysz mnie w furii. Ciężko mi jedynie określić, czy współobozowicze bardziej odczuwają wobec mnie szacunek, czy po prostu się mnie boją. [i]To córka Hel i wnuczka Lokiego. Kto wie, jaka jest jej prawdziwa moc?[/i] - ich szepty nie dają mi spokoju, nawet jeśli nic nie robię sobie z ich opinii. Nie ona jest dla mnie najważniejsza, na pewno nie ta o mnie. Niech mówią co chcą, przecież nic nie zrobię sobie przez obelgi, wyzwiska czy wyssane z palca historie, a ludzie pod wpływem emocji wygadują różne rzeczy, prawda? A jeżeli sprawy pójdą za daleko i kłamstwa na mój temat nie ustają, mogę zabić je u źródła przez wyegzekwowanie kary wobec autora obelg, co jest jeszcze prostsze przez moją pozycję. Chociaż nie należę do osób mściwych czy wyjątkowo pilnujących zasad, nienawidzę opowiadania kłamstwa o ludziach, których tak naprawdę się za dobrze nie zna, a ze wszystkich tych, którzy opowiadali zmyślone bajeczki na mój temat, żadne nie należało do osób, z którymi łączyło mnie cokolwiek poza przynależnością do tego samego obozu. Czy to wystarczająco nie świadczy o prawdziwości ich historii?

[i]- Czy ona się właśnie-
- Uśmiecha? Tak, to dość rzadki widok[/i]

Zdecydowanie nie uważam siebie za kogoś zupełnie pozbawionego emocji i całej tej otoczki, związanej z emocjonalnością. Po prostu potrafię się dobrze z tym wszystkim ukrywać, a fakt, że czasem też się uśmiechnę, chyba przeraża co niektórych. Zadowolenie ukazuję w nieco inny sposób, uśmiech to faktyczna rzadkość; może dlatego tak panikują jak go widzą? Mimo że przecież nie świadczy o czymś całkowicie złym; ten całkowicie szczery to pewnego rodzaju [i]rarytas[/i], bo tylko nieliczni go widzą. Może to przez moje pesymistyczne nastawienie i świadomość, że nie wszystkim mogę ufać. W końcu, na dzień dobry wszyscy są dla mnie skreśleni i traktowani tak, jakby w każdym momencie mogli wbić mi nóż w plecy. Nic dziwnego więc w stwierdzeniu, że naprawdę ciężko zdobyć moje pełne zaufanie. Nawet jeżeli komuś może się wydawać, że przebywanie w jednym miejscu wystarczająco łączy dwoje ludzi, to jest w błędzie. Wielu z tych, których poznałam przez te dziesięć lat spędzonych w obozie, nadal jest przeze mnie traktowanych jako potencjalne niebezpieczeństwo, ale, jak to mówią, [i]keep friends close, but your enemies even closer[/i]. Niektórzy przecież są święcie przekonani, że należę do grona ich przyjaciół, podczas kiedy prawda byłaby dla nich najzwyczajniej w świecie krzywdząca. Nie oznacza to jednak, że zupełnie nie mam przyjaciół. Znajdą się tacy, których będę mogła tak nazwać; tacy, którzy zapracowali sobie na ten tytuł i moje zaufanie, ale ich mogę policzyć na palcach jednej dłoni. Starannie dobieram swoje najbliższe otoczenie, bo skoro nie było mi dane wybrać, czy chcę mieć boskiego rodzica czy nie, to mogę przynajmniej dobierać tych, z którymi spędzam czas. A uzyskanie mojej sympatii, takiej prawdziwej i autentycznej, to dość spore wyróżnienie. Rzadko przecież stwierdzam, że kogoś szczególnie lubię; często wzbraniam się przed wszelkimi uczuciami wobec drugiej osoby, a szczególnie jeżeli chodzi o miłość. Nie chcę skończyć jak wszystkie kobiety znane z legend i paść martwą jak tylko się dowiem, że podczas misji mój wybranek skonał. Wolałabym sama polec w walce, najlepiej nie sprowadzając na nikogo śmierci.

[i]Alva jest… Dziwna. Tatuaże, chłód, dziwna bladość… Jeszcze fakt, że to córka Hel. Ale trzeba jej przyznać, jest dobrym wojownikiem.[/i]

Chociaż na polu walki zajmuję głównie tylne szeregi przez pewność do łuku i strzał, nie można odmówić mi waleczności i zażartości w tym, co robię. Jestem szczególnie uparta jeżeli chodzi o dążenie do celu, nawet jeżeli jest nim wyrżnięcie całej armii do zera. Do tego ambicja nie pozwala mi niczego odpuścić, a jeżeli już narzucę sobie cel, mogę do niego iść nawet po trupach. Mimo młodego wieku mam w sobie mnóstwo samozaparcia, przy tym nie brakuje mi odwagi. Z tej racji często mówię wprost to, co myślę, nawet jeżeli jest to raniące dla odbiorcy. Cenię sobie szczerość, szczególnie tych, z którymi współpracuję, chociaż kłamstwo w celu ochrony własnego interesu sama stosuję. I chociaż faktycznie bywam momentami najzwyczajniej w świecie bezczelna - nie jestem taka bez powodu. Tylko trzeba mnie poznać, żeby dowiedzieć się o tym więcej, a to nie należy do najprostszych zadań. I mimo że mam wyjątkowo dużą cierpliwość, niektórzy potrafią ją nagiąć na tyle, że nigdy nie dostają się do tej, jakże zaszczytnej, grupy osób, które wiedzą trochę więcej o mnie niż tylko miejsce pochodzenia, boski rodzic czy jaki sposób walki do mnie najbardziej przemawia. Jestem naprawdę prostym człowiekiem. Może z tą różnicą, że trochę nadzwyczajnym, ale nic poza tym.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>Nigdy nie przepadałam za treningami, które nie odbywały się na terenie otwartym, jak chociażby w lesie. Czułam tam o wiele większą swobodę niż na arenie, gdzie nie było miejsca, w którym można było się ukryć, nie można było dostatecznie szybko wejść na drzewo, czy też umiejętnie przeskoczyć na drugie, przeszywając przeciwnika strzałami. Na arenie byłam zagrożona atakiem z każdej strony, co nie było czymś pozytywnym. Głównie dlatego, że bezpośrednia walka była dla mnie niepewnym rozwiązaniem. Nie potrafiłam się bronić - nie ważne, czy miałby to być miecz, topór, czy nagie pięści. Posiadałam jedynie swój łuk, kołczan pełen strzał i lekkie uzbrojenie, które sprawiało, że nie miałam problemów z poruszaniem się. Po jeden z misji okazało się, że, pomimo idealnego wyczucia wobec łuku i pewności własnych ruchów, nie do końca jestem w stanie się wybronić. Wniknęła z tego prosta rzecz - postanowienie, że cokolwiek będzie się działo, nie ustanie mój trening walki wręcz. Nieważne, na czym przyjdzie mi trenować. Nie mogłam sobie pozwolić na kolejne narażenie siebie samej i reszty drużyny na niebezpieczeństwo.
Nie było to tak proste jakbym chciała. Zaledwie po kilku dniach miałam zamiar krzyczeć, że nigdy więcej nie pójdę trenować w akurat tej dziedzinie, nawet jeśli miałoby się to wiązać z wykluczeniem mojego udziału w misjach. Mimo zasypiania właśnie z tą myślą, rano, przy śniadaniu, schodziło to na niczym, bo znów planowałam trening. A dzisiaj miało być zupełnie inaczej niż za pierwszym razem.

[i]- Bergman, ta pozycja jest banalnie prosta, a ty nawet tego nie potrafisz zrobić - Galichet warknął, po czym widziałam, jak mierzy mnie spojrzeniem od stóp do głów. - Przynajmniej stoisz dobrze - popatrzył na moje nogi i kiwnął głową z uznaniem - ale cała reszta jest do dupy.
- Do dupy to jest pa-
- Zamknij się - zmarszczył brwi, patrząc na moje ręce. - Jesteś leworęczna? - kiwnęłam tylko głową. - To dlatego tak stoisz. Dobra, lewa noga w linii prostej za siebie. A prawa stopa - kopnął mnie, dość delikatnie, ale kopnął - delikatnie do środka. Teraz ręce - złapał mnie za nadgarstki; strasznie mocno ściskał, zupełnie jakby chciał mi udowodnić, że jestem słaba. - Zaciśnij pięści. Dobrze, teraz trzymaj je tu - i podciągnął moje dłonie na wysokość brody; po tym złapał mnie za biodra i obrócił je lekko w lewo. Spojrzał na moje barki. - Lewy odrobinę niżej - jak tylko to zrobiłam, złapał za moje pięści. - I to sobie zapamiętaj. Lewa przy policzku, prawa kawałek dalej. I teraz zgarb się, wciągnij plecy… No, to jest garda![/i]

Tym razem to nie był Folklore, a jakiś zastępca. Widziałam jego uśmiech jeszcze zanim w ogóle weszłam na arenę. Szczerzył się, tak nienaturalnie się szczerzył, a ja miałam ochotę wybić mu wszystkie jego białe zęby.
- Alva! - powitał mnie z radością, otwierając szeroko ramiona. Przewróciłam tylko oczami i skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej. - Widzę, że w humorze - zaśmiał się jeszcze, przyglądając mi się.
- Możemy przejść do rzeczy? - mruknęłam niezadowolona; jego biadolenie nic nie wnosiło do moich umiejętności, których i tak zaczynałam być coraz bardziej pewna.
- No, pani wicekapitan, skąd ta niecierpliwość? - znowu się zaśmiał, pokazując zęby. Coraz bardziej miałam ochotę zrobić mu jakąś krzywdę, najlepiej już, teraz, przecież jeszcze się tego nie spodziewał, mogłabym zdobyć przewagę przez atak z zaskoczenia; ale przecież to byłoby niehonorowe. Zresztą, nie mogliśmy tak po prostu zacząć się bić. Cały ten trening, który z jednej strony marnował mi czas, z drugiej był mi potrzebny do osiągnięcia własnego celu i nie mogłam go sobie tak po prostu odpuścić. Warknęłam po prostu w odpowiedzi, czekając, aż wyskoczy mi z jakimś zajęciem.
- Dobra, biegałaś rano? - kiedyś to pytanie brałam za totalny absurd; jak mógł tak po prostu wnikać w moje życie prywatne i pytać o mój poranny trening?
- Codziennie biegam - teraz odpowiadałam tak samo jak zwykle, mając już go najzwyczajniej w świecie gdzieś. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy, tak? I będę mogła wrócić do własnych zajęć; jakichkolwiek.
- Świetnie, to rozgrzejemy stawy - nawet nie wiem, czy robił to specjalnie, czy po prostu czerpał radość z patrzenia, jak ćwiczę. Może to jakiś męski instynkt?
Od góry w dół; głowa, barki, ramiona, tułów, biodra, uda, łydki, stopy. Na początek krążenie, potem naciąganie stawu skokowego, kolanowego, ramienia. Pochyły, pół-szpagat, szpagat. Potem przechodziliśmy do pompek; od kiedy mnie zaczął wkurwiać swoimi komentarzami to robiłam je na jednej ręce, zmieniając tę zginaną co dziesięć pompek; łącznie cztery serie. Przysiady z obciążeniem, dwie serie po trzydzieści; od kiedy zauważyłam, że przygląda się moim pośladkom, opatentowałam takie z wykopem. Jeżeli zbliży się za bardzo, sprawnym ruchem podczas wstawania dostaje kopniaka prosto w czułe miejsce; jak tak oberwał dwa razy, to chyba zupełnie sobie odpuścił. Brzuszki w trzech seriach po piętnaście; machanie ciężarem po okręgu; praktyka ciosów z hantlami w rękach. Na sam koniec - deska; stopniowo wydłużaliśmy czas jej trwania, a ja przyrzekłam sobie, że w życiu nie będę odpuszczać szybciej od niego. Głównie przez to wytrzymuję już prawie dwie minuty, kiedy jemu drżą mięśnie ramion. Cienias.
- Dobra - mruknął jeszcze kiedy wstał, strzepując z siebie niewidzialny pył. - Twoje zadanie jest proste; masz mnie uderzyć i przy okazji nie dać się uderzyć samej. Sęk w tym, że ja będę robił prawie cały czas to samo. Zrozumiałe? - kiwnęłam tylko głową, do tego powstrzymałam się od przewrócenia oczami. Przyjęłam gardę, spojrzałam na niego i czekałam na znak, że już rozpoczęliśmy.
Początkowo nie chciał mnie uderzyć; zakrywał twarz czekając na mój pierwszy ruch. Wymierzyłam w jego stronę cios sierpowy prawą ręką, zablokował, sierpowy lewą również, prosty prawą i…
Dostałam w szczękę. Splunęłam tylko zaróżowioną śliną, rozmasowując dłonią obolałe miejsce, w które oberwałam.
- Jeszcze raz! - warknęłam, marszcząc brwi i mocniej zaciskając pięści. I znowu, obserwowałam co robi, jak unika moich ciosów, po czym uniknęłam tego, który miał uderzyć moją szczękę, obrywając za to prosto w brzuch z taką siłą, że odrzuciło mnie trochę w tył. Kaszlnęłam, nie mogąc od razu złapać oddechu.
- Jeszcze raz! - krzyknęłam wiedząc, że już po prostu nie odpuszczę; jeszcze mocniej zacisnęłam pięści i obserwowałam każdy ruch swojego przeciwnika. Dopóki nie wymierzę mu ciosu, będę stać. Nawet jeśli miałabym pluć krwią i stracić kilka zębów, czy skończyć ze złamanym nosem, albo wybitymi czy złamanymi palcami. Był agresywniejszy; zmienił taktykę i zaczął uderzać w moją stronę kolejnymi ciosami prostymi, które miałam po prostu uniknąć; zbliżał się w moim kierunku wymierzając mi kolejne ciosy od dołu czy sierpowe, ale tylko prawą ręką. Zmarszczyłam brwi, skupiłam się i sama go mocno uderzyłam; lewy sierpowy, prosto w szczękę. Był oszołomiony tym, że w ogóle dał się trafić; wykorzystałam to, żeby zadać mu prawy cios od dołu, prosto w podbródek, co poskutkowało kolejnym, delikatnym utraceniem równowagi. Zachwiał się na nogach, odchodząc dwa kroki w tył, natomiast ja postanowiłam wymierzyć mu ostatni z ciosów. Prosty, lewą ręką, z ruchem; prosto w nos, co poskutkowało powaleniem go na ziemię. Chyba zakręciło mu się w głowie.
- Wygrałam? - skrzyżowałam ramiona pod piersiami po uprzednim policzeniu do trzech po tym, jak położyłam stopę na jego klatce piersiowej.
- Wygra-... łaś… - wymamrotał tylko; zabrałam nogę z jego torsu i podałam mu dłoń, żeby pomóc mu wstać. - Nie spodziewałem się, że jesteś taka dobra… - uniosłam brew w górę na jego słowa i puściłam jego dłoń tak szybko, jak przyjął pozycję stojącą.
- To co, do jutra? - zapytałam jeszcze, ale nawet nie czekałam na odpowiedź. Po prostu odwróciłam się od niego, kierując się do wyjścia z areny; w końcu, może to Folklore będzie ze mną jutro trenować. Usłyszałam jeszcze tylko, jak krzyczy [i]TAK[/i], a ja doskonale wiedziałam, że dziś nie będą mnie męczyć koszmary. Dzisiaj nauczyłam się wymierzać pewne i zdecydowane ciosy.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Freform</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p> [i]Alva, śnieżynko, jak się czujesz?[/i]
Niejednokrotnie odnosiłam wrażenie, że tylko ojciec się o mnie martwi. Zresztą, jedynie on zwracał się do mnie w taki sposób. Gdyby ktokolwiek inny używał wobec mnie zdrobnień, czy też innych [i]pieszczotliwych[/i] imion, pokusiłabym się o stwierdzenie, że przegrał zakład, albo postradał wszelkie zmysły.
[i]Dobrze, tato[/i], choć przypominając sobie ostatni tydzień, nie nazwałabym go w ten sposób. Trochę stresu nigdy mi nie zagrażało, ale ostatnimi czasy dosięgała mnie melancholia, której źródła nie potrafiłam wskazać. A tym bardziej powodu, który był owiany pewną krztyną tajemnicy. Nie chciałam, żeby się martwił. Nie musiał wiedzieć o wszystkim, a już na pewno nie o moim samopoczuciu czy obozowych poczynaniach. Czasem przecież łapałam się na myśleniu, że przecież nawet tego nie zrozumie, chociaż ten boski świat był mu znany nie tylko z historii, które własna matka opowiadała mu przed snem jak był dzieckiem, ale też i od mojej matki, która, mimo tylu zapewnień wszechwiedzących, potrafiła okazać uczucia. Może i wobec mnie zdecydowała się na większą swobodę i, jak niektórzy uważają, rzadko pojawia się w moim życiu, to przecież nonsens. Ma i tak dość ważne zadanie, jakim jest [i]opieka[/i] nad zmarłymi w sposób niechwalebny, jednak w tych kluczowych momentach swojego życia po prostu [i]czułam[/i] jej obecność. A może to tylko zwykłe kruki...
[i]Dobrze jesz?[/i]
Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego pytał akurat o to w drugiej kolejności. Jakby nie był zainteresowany postępami, a myśl o moim powrocie na stałe dawno odrzucił, jakby zdawał sobie sprawę, że nie będzie miał mnie na zawsze obok siebie. Ojciec zawsze był dobrym człowiekiem, mimo zostania ulubieńcem bogini śmierci. Przyrzekł jej wieczną miłość, którą dochowuje przez cały czas. I nawet nie wiem, co takiego widział w bogini śmierci, czego nie ma w innych kobietach. Wciąż powtarzał, że jestem do niej niesamowicie podobna - ciemne włosy, ciemne oczy, wątła budowa i blada skóra. Sporo opowiadał mi o mamie; było po nim widać, że mu na niej zależy. I to cholernie mocno.
[i]Nie wdajesz się w niepotrzebne bójki?[/i]
Czasami tylko odnosiłam wrażenie, jakby zupełnie zapominał o tym, że mam już dwadzieścia lat. Z drugiej strony - byłam jego pierwszą córką i jedynym dzieckiem, które zniknęło z jego życia tak, jak jego ukochana. Całe życie chciał tylko okazać mi miłość i robić wszystko, żeby jak najdłużej zatrzymać mnie przy sobie. Może dlatego był tak niesamowicie smutny, kiedy do naszego domu przybył wysłannik obozu, żeby oznajmić mi o moim pochodzeniu i opowiedzieć o miejscu, w którym teraz miałabym zamieszkać. Miejscu bezpiecznym, w którym nie będą zagrażać mi potwory, w którym będę mogła dowiedzieć się więcej o swoim pochodzeniu, obudzić swój potencjał, rozwijać własne talenty. Do dziś pamiętam łzy w oczach tego poczciwego człowieka, które pojawiły się tam w chwili, gdy zorientował się, że właśnie traci swoją córkę.
[i]Odwiedzisz mnie jeszcze kiedyś, prawda?[/i]
Chciał mieć nadzieję, że nie traci mnie na zawsze. Miałam go informować o każdej misji, żeby tylko miał pewność tego, że jestem bezpieczna. Oczywiście, że pisałam mu o wszystkim! Tylko delikatnie koloryzowałam szczegóły, żeby tylko nie martwił się za bardzo o to, że prawie zginęłam, czy coś takiego. Gustaf Bergman zawsze był jedną z tych najważniejszych osób w moim życiu, a przecież jest moim ojcem, który zawsze chciał jak najlepiej. Wszystkie uśmiechy, porady, dobre słowa i ta chęć spędzenia ze mną jak największej ilości czasu. Naprawdę mnie kocha, jak ojciec córkę kochać może. I nawet nie ma pojęcia, jak bardzo za tę właśnie miłość jestem mu wdzięczna.
[i]Kocham cię, tata.[/i]

***

Bycie samotnym, pracującym ojcem przy dziecku, które wymagało dość sporej ilości uwagi, nie przerosło pana Bergman. Choć wolałby mieć syna, którego dorastanie czy humorki rozumiałby o wiele lepiej niż te córki, mimo wszystko kochał swoją jedynaczkę. I naprawdę ciężko było mu tego odmówić. Starał się jak mógł od moich najmłodszych lat, żeby tylko uchronić mnie przed niebezpieczeństwami boskiego świata, którego nawet on nie do końca znał. Mimo że miał problem ze zrozumieniem wszystkiego, starał się jak mógł, żeby mi tylko pomóc i wprowadzić w świat ludzki, którego, taką przynajmniej miał nadzieję, nie opuszczę. Norwegia przecież jest pięknym miejscem, a on byłby w stanie zapewnić mi ochronę, może nie taką pełną, ale przecież mógł się starać. Zawsze to robił - od najmłodszych lat pilnował, żebym była bezpieczna. Choć nauczanie domowe od małego miało mnie chronić, zrobiło ze mnie małego odludka. Ale cóż, przynajmniej nie naraził mnie na wszelkiej maści ataki potworów, unikając tematu mojej matki w dość subtelny sposób. I naprawdę miał ogromną nadzieję na to, że zostanę z nim, mimo informacji, że mogę zamieszkać w miejscu bezpiecznym. Niestety, z jego nadziei nic się nie spełniło, chociaż wciąż wierzy, że do niego wrócę.
Sama chcę w to wierzyć.
Może nadejdzie dzień, w którym mój zapach nie będzie już przyciągać potworów; dzień, w którym nie będę już musiała stale zmieniać miejsca zamieszkania poza obozem. Przecież te pierwsze dziesięć lat, które spędziłam z ojcem, polegały głównie na zmienianiu miejsca zamieszkania - wszystkim zdawało się, że to przez miejsce jego pracy i jej sposób. Dzięki temu przejechałam całą Norwegię, kilkadziesiąt razy widziałam zorzę polarną i nigdy nie musiałam natknąć się na żadnego potwora. A to zabawne, czy mój zapach nie powinien być o wiele mocniejszy przez to, czyją tak naprawdę jestem córką? Czy tylko przez nieświadomość swojego pochodzenia byłam bezpieczna?

***

Pierwsza misja, przecież to było tak dawno. Wszyscy chyba myśleli, że po prostu umrę w trakcie. Nie nadawałam się do walki otwartej, przez to wszyscy mnie skreślali uparcie sądząc, że równocześnie nie nadaję się do niczego. Pamiętam do dziś, jak rozmawiali na mój temat w chwili, kiedy myśleli, że śpię. [i]Przecież ona będzie naszą pierwszą i jedyną ofiarą[/i] szeptali, święcie przekonani, że nic nie słyszę. W końcu miałam nieco ponad półtoraroczny staż, do tego zgłosiłam się sama, jakbym chciała im coś udowodnić. [i]Nakarmimy nią ghule[/i] uniósł się cichy śmiech, po czym światło zgasło, a oni sami udali się na spoczynek.
Grecy. Jak ja nienawidzę greków. Może nie wszyscy są tacy zapatrzeni w siebie i uważający, że są pępkiem świata, bo przecież to ich przodkowie byli stworzycielami kultury, na której oparł się współczesny świat, a my, nordycy, plądrowaliśmy, gwałciliśmy i psuliśmy wszystko, [i]bawiąc się[/i] w nic nieznaczących wikingów.
Byłam może i jedyną dziewczyną na misji, ale to miało uratować mnie od postradania zmysłów. Huldry. To one były naszym celem. Mieliśmy ocalić młodych herosów, którzy nie zdecydowali się przenieść do obozu; mieli około piętnastu lat; potwory najlepiej zabić. Sęk w tym, że moi towarzysze nie chcieli słuchać moich tłumaczeń, czym tak naprawdę są te istoty. Ignorowali mnie; traktowali jako zły omen tej misji, mówili, że jakby się miała nie powieść, to wszystko jest moją winą.
Szkoda, że to oni ulegli pokusie ślicznych dziewcząt z krowimi ogonami, podczas kiedy mi zostawili [i]proste[/i] zadanie - uratować półbogów, bo przecież oni zajmą się potworami. Nawet odradzali mi zabrania ze sobą łuku i kołczanu pełnego strzał, którymi później odratowałam ich przed śmiercią, zanim skorzystali z uroku potworów.
Cztery strzały, prosto w serce. Nie było to rzeczą prostą, nie mogłam przecież trafić chłopaków, do tego celowałam spomiędzy liści, a, mimo wszystko, wyszło jak powinno. Może dlatego dostałam od matki bransoletę z zawieszką (kotwicą), zamieniającą się w łuk i kołczan pełen strzał. A niby ma mnie zupełnie gdzieś, tak?

***

Nigdy nie miałam brata. Żadnego rodzeństwa, czy też na tyle bliskich relacji z kimkolwiek, żeby móc traktować go jak własne rodzeństwo. Obozowa sytuacja to zmieniła, chociaż zajęło to dwa lata. Przecież mogłam mieć maks dwanaście lat, kiedy zdecydowałam się na pierwszy trening z Folklore. Początkowo uważałam go za totalnego dupka - dwadzieścia lat starszy, grek, a metody jego nauczania były po prostu dziwne. Własna upartość nie pozwoliły mi odpuścić nawet na chwilę, przez co stopniowo przekonywałam się do Galicheta; w pewnym momencie cała ta niechęć zniknęła, pozostawiając relację mentor-uczeń, do czasu. Nawet nie wiem, kiedy to przerodziło się w protektorat ze strony syna Hekate, ale nie mam nic przeciwko. Jest dla mnie jak starszy brat; jego [i]wykładów[/i] boję się bardziej niż tych od mojego własnego kapitana, do tego jest świetnym kompanem do picia i nie odpuszcza mi treningów; najwyżej wyśle kogoś na swoje zastępstwo. </p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p> ⤬ Nie jestem uzależniona od tytoniu, po prostu bardzo lubię sam smak papierosów. To, że większość widzi mnie cały czas z petem w ustach czy za uchem to ich problem.
⤬ Mówię płynnie w trzech językach - norweskim, swoim ojczystym, duńskim, bo ma taki sam alfabet, oraz angielskim, bo nim muszę posługiwać się na co dzień. Może kiedyś nauczę się greki, ale nie wydaje mi się.
⤬ Z gatunków muzycznych, przepadam za klasycznym rockiem i metalem; czasami mam wrażenie, że powinnam swoją dwudziestkę mieć w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, żeby móc doświadczyć wszelkich koncertów i miłości związanych z ulubionymi zespołami, jak Guns N’ Roses, AC/DC, Led Zeppelin, Iron Maiden, Queen, Aerosmith... Ale nie żałuję - teraz mam przynajmniej nielimitowany dostęp do ich muzyki. Zresztą, słucham też współczesnych twórców tych gatunków.
⤬ Potrafię grać na gitarze elektrycznej i często męczę wszystkich swoich sąsiadów akurat jej dźwiękami; do tego śpiewam, a głos mam dość niezły. Marzenie o zostaniu muzykiem ciągle odbija mi się echem gdzieś z tyłu głowy.
⤬ Po obozie najczęściej poruszam się w glanach, żeby móc kopnąć kogoś, kto tylko zepsuje mi humor. Oczywiście, w przypadku różnego rodzaju treningów, które wymagają innego obuwia, pozbywam się glanów; ale nawet skakania po drzewach uczę się akurat w nich, najlepiej jak najcięższych, żeby w innych butach móc wyskakiwać jeszcze wyżej.
⤬ Funkcji zastępcy kapitana nie pełnię zbyt długo, może niecały rok; może nastąpiło to niedługo po pokonaniu dziecka Tartara.
⤬ Gdyby nie internet, nigdy nie nauczyłabym się gotować. Tak to przynajmniej mogę włączyć filmik z jakimś przepisem i lecieć równo z nim; potem jakkolwiek zapisać to, co mnie najbardziej interesuje. A że na razie nie zapowiada się na to, że ktokolwiek inny będzie jadł moje dania, to mogę kombinować pod siebie.
⤬ Nie potrzebuję długiego snu, już po czterech godzinach czuję się wypoczęta; gdy śpię osiem, jest mi po prostu niedobrze. Zresztą, miewam koszmary jeżeli sypiam zbyt długo, dlatego kładę się spać późno, a wstaję naprawdę wcześnie.
⤬ Kiedy ktoś pyta mnie o rękę dominującą, odruchowo wskazuję na lewą - nią częściej piszę, czy wymierzam mocniejsze ciosy. Mimo wszystko jestem oburęczna, co jest wygodniejsze ze względu na to, że większość społeczeństwa to osoby praworęczne, stąd do nich właśnie przystosowane są przedmioty czy aktywności.
⤬ Mam cholernie mocną głowę, o czym przekonała się niejedna osoba, próbująca mnie najzwyczajniej w świecie upić podczas jednej z uczt. Przepiję nawet tych [i]najwytrwalszych[/i], chociaż do miana alkoholika czy podopiecznego Dionizosa mi daleko. Piję tylko z jakieś okazji; najczęściej są to właśnie biesiady i uczty.</p></div></div>
Admin
avatar
Re: KP NPC Sro Lip 28, 2021 11:38 am

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Ian Core</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://i.imgur.com/m63o4lZ.jpg"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>35 lat<div>Boski rodzic:</div>Tanatos<div>Pochodzenie:</div>Stany Zjednoczone<div>Staż w obozie:</div>25 lat<div>Ranga:</div>Obozowicz<div>Specjalizacja:</div>Wojownik/Trener</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Ashley Purdy</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Ian jest przeciętnego wzrostu choć biorąc pod uwagę czasy, w których się urodził, był tam uważany za wysokiego mężczyznę i tak właśnie woli być postrzegany. Nie jest też ani za gruby ani za chudy. Po prostu można o nim spokojnie powiedzieć, że jest normalnym, zdrowym, dość dobrze zbudowanym facetem. I być może ta jego przeciętna budowa ciała przeszła, by bez echa, lecz jest coś w tym mężczyźnie co przyciąga, a wręcz nawet hipnotyzuje. To jego twarz o bardzo delikatnych, niektórzy uważają nawet, że kobiecych rysach. Patrząc na Ian'a prawie natychmiast rzuca się w oczy fakt, że ma wydatne kości policzkowe, co od razu widać przy tak pociągłej twarzy jak u Core’a. Jego oczy są brązowe jednak przy odpowiednim świetle można powiedzieć, że są czarne lecz na pewno można w nich zobaczyć czasem wesołe iskierki. Poza tym Ian ma wąskie, miękkie usta oraz posiada również niewielki pieprzyk na lewym poliku przez co jego twarz nabiera słodkiego i niewinnego wyglądu. Włosy koloru czarnego nosi rozpuszczone z grzywką przyciętą do linii szczęki. Tors i brzuch Core’a jest ładnie wyrzeźbiony, a pod tatuażem Outlaw widnieje lekko zarysowany „kaloryfer”. Ian najczęściej ubiera się jak w luźne ciuchy najczęściej w ciemnych kolorach. Poza tym zawsze ma przy sobie okulary z czarnymi szkłami. Do znaków szczególnych Ian'a należy zaliczyć to, że jego ciało jest pokryte licznymi tatuażami. Oprócz już wspomnianej dziary z napisem Outlaw, ma na obu rękach tak zwane "rękawy", na plecach ma wytatuowane gwiazdy, a na palcach obu dłoni ma wykłute litery napisu Fidelity, który to oznacza Wierność. Większość osób określiła, by styl ubierania się Core’a jako rockowy. Jego głos jest miły dla ucha i dość nietypowy jak dla faceta. Porusza się dość miękko i zwinnie, lecz jeśli chcesz za nim nadążyć musisz naprawdę wyciągać nogi, gdyż Ian chodzi bardzo szybko.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Ian jest wielkim indywidualistą i i ceni niezależność w miłości. Nie potrafi mówić o uczuciach i późno je w sobie odkrywa. Ma problemy z odróżnieniem miłości od przyjaźni, a podstawą związku są dla niego wspólne zainteresowania. To mężczyzna stały w uczuciach, lecz nie potrafi ich wyrażać swoich, przez co może być uznawany za osobę chłodną i wyniosłą. Ma również problem z pokazywaniem swoich emocji, przez co niestety bywa niezrozumiany przez społeczeństwo. Ian nie jest także typem osoby, która będzie obsypywała ukochaną komplementami czy namiętnymi wyznaniami, nawet jeżeli będzie ją bardzo kochał. Takie rzeczy nie leżą w jego naturze. Z reguły Ian jest także bardzo sympatyczny i towarzyski, raczej pozytywnie nastawiony do otoczenia, jednak zawsze trzyma dystans, bo tylko wówczas może mieć pewność, iż uda mu się zachować niezależność i wolność, bez których nie jest on w stanie wyobrazić sobie swojego życia. Jednak Core nie stroni od ludzi, lecz może się bez ich towarzystwa doskonale obyć i czasem chce po prostu pobyć w samotności. Czasem bardzo ciężko na niego wpłynąć i skłonić do zmiany zdania czy też poglądów. Jeśli Ian raz coś postanowi, będzie trwał przy tym tak długo, aż sam nie dojdzie do tego, że trzeba, by zmienić lub zmodyfikować swoje zdanie. Ian lubi życie towarzyskie, a także wszystko co nieprzeciętne, oryginalne, i fascynujące. Core nie znosi rutyny i pedanterii. Nie będzie tolerował także przymusu, ograniczeń, skrępowania, i wszystkiego, co narzucone, lub co będzie jakiś sposób hamować jego wolność ruchów i swobodę myślenia. Ian'owi zdarza się też czasem intrygować innych ludzi nie tylko swoimi poglądami ale również swoim wyglądem jak i zachowaniem. Core jest bardzo dobrym przyjacielem, a jego przyjaźń zawsze będzie szczera. Inne jego cechy to również koleżeńskość, życzliwość i wierność. Zdarza mu się jednak bywać porywczym i niesubordynowanym jeśli chodzi złe traktowanie lub też torturowanie zwierząt, które kocha i stawia je wyżej od własnego życia jak również nie pozwoli wyrażać się źle na temat inności ludzi, których spotka na swojej drodze. Bywa wygadany i może się wydawać, że jest oschły i nieprzyjemny jednak to tylko i wyłącznie pozory, które mają na celu niedopuszczenie zbyt ciekawskich osób do jego prywatnego życia. Jednak nawet znając Ian'a przez wiele lat on może cię w każdej chwili zaskoczyć czymś nowym gdyż jak każdy Wodnik potrafi być czasami bardzo nieprzewidywalny.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>Kolejny dzień w obozie zaczął się normalnie. Jak zwykle już od kilku lat przygotowałem się do wyczerpujących treningów i wyszedłem z domu Drużyny Asklepiosa. Najpierw zahaczyłem o pawilon jadalny, by coś zjeść. Miałem w domu kuchenkę ale gotowałem na niej od wielkiego dzwonu. To nie prawda co o mnie mówili, że byłem okropnym kucharzem, po prostu nie każdemu smakowało to co sam przyrządzałem więc popisywałem się umiejętnościami kulinarnymi tylko wówczas kiedy musiałem. Po wejściu do budynku złapałem jedną z czystych misek, wrzuciłem do niej płatki, dwie garści moich ulubionych owoców i na koniec wlałem do tego jogurt. Tak uwielbiałem takie lekkie śniadania. Niby to nic wielkiego ale energia na treningi zawsze będzie. Do tego wziąłem sok wyciśnięty ze świeżych owoców i poszedłem do jednego ze stolików. Pawilon był o tej porze pustawy i choć mnie to nie dziwiło to jednak pomału zacząłem obserwować przebywających w nim ludzi. Większość z nich znałem, tylko kilkoro musiało być tak zwanymi świeżakami. Jednak na razie nie zamierzałem się nad tym zastanawiać. Po skończonym posiłku odniosłem brudne naczynia do punktu zwanego zmywakiem i wyszedłem na zbiórkę przed treningiem.
Akurat dzisiaj miała być moja ulubiona rozrywka i ulubiona forma treningu, walka o flagę. Stanąłem więc w grupie osób należących do tego samej drużyny i czekałem na znak do rozpoczęcia swoistych zawodów. Oczywiście miałem na sobie zbroję, a na głowie hełm. Nie chciałem by jakiś inny heros przywalił mi ostrzem miecza w nieosłoniętą głowę. Na plecach jak zawsze spoczywał kołczan, ze strzałami, a w ręku ściskałem swój łuk z nałożoną już na cięciwę pierwszą strzałą. Wiedziałem, że gdy gra się zacznie nie będę miał szansy na wypuszczenie więcej niż pięciu strzał więc na szyi miałem srebrny wisior z gwiazdą, który gdy potrzebowałem zamieniał się w miecz jednoręczny. Stałem za linią piechurów i czekałem na sygnał. Wreszcie prowadzący ćwiczenia centaur wydał komendę i gra czy też trening zaczął się na dobre. Miałem rację, że po wypuszczeniu piątej strzały będę musiał przejść na walkę mieczem, chwyciłem więc swój wisior i przystąpiłem do walki. Parłem do przodu jak reszta mojej drużyny mijając kolejne walczące ze sobą grupy. Zastanawiałem się kiedy i mnie spotka jakaś potyczka gdyż na razie szło mi aż za dobrze. I gdy już prawie widziałem flagę na mojej drodze stanął rosły blondyn z mieczem i tarczą w dłoni. Od razu przyjąłem pozycję do walki i zacząłem się lekko poruszać chcąc obejść strażnika cennego proporca. Mierzyliśmy się chwilę wzrokiem gdy wreszcie rosły młodzieniec postanowił mnie zaatakować. Na moje nieszczęście ciosy miał jak kafar ale i ja miałem jakieś doświadczenie w walce. Stal uderzała o stal gdy nagle poczułem jak po moim ramieniu prześlizguje się coś zimnego i gorącego za razem, a w brzuch zostaje mi wymierzony silny cios kolanem. Zgiąłem się w pół i przez chwilę byłem nie dość, że zamroczony bólem to jeszcze nie mogłem walczyć. Mój przeciwnik jednak nie zważał na to co się ze mną działo tylko ruszył do dalszego ataku jak rozjuszony byk. Okładał mnie pięściami dopóki nie doszedłem do siebie i nie chwyciłem znowu miecza. Wtedy gdy wyprowadzałem jedną z moich popisowych parad rosły młodzieniec ustawił się bokiem do mnie i zaatakował łokciem moje wyprostowane ramię. Cios był tak silny, że zaraz po nim miecz wypadł mi z ręki, a ja usłyszałem suchy trzask. Kość ramienna pękła sprawiając, że byłem nie tylko niezdolny do dalszej walki co potrzebowałem pomocy medycznej. Rosły blondas słysząc co zrobił lekko się uśmiechnął i odszedł na swoje stanowisko, by pilnować proporca. Jednak jeżeli liczył, że ja się poddam, to grubo się mylił…

[b]Kilka dni później obudziłem się w szpitalu w otoczeniu mojego opiekuna i centaura, który prowadził ćwiczenia.
[/b][b]- Byłeś świetny chłopie, ale trafiłeś na najlepszego z synów Aresa. Nie miałeś z nim szans, jednak dzielnie walczyłeś. Teraz niestety musisz przez kilka dni odpocząć i dojść do siebie. Twoja lewa ręka jest złamana więc zrób mi przyjemność i nie pakuj się w jakieś bójki, co?[/b] – zapytał centaur, który był moim opiekunem. Kiwnąłem tylko głową i znowu opadłem na poduszkę zapadając w sen. Leżałem w szpitalu jeszcze przez trzy dni i gdy mnie wypuścili byłem przeszczęśliwy. Owszem nie mogłem jeszcze trenować ale mogłem wreszcie wrócić do domu. Idąc przez obóz moi koledzy z drużyny gratulowali mi odwagi i determinacji lecz ja czułem niedosyt. Następnym razem nie dam się tak łatwo podejść. powtarzałem to sobie w duchu jak mantrę. Dni mijały mi podobnie na tych samych czynnościach i gdy wreszcie wróciłem do treningów wykazywałem na nich jeszcze większą determinację i zaangażowanie niż dotychczas. Przecież miałem swój cel. Następnym razem chciałem nie tylko pokonać syna Aresa ale i pokazać mu, że nie jestem aż takim słabeuszem za jakiego pewnie mnie po ostatnim naszym spotkaniu uważał.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>+W obozie ma ksywę Deviant, która przylgnęła do niego tak samo jak określenie Outlaw,
+W jego szafie nie znajdziesz pastelowych ubrań. Ian nie uznaje krzykliwych kolorów i wybiera najczęściej ciemniejsze barwy, chociaż potrafi też założyć na siebie białe koszulki,
+ Mierz 178 centymetry, a waży 64 kilogramy,
+Uwielbia gwiazdy i lubi spoglądać w nocne niebo,
+ Uwielbia przebywanie na łonie natury, to go uspakaja,
+ Artystyczna dusza. Potrafi grać na gitarze klasycznej, akustycznej, elektrycznej i gitarze basowej,
+ Jego największym uzależnieniem jest chyba kawa, bez niej nie ruszy się z domu,
+ Lubi imprezy i czasem zdarzy mu się przesadzić z alkoholem jednak nie dzieje się to zbyt często,
+ Cierpi na bezsenność, a w nocy często nawiedzają go koszmary przez co budzi się z krzykiem i nie może już wtedy spać,
+Potrafi jeździć konno, u dziadków na ich farmie ma nawet swojego konia i gdy tylko ma czas jedzie do nich i wybiera się na długie przejażdżki,
+ Boi się wszelkiego rodzaju owadów bzyczących, a największy lęk wywołują u niego pszczoły, osy i szerszenie, wtedy ucieka z dzikim wrzaskiem jakby go co najmniej przypalali żywym ogniem,
+ Jest bardzo tolerancyjny i nienawidzi naśmiewania się z innych. Dla niego nie ma znaczenia kolor skóry, pozycja społeczna, pochodzenie, rasa, wyznanie, orientacja seksualna. Uważa, że wszyscy są ludźmi i jeśli nie chcesz dostać od niego w pysk lepiej nie obrażaj przy Ian'ie nikogo,
+ Lubi czytać książki,
+Lubi zdrowe jedzenie oraz zdrowy styl życia. Nie przepada za fast-foodami, jednak za pizzę dałby się pokroić,
+Zdarza mu się jeść słodycze jednak nie czuje do nich jakiegoś większego pociągu,
+ Fan rocka, footballu amerykańskiego, piłki nożnej i łażenia na koncerty. Wtedy ciężko go poznać,
+ Uwielbia łazić po górach, jeździć na rowerze, czy też biegać. Ogólnie bardzo lubi uprawiać różne sporty, kiedyś chodził na siłownię ale znudziła mu się monotonia tego miejsca,
+ Jego ulubionymi kolorami są czarny i srebrny,</p></div></div>
Admin
avatar
Re: KP NPC Sro Lip 28, 2021 11:40 am

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Blake Simmons</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://demigods.forumpolish.com/users/4116/16/80/16/avatars/201-61.jpg"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>26<div>Boski rodzic:</div>Ares<div>Pochodzenie:</div>Toskania<div>Staż w obozie:</div>16<div>Ranga:</div> Dowódca dywizji - treningi<div>Specjalizacja:</div>Trener/Wojownik</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Naya Rivera</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Niewysoka brunetka o latynoskich korzeniach od strony matki, które dają jej skórze ładną brzoskwiniową barwę. Oczy ma ciemne jak dwa węgielki, a jej uśmiech i przenikliwe spojrzenie potrafią zarówno zmrozić jak i zauroczyć tych mniej ostrożnych rozmówców.  Od zawsze była raczej chuda, jednak lata treningów w obozie sprawiły, że mięśnie dodały jej krągłości w odpowiednich miejscach. Nie jest żylastą kulturystką, jej skóra pozostaje gładko naciągnięta na nieprzesadnie rozbudowane mięśnie. Ubiór jest równie zmienny co nastrój, zawsze jednak stylowy i zadbany ponieważ panna Simmons, chociaż nie ma nic przeciwko temu aby się nieco ubrudzić w trakcie treningów czy misji, na co dzień po prostu lubi o siebie dbać. Nie boi się mieszać stylów, potrafi założyć na siebie sportowe ciuchy i wciąż wyglądać jakby szła na imprezę. Nade wszystko uwielbia biżuterię, szczególnie na dłoniach. Maluje się różnie, raczej skupiając się głównie na oczach i ustach. Kreski na powiekach i ładna pomadka, to wszystko czego jej potrzeba aby móc wyjść i robić dobre wrażenie.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Jak na córkę Aresa przystało, Blake to dość niebezpieczny żywioł. Nie jest to grzeczna dziewczynka, która pozwala mówić sobie co powinna, a czego nie powinna robić, a im dłużej przebywa się w jej towarzystwie, tym wyraźniej dostrzega się w niej osobę twardo stąpającą po ziemi, która doskonale udaje, że wie czego chce. Jest indywidualistką, nieufną i dość tajemniczą. Niełatwo ją ugiąć do swojej woli, jest dumna, momentami nieco zarozumiała, wręcz niepoprawnie nieskromna. Nierzadko nieco złośliwa, a nade wszystko cholernie pewna siebie, tak na zewnątrz jak i w środku. Nie boi się wyzwań i nie okazuje słabości - woli robić dobrą minę do złej gry niż przyznać się do chociażby tej najmniejszej. Bardzo często podejmuje decyzje na przekór innym. Ambitna pod wieloma względami, chociaż być może nie w ten irytujący sposób. Nieco zepsuta, lubi pieniądze, proste przyjmeności, alkohol i imprezy. A jednak również zdyscyplinowana, ponieważ nie pozwoliła nigdy aby jej zachcianki weszły w drogę ambicjom i treningom. To właśnie zaimponowanie swojemu obojętnemu ojcu było i jest jej głównym celem w życiu, za którym ślepo goni bez względu na wszystko inne. Jeżeli przychodzi do Aresa jest mocno stronnicza, wręcz irracjonalnie zapatrzona w jego wizerunek. Nie zmienia to faktu, że jeżeli ma wolny weekend potrafi odreagować mordercze treningi i niebezpieczne misje, popuszczając sobie wszelkie wodze przyzwoitości. Przyzwoitości, którą i tak na co dzień wcale nie grzeszy, próżno próbować ją zawstydzić w jakikolwiek sposób. Ma bardzo dosadne podejście do życia i spory dystans do samej siebie. Bywa bezlitośnie bezpośrednia, potrafi być bezwstydna, a ponieważ zdaje sobie sprawę ze swoich fizycznych walorów, nie ma zawahań przed wykorzystywaniem tego dla własnych korzyści. Uważa, że skromność jest przereklamowana. Nie odmawia sobie niczego na co ma ochotę. Bywa wulgarna, złośliwa i zawzięta. Co ciekawe przy całym swoim temperamencie nie pozwala sobie na to aby stracić kontrolę nad emocjami. Nie jest krzykliwa, raczej dosadna. Nie jest ordynarna, tylko bezpośrednia do bólu. Wbrew temu, co sama uważa potrafi się zaangażować, bardzo często bardziej niżby tego chciała. Potrafi działać w grupie, mimo tego że zdecydowanie lepiej jej się pracuje w pojedynkę. Jest odważna, czasem aż lekkomyślna. Chociaż nie lubi się spoufalać i z wieloma herosami z obozu ma stosunki czysto zawodowe to, wbrew pozorom, dla bliskich sobie osób jest raczej pogodnym towarzystwem. Podejście „zamknij się i daj mi wykonywać swoje zadanie” skutecznie odstrasza tych mniej charakternych herosów, przez co w towarzystwie Blake pozostają tylko ci odważni o mocnych nerwach. Simmons uwielbia konstruktywne dyskusje, niestety lubi też mieć rację. W skrajnych wypadkach nie straszne jej jest zastosowanie fizycznych argumentów i jeżeli wierzy, że przyznasz jej słuszność kiedy zacznie w ciebie rzucać twardymi przedmiotami, to nie zdziw się jeżeli tak właśnie zrobi. Wbrew całemu obrazkowi przedstawionemu powyżej, Blake potrafi być wierną przyjaciółką i urokliwą dziewczyną. Ma piękny śmiech lubi być spontaniczna i wręcz uwielbia spędzać czas na przyjemnościach wszelkiego rodzaju.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>[i][b]20.06.2008[/b][/i]
Czarnowłosa dziewczyna trzymała kija w dwóch dłoniach, patrząc na swojego przeciwnika z cieniem niepewności w ciemnych oczach. Treningi drużynowe skończyły się godzinę temu, a jednak ona stała na piasku, boso, naprzeciwko swojego przyrodniego brata, który był od niej o dwie głowy wyższy i starała się nie rozpłakać. Czuła jak nogi drżą jej ze zmęczenia, a dolna warga drętwieje od zaciskających się na niej zębów. Kij w jej dłoniach zdawał się być coraz cięższy, a jej własne ramiona były niczym drewniane kołki, sztywne i głuche na to wewnętrzne wołanie o jeszcze odrobinę posłuszeństwa.
- [b]Jeszcze raz.[/b]
Brunet był zaledwie cztery lata starszy, jednak w obozie herosów była to kolosalna różnica. Wytrenowany, stojący z uniesioną głową, gotowy do sparingu, mimo że trenował od samego rana. Jego postawa dowodziła jedynie temu, że był prawdziwym synem swego ojca, zawsze głodny walki i wyzwań. Blake czuła się przy nim  jak owieczka i to uczucie sprawiało, że miała ochotę się rozpłakać. Była taka słaba. Nie pragnęła niczego tak mocno, jak tego, aby stać się tak silną jak jej brat. Zawsze jej powtarzał: [i]Nie wiesz kiedy on spojrzy na ciebie. A gdy już spojrzy, musisz być pewna, że jesteś najlepsza. [/i]
Nie podzielał jej fanatyzmu, jednak szanował ich ojca jak nikogo innego. Wiedziała, że miał rację, dlatego resztkami woli zacisnęła palce na kiju, czując każdy jeden odcisk na obu dłoniach. Zaatakowała na tyle, na ile było ją stać. Zrobiła wypad na prawą nogę z zamiarem szybkiego przeskoku na lewą, jednak odpowiedź brata była szybka i brutalna. Działając niemalże na odlew, a jednak wciąż z wrodzoną gracją, syn Aresa sparował jej atak z łatwością wytrącając kija z dłoni, po czym subtelnym ruchem uderzył ją swoim drewnem przez lędźwia. Padła na piasek, czując go po raz enty tego dnia na języku. Delikatne wręcz uderzenie zadane było w taki sposób, że jej skóra na plecach zapłonęła żywym ogniem, a z bólu w jej oczach pojawiły się łzy.
- [b]Masz dosyć?[/b] - usłyszała pytanie, a ton z jakim je zadał sugerował już, co każda z możliwych odpowiedzi będzie o niej świadczyła. Blake podniosła się na kolana, a jej dłonie trzęsły się z bezsilności. Zacisnęła pięści i przygryzła drżącą dolną wargę, myśląc tylko o jednym. [i]Nie będę płakać. Nie będę płakać. Córka Aresa nie będzie płakać.[/i]
- [b]Blaaake [/b]– Chłopak przeciągnął jej imię z dźwięczną złośliwością. Na treningu nie było miejsca na współczucie czy półśrodki. Zawsze jej to powtarzał. - [i]Będziesz płakać? Nie masz już siły? Może czujesz się zbyt słaba?[/i]
Nie podchodził do niej, nie musiał, same jego słowa były niczym trafne ciosy. Była za słaba, a córka Aresa nie mogła być słaba. Zacisnęła powieki, nienawidząc się za tę łzę która pociekła jej po policzku. Próbowała sobie wmówić, że to ze złości, czując jak paznokcie obu rąk wbijają się jej w dłonie gdy zaciskała je w pięści najmocniej jak potrafiła. Drżące mięśnie bolały niemiłosiernie, a piecząca skóra pamiętała każdy dotkliwy cios, który spadł na nią przez ostatnią godzinę.
- [b]Nie będę czekał wiecznie, dziewczyno[/b] – głos syna Aresa stał się chłodny, niecierpliwy. Nie miał ochoty na dalsze pogrywanie ze słabszym przeciwnikiem. Jeżeli miał chcieć trenować, to z kimś, kto był godzien jego uwagi. Z kimś kto potrafił zawalczyć, kto potrafił zignorować ból i słabości, mimo że był zdecydowanie zbyt młody i zbyt słaby aby osiągnąć taki poziom samokontroli. Czternastoletnia Blake spróbowała się podnieść jednak jęknęła i zadrżała na całym ciele w czymś w rodzaju szlochu pełnego złości i bezsilności. Chwilę później jednak wyprostowała się z trudem i skierowała w stronę brata. Zrobiła kilka chwiejnych, żałosnych kroków stronę swojego kija i podniosła go z ziemi, starając się aby jej twarz nie zdradzała jak wiele wysiłku ją to kosztowało. Przy skłonie skóra na jej lędźwiach odezwała się ze zdwojoną siłą, jednak zdusiła w sobie jęknięcie. Pozycja gotowości do walki, którą przyjeła chwilę później była wręcz komiczna, ponieważ dziewczynka trzęsła się, próbując utrzymać resztki swojej odwagi i samozaparcia równie mocno co samą gardę. Syn Aresa obrzucił ją przeciągłym spojrzeniem. Minęła dłuższa chwila, a on przyglądał się drżącej siostrze, gotowej na kolejne okrutne ciosy. Jej ciemne oczy iskrzyły zawzięcie, starając się ukryć tak oczywistą przecież słabość. Syn Aresa w końcu skinął głową z cieniem uśmiechu na ustach.
- [b]Koniec treningu. Odnieś sprzęt do magazynu, a potem minimum piętnaście minut na saunie, rozumiesz? Jutro o tej samej porze. [/b]
Blake patrzyła na niego przez chwilę, starając się aby ulga nie była widoczna w jej oczach, po czym skinęła posłusznie głową. Nie ruszyła się z miejsca zanim nie straciła brata z oczu, bojąc się że się przewróci.

[i][b]04.08.2018[/b][/i]
Stojąc na tym samym piasku, Blake miała wrażenie, że nic się nie zmieniło. Jej ciemnowłosy brat wciąż był wyższy i lepiej zbudowany, wciąż też każdy jej najmniejszy błąd karał bolesnymi ciosami, które paliły ogniem w najlepszym wypadku przez kilka dobrych minut. Jedyną różnicą było to, że teraz nie pozostawała mu dłużna.
Okrążali siebie niczym dwa lwy, trzymając w dłoniach kije treningowe i nie spuszczając z siebie wzroku. Jej kroki były subtelne, płynne, z czasem nawet posiadające większą grację niż jej przeciwnika, hipnotyzując każdego, kto przyglądał się starciu. Dzieci Aresa drapieżnym wzrokiem śledziły swoje ruchy, Blake obracając powoli swojego kija, podczas gdy jej brat przerzucał lekko broń z jednej dłoni do drugiej.
Hop. Hop.
Krok za krokiem.
Wypad zrobił w momencie, w którym jego kij był w locie z prawej dłoni do lewej. Blake cofnęła się parując cios z lewej ręki w ostatniej chwili. Uderzenie było silne, jednak walczyła z bratem już tyle razy, że nie mogła spodziewać się po nim niczego innego. Nie pozwoliła mu wytrącić się z równowagi i tylko dzięki temu mogła poradzić sobie z deszczem ciosów, które nastąpiły zaraz potem. Najpierw prawy, później lewy, później prawy i znowu prawy koniec kija przeciwnika popędził w jej kierunku, raz za razem uderzając w jej własną broń. Zaraz potem kolano brata próbowało się wbić w jej udo, wytrącić ją z obronnej pozycji, lecz zblokowała je po czym zdołała szybkim uderzeniem zadać cios w odsłonięty bok. Syn Aresa nie cofnął się nawet, jak gdyby tego nie poczuł. Zbliżał się coraz bardziej, aż w końcu Blake wykonała półsalto w tył, żeby odzyskać nieco przestrzeni i kontroli nad sytuacją i jednocześnie celując kopniakiem w żuchwę brata. Zaskoczyło go to, jednak unik zrobił z wrodzoną łatwością. Nienawidziła go za to i to właśnie ta złość którą poczuła była napędem jej następnych ciosów. Rzuciła się na niego, być może tylko odrobinę bezmyślnie, zawzięcie atakując kijem i robiąc uderzenie kolanem z wyskoku jednocześnie. Kolano mocno trafiło mężczyznę pod żebra, przez co jego blok z drugiej strony był zachwiany. Blake wykorzystała to żeby wytrącić go z równowagi i zrzuciła kilka silnych, pewnych i celnych ciosów jeden za drugim, zmuszając brata do prześcia w przykuc. W końcu zdołał się przebić, jak gdyby była natrętną muchą do której stracił cierpliwość, chociaż na jego ustach cały czas widniał delikatny, szelmowski uśmiech. Zupełnie jakby w trakcie tego starcia podrywał jednocześnie jakąś heroskę z drugiego rzędu trybun. Gdzieś pomiędzy blokowaniem ciosów siostry był w stanie wbić jej koniec kija w brzuch, spuszczając z niej większość powietrza, po czym przy pomocy dźwigni założonej na jej własną broń, przerzucił ją sobie nad głową, tak że wylądowała plecami na piasku tym razem już doszczętnie tracąc dech w piersiach. Syn Aresa nie miał litości i niemal natychmiast zaatakował znowu. Blake w ostatniej chwili wykonała przewrót w tył dzięki czemu uciekła przed ciosem brata, jednak jego broń uderzała błyskawicznie i za drugim razem nie miała już tyle szczęścia. Próbowała blokować następujące po sobie ataki, jednak część z nich i tak przedzierała się przez jej gardę. Córka Aresa leżała na plecach, próbując odzyskać chociażby cząstkę dumy w tym starciu, jednak nie była w stanie. Jej ramiona piekły od uderzeń, brzuch został tak ugodzony, że w pewnym momencie myślała, że zwróci wczorajsze śniadanie. W końcu, czując jak poirytowanie rośnie w jej piersi puściła jeden koniec kija treningowego, którego do tej pory trzymała się niczym tonący brzytwy, wolną dłonią zgarniając część piasku spod siebie i rzucając bratu w oczy. Tak jak się spodziewała, mężczyznę wytrąciło to z serii ataków, co pozwoliło jej zadać bardzo celny cios stopą w splot słoneczny. Jej ciemnowłosy brat zatoczył się w tył, ona jednak nie dała mu czasu na uporanie się z piaskiem w oczach. Wskoczyła na obie nogi i zaatakowała. Cios w prawe ramię, potem lewy odsłonięty bok, potem w prawe udo, które ugięło się od niespodziewanego uderzenia. Jej wpół ślepy przeciwnik zdołał zablokować kolejny cios, jednak Blake nie dawała za wygraną. Zadała jeszcze jedno uderzenie w to samo miejsce na udzie i korzystając z osłabionej w ten sposób podpory, podcięła bratu nogi. Wylądował na plecach, a ona przystawiła mu koniec kija pod gardło.
- [b]Niech cię szlag, Blake![/b] - rzucił ze złością mężczyzna, mrugając zawzięcie żeby pozbyć się resztek piasku z oczu. Córka Aresa uśmiechnęła się pod nosem, myśląc tylko o tym, że wieczorem w saunie zobaczy jego siniaki. Kiedy w końcu na nią spojrzał jego oczy były mocno przekrwione, jednak pod powierzchnią wściekłości kryło się coś jeszcze. Simmons uśmiechnęła się niewinnie, urokliwie, pełna samozadowolenia i pozbawiona wyrzutów sumienia. Mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem po czym złapał za końcówkę kija, dsunął go powoli od gardła po czym bez ostrzeżenia szarpnął z całej siły, wytrącając nieprzygotowaną na to Simmons z równowagi, sprawiając, że poleciała prosto na niego. Złapał ją i sprawnym ruchem obrócił siadając na niej i przypierając do piasku. Znowu poczuła ten znienawidzony smak ziemi w ustach. Kopniakiem spróbowała zrzucić z siebie przyrodniego brata. Na próżno. Trzymał ją za przedramiona, a kolanami zablokował uda. Nie była wystarczająco silna żeby wyrwać się synowi Aresa z uścisku.
- [b]Kurwa złaź [/b]– warknęła, wychylając się do niego tak, jakby zaraz miała go ugryźć ze złości.
Roześmiał się jej w twarz.
- [b]Nawet oszukując nie potrafisz ze mną wygrać.[/b]
Spojrzała na niego nienawistnie. Miał rację. Kurwa. Miał rację. Opadła na piasek i westchnęła.
- [b]Kiedy spojrzy, nie ważne jak, muszę być najlepsza. [/b]
Syn Aresa pokręcił głową z rozbawieniem pomieszanym z niedowierzaniem po czym wstał z niej zgrabnie. Blake poszła w jego ślady, chociaż jej żołądek zbeształ ją za to nagłym skurczem. Znowu nie będzie mogła założyć bikini, bo będzie miała ogromnego siniaka na brzuchu. Spojrzała na brata, a ten uśmiechnął się nikle.
- [b]Jeszcze raz.[/b]
Dzieci Aresa stanęły naprzeciwko siebie, zostawiając kije na piasku i synchronicznie uniosły ręce do gardy. </p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>- Jej matka była Włoszką, urodziła ją w Toskanii i po dwóch latach przeniosła się do Chicago. Pół roku po przyjeździe zmarła w szpitalu. Miała 36 lat  i chłoniaka.
- Po śmierci matki Blake trafiła do sierocińca i spędziła w nim całe 8 lat, aż do momentu wyprowadzki do obozu herosów. Wiele par chętnych do adopcji widząc ładną dziewczynę z ciemnymi włosami i oczami jak dwa węgielki było zauroczonych, jednak jej temperament zawsze zniechęcał wszystkich na dłuższą metę.
- Oczywiście już po pierwszych dniach w obozie okazała się być problematycznym herosem ze skłonnościami do kłótni. Chyba wszyscy się tego spodziewali po córce Aresa, która była połączeniem płomiennej ambicji i wyrafinowanej ekspresyjności. Po latach  nauczyła się nieco kontrolować swój temperament, jednak mimo to nikt z przełożonych nigdy nie dał jej wyższej rangi w drużynie, mimo świetnych wyników na misjach.W zasadzie nie ma ambicji na pozycję kapitana, poza tym że zapewne połechtałoby to jej ego, dlatego jej jedyną reakcją na odsuwanie jej od wszelkich rodzajów dowodzenia jest już tylko rozbawienie.
- W obozie poznała swojego starszego przyrodniego brata – syna Aresa, który szkolił ją od najmłodszych lat i wyrobił znaczną większość jej twardego charakteru.
- Niektórzy w obozie herosów podejrzewali ją i jej przyrodniego brata o romans, nikt jednak nie widział niczego na własne oczy.
- Jest biseksualna i w swoim życiu miała już partnerów obu płci.
- Lubi wszelkie używki, chociaż na co dzień nie truje się niczym konkretnym.
- Świetnie jeździ konno.
- Posiada motocykl  - czarne ducati
- Nie lubi gotować, ale jak już się za to zabierze wychodzi jej to całkiem nieźle. Szczególnie lubi włoską kuchnię z oczywistych powodów.
- Mówi płynnie po włosku, angielsku i hiszpańsku.
- Zawsze nosi coś na rękach albo na dłoniach, a z biżuterii uznaje jedynie złoto.
- W pewnym stopniu można nazwać ją materialistką. Ponieważ w sierocińcu dzieci raczej nie miały niczego ponad swoją własną bieliznę, odbiło się to na wykształceniu u niej silnej potrzeby posiadania. Lepiej jej nie okradać bo mocno wierzy w zasadę ucinania dłoni.
- Nie ma tatuaży, ale lubi ozdabiać swoje ciało na wszelakie nietrwałe sposoby. Barwy wojenne? Tym lepiej.
- W walce wręcz, do której ma wrodzone predyspozycje, lubi mieszać wszelkie style, przez co jest nieprzewidywalnym przeciwnikiem. Potrafi przestrzegać wszystkich technicznych zasad, a jednak wciąż nie boi się nieczystych zagrywek, wierząc, że w prawdziwej walce na śmierć i życie nikogo nie obchodzi fair play czy jakakolwiek przyzwoitość, a jedynie wygrana.
- Jej celem od zawsze było zaimponowanie Aresowi i chociaż ją samą momentami to przeraża, byłaby w stanie zrobić wszystko aby tylko mu się przypodobać i jeżeli sama posiada pewne zasady, dla niego najprawdopodobniej złamałaby je wszystkie.</p></div></div>
Admin
avatar
Re: KP NPC Sro Lip 28, 2021 11:42 am

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Hoshi Magnus Usami</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://demigods.forumpolish.com/users/4116/16/80/16/avatars/22-14.jpg"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>30<div>Boski rodzic:</div>Hekate<div>Pochodzenie:</div>Tokio, Japonia<div>Staż w obozie:</div>5 wiosenek<div>Ranga:</div>członek drużyny<div>Drużyna:</div>Asklepiosa</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Harry Shum Jr.
</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Azjatyckie rysy twarzy sprawiają, że wygląda młodo. Gdy dozna silnych emocji, nie tylko negatywnych, ale również pozytywnych oraz jeszcze kiedy używa magii danej przez Hekatę, oczy Hoshiego zmieniają się na wąskie szparki, o kolorze złota, można rzecz, że po prostu są kocie. Usami jest dość wysoki, zwłaszcza jak na powszechne ludzkie myślenie o Azjatach - ma metr osiemdziesiąt wzrostu. Oczy ciemne, przypominające trochę mleczną czekoladę. Jeśli chodzi o włosy to ma kruczoczarne. Jednak nie jednokrotnie zmienić ich odcień choćby z czerwonym pasemkiem. Ubiera się... bardzo różnie, w zależności od humoru, ale lubi eksperymentować ze wzorami i z kolorami.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Charakter mężczyzny jest dosyć ciężki i niezwykle trudny do rozgryzienia. Z jednej strony bywa pyskaty, wulgarny i ironiczny, by po chwili stać się spokojnym, dumnym i ułożonym człowiekiem. Wszystko to ma swoje źródło w przeszłości. Tak naprawdę przez wychowanie w Sierocińcu jest bardzo zagubiony. Od dziecka stwarzał wrażenie i zbudował sobie "skorupę" by nikt się do niego nie zbliżał. Jest po prostu trudnym towarzyszem do rozmów. Woli raczej obserwować wszystkich z "ciemności", a jest wyśmienitym obserwatorem. Może to skutek krwi jego matki Hekate? Prawdopodobnie. Gdyby miał osoby na których by mu zależało to oddał by im całe serce. Kiedy byłby kogoś przyjacielem wtedy zaliczał by się do osób lojalnych. Do charakteru jeszcze zalicza mu się spontaniczność, czyli szybciej coś zrobi niż pomyśli, choć nie zawsze. Nie kiedy ma przebłyski tzw. zimnego umysłu. Chłopak udaję, że ma zimne serce, że nie potrzebuje nikogo, da radę ze wszystkim sam. Jest bardzo odporny psychicznie i fizycznie. Gdy przybył do obozu nabrał więcej umiejętności pozytywnych oraz cech takich jak: szczerość, dobroć i stał się pomocny oraz trochę bardziej towarzyski. Jednakże takie wymogi byłe wskazane by Hoshi został tutaj i uczył się oraz był bezpieczny jako półbóg. Poza tym Usami jak każdy człowiek jest osobą społeczną, więc nie ucieknie przed ludźmi jakby nawet bardzo chciał.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>Hoshi już był bardzo długo w obozie. Dzięki chęci zmiany na powiedzmy lepszego człowieka i towarzyskiego mógł sprawować straż w miejscu, które już dawno nazwał domem. Po porannym treningu, który wykonywał sam, ruszył na swoją wartę. Jakoś Usami wolał pilnować obozu w nocy, a nie w dzień. Jednakże on o tym niestety nie decydować. Ostatnio zastanawiał się czy w ogóle jego matka jest dumna z niego. Przecież bogini grecka wszystko widziała. Tak sobie rozmyślał, że gdy przybył do obozu był zagubionym nastolatkiem, a teraz już wiedział na co go stać i chciał być jednym z najlepszych i być potężny jak jego matka. Choć nigdy jej nie wiedział Hoshi miał nadzieję, że matka w jakiś sposób troszczy się o niego i czuwa nad nim. Koło południa został zmieniony. Na jego warcie nic się nie działa. W końcu Usami mógł pobyć sam. Ruszył do pobliskiego parku by oddać się całkowicie rysunkowi. Wrócił dopiero na kolacje.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p># ma swój własny styl ubioru i malowania się,
# boi się zakochać,
# ma zdolności rysownicze,
# lubi błyskotki różnego rodzaju,
# potrafi grać na flecie, gitarze, harfie
# uwielbia muzykę, a najbardziej rock,
# zna takie języki jak: angielski, francuski, japoński,
# nigdy nie brał żadnego związku na poważnie,
# uwielbia się śmiać,
# nie lubi malin,
# boi się małych pomieszczeń,
# potrafi przejść każdy "survival", ponieważ wychowywał się w sierocińcu,
# bardzo lubi kwiaty i wszelkiego rodzaju błyskotki,
# potrafi się bić,
# bardzo lubi czytać książki,
# jest bardzo odporny psychicznie,
# przyjaciele zwracają się do niego Magnus,
# zawsze ma przy sobie sztylet
# zna się na opatrywaniu ran oraz na roślinach (nie tylko leczniczych),
# często można go spotkać samego jak rysuję, albo trenuję.
# ma bardzo ładny głos, wręcz potrafi naśladować męskich wokalistów, ale jest zbyt nieśmiały by występować publicznie.</p></div></div>
Admin
avatar
Re: KP NPC Sro Lip 28, 2021 11:44 am

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Astrid Stavik</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://66.media.tumblr.com/0acd77ef8230aee88159466d51755296/tumblr_phc75007Fc1wrr1hlo1_250.jpg"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div> 17 lat<div>Boski rodzic:</div>Freja<div>Pochodzenie:</div> Hamar, Norwegia<div>Staż w obozie:</div> 7 lat<div>Ranga:</div>członek<div>Drużyna:</div>Aegira</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Kristine Frøseth</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Astrid stara się przede wszystkim wyglądać schludnie. Nie przywykła do ubierania ekstrawaganckich, odkrywających jakieś części ciała ciuchów. Najchętniej nosi swetry lub koszule, a do tego długie spodnie. Dużo rzadziej ubiera sukienki, które uważa za mniej wygodne i utrudniające w poruszaniu się, ale jeśli już je ubierze, to koniecznie do kolan, ni mniej, ni więcej. Sięgające do łopatek, brązowe włosy upina różnie – czasami w ogóle, zostawiając je rozpuszczone, czasami robi dwa kucyki dodające jej już i tak młodemu wyglądowi dziewczęcości albo upina je w kok. Nie przepada za biżuterią, nosi jedyne to, co dostała od matki. Maluje się delikatnie, aby zasłonić niedoskonałości cery, które mają miejsce w jej jeszcze nastoletnim wieku.
Jedyną rzeczą, która ją różni od pozostałych, „standardowych” dzieci Freji są jej niebieskie oczy odziedziczone po ojcu. Szczery, można nawet powiedzieć, że dość uroczy uśmiech często rozświetla jej bladawą twarz. Chodzi prosto, rzadko kiedy się garbi, na co zwraca uwagę. Jest średniego wzrostu - mierzy jakieś 174 cm, a waży 65 kilogramów, przez co widać, że to szczupła osoba i że dba o formę.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Stara się dawać z siebie wszystko. Odkąd tylko pamięta, próbuje zaskarbić sobie czyjąś sympatię. Początkowo robiła wszystko, aby ojciec był z niej dumny, potem matka, a w obozie, by nikogo nie zawiodła. Często odczuwa frustrację, że jeszcze niczym szczególnym się nie wyróżniła.
Nienawidzi bałaganu u siebie – u innych jeszcze to zniesie, przynajmniej się stara. Wszystko musi znajdować się na swoim miejscu, a jej całe mieszkanie powinno lśnić. Ten pedantyzm bywa uciążliwy, zwłaszcza, gdy jakaś rzecz zostanie przełożona na inny obszar. Wtedy najchętniej obwiniłaby wszystkich wokół o włamanie i kradzież, minęłaby chwila, nim dziewczyna by się uspokoiła. Z tego powodu nie zdecydowała się na żadnego zwierzaka, na myśl, ile bałaganu by narobił i jak dużo sierści zostawił, aż ją trzęsie.
Na ogół jednak jest miła i stara się pomagać innym, choć ciężko stwierdzić, czy większą rolę odgrywa tutaj chęć przypodobania się innym, czy też właśnie altruizm. Najbardziej się stara wspierać nowych herosów, sama pamięta, jak się czuła na innych miejscu parę lat temu. Osobiście uważa, że powinni dołączać do obozu znacznie wcześniej - przed 10 rokiem życia, ale z nikim nie podzieliła się swoją opinią - tak samo, jak rzadko kiedy się zwierza ze swoich problemów, uważając to za słabość, z drugiej strony sama chętnie wysłucha innych.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Freeform</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>♢ W Norwegii mieszkała do 3 roku życia, później przeprowadziła się z ojcem do Stanów Zjednoczonych, gdzie średnio co pół roku zmieniali miejsce zamieszkania.
♢ Z ojcem ma średnie stosunki. Robił wszystko co trzeba, aby zapewnić jej ochronę, ale to „tyle”. Zazwyczaj odnosił się do niej z obojętnością, co Asta próbowała zmienić, ale jej się nie udało.
♢ Jednakże ojciec się postarał, aby Astrid mówiła płynnie zarówno po norwesku, jak i po angielsku. Czasami zdarza jej się mylić niektóre słówka.
♢ Odkąd zamieszkała w obozie wie, że jej ojcu jest lepiej, ustabilizował się i znalazł kogoś, trochę ją to boli, ale stara się o tym nie myśleć.
♢ Nie poznała jego nowej rodzinki. I nie zamierza.
♢ Uważa za stratę czasu czytanie innych książek niż popularnonaukowe, chociaż sama nieczęsto czyta.
♢ Jej ulubionym kolorem jest błękitny, a szczęśliwa liczba to 7.
♢ Nie przepada za ostrym jedzeniem, za to całkiem lubi słodycze.
♢ Często pija kawę.
♢ Uwielbia zwierzęta, ale te nie zawsze lubią ją.
♢ Od matki dostała prosty, srebrny pierścionek, który zmienia się w bicz.
♢ Lubi mieć zaplanowany cały dzień, co nie zawsze się udaje.
♢ Chciałaby kiedyś zwiedzić swój ojczysty kraj, ale na razie nie skupia się na tym marzeniu. Może kiedy indziej znajdzie się na to czas.</p></div></div>
Admin
avatar
Re: KP NPC Sro Lip 28, 2021 11:46 am

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Stella Morozova</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://i.imgur.com/VPfxTJ9.jpeg"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>10 lat<div>Boski rodzic:</div>Thor<div>Pochodzenie:</div>Rosja, Petersburg<div>Staż w obozie:</div>Miesiąc<div>Ranga:</div>Członek drużyny<div>Drużyna:</div>Tyra</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Anastasya Averbukh</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Dziewczynka wygląda na typową dziesięciolatkę – sto dwadzieścia sześć centymetrów to średni wzrost nawet jak na jej wiek. Waży pozornie niewiele, bo dwadzieścia siedem kilogramów i choć ma szczupłe ciało, nie jest drobniutka ani zbyt eteryczna. Ot, zwykła dziewczynka, która do rozpoczęcia dojrzewania potrzebuje jeszcze kilku lat. Jej postura zdradza jednak, że po tym okresie będzie miała bardzo ładną, kształtną i posągową wręcz postać. Na razie jest dzieckiem, przechodzi ten etap, gdy wychodzone kolana i łokcie idą w parze z zadrapaniami na łydkach i policzkach... Jednak ma w sobie coś, co przyciąga wzrok innych. Stella jest bardzo urodziwym dzieckiem, nic dziwnego – jej matka była modelką i dziewczynka już jako trzylatka pojawiła się w magazynie mody dziecięcej. Brzoskwiniowa cera ozdabia śliczną, owalną twarzyczkę z prostym nosem, zjawiskowymi zielono-szarymi oczami i masą uroczych piegów. Długie do pasa blond włosy delikatnie falują, a przy wilgotnej pogodzie potrafią się napuszyć i za nic nie dać poskromić szczotce do włosów. Za łatwo się elektryzują...
Stella trzyma się prosto. To jej cecha charakterystyczna – chodzi zawsze odpowiednio wyprostowana, pewna, nigdy się nie garbi, a w jej ruchach widzi się grację i zdecydowanie. Jakby każdy jej gest był świetnie wyważony i zaplanowany... Do tego ma bardzo wyrazistą mimikę – lecz tylko wtedy, kiedy zechce. Z reguły cierpi na RBF (resting bitch face), jej neutralny wyraz twarzy wygląda, jakby Stella przeważnie była czymś zirytowana i zniechęcona. Co przeważnie nie mija się z prawdą... Gdy się uśmiecha, cała twarz zmienia nagle swój wyraz, choć ostatnio często usta ma zaciśnięte w wąską kreskę. Roztacza wokół siebie melancholijną aurę, pełną refleksji i czegoś... Nieprzyjemnie pasywno-agresywnego. Zamiast być uroczym, małoletnim i uśmiechniętym słoneczkiem, biegającym we wszystkie strony, by rozdać każdemu uściski, ugh, siedzi w rogu jak inkarnacja Wednesday Addams i jej spojrzenie mówi jedno.
I'm judging you.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Stella to dziecko bardzo... Trudne. Ekscentryczne, dziwne i niezrozumiałe. Dojrzała wewnętrznie bardzo szybko, przez co jej pogląd na świat szybko poczerniał, a jej czarny humor oraz wrodzone poczucie wyższości wywołują u innych zdumienie, konsternacje i kwaśne spojrzenia. Bo jak małolata może się tak wyrażać..? Stella ma mniemanie o sobie i to całkiem spore, choć prawdą jest, że nie używa fałszywej skromności i potrafi bez trudu przyznać się do błędu. Rozumie o wiele więcej, słyszy i widzi więcej, niż się innym wydaje, ale praktycznie przez cały czas ma dość tego bullshit'u. Według niej większość osób na świecie, to idioci. Ma swój sposób bycia i zachowywania się – mówi co myśli, robi, co zechce i nie obchodzą jej słowa innych, no, chyba że uzna, że są coś warte. Jeśli ma o czymś zdanie, nikt go nie zmieni – zrobi to tylko ona, pod wpływem doświadczenia czy poszerzonej wiedzy. Pomimo pozornej gruboskórności, jest bardzo wrażliwa na cały świat, jego krzywdy, niesprawiedliwości i problemy, ale źle na nią to działa, więc radzi sobie z tym używając ciętych komentarzy i zaskakując sarkazmem. Potrafi być bardzo szydercza i nie ma oporów przed dogryzaniem wszystkim naokoło, ba, nie obawiałaby się dociąć samym bogom.
Stella wbrew pozorom jest dzieckiem, pomimo tego wewnętrznego zmęczenia i wrednego sposobu bycia – uwielbia kreskówki, rysowanie, czytanie książek i wspinanie się na drzewa. Trzyma w pokoju kilka pudeł z klockami lego i z trzy pluszaki. Momentami bywa dziecinna, przejawia się to w jej drobnych kaprysach typu – nowej sukience, zjedzeniu czegoś dobrego na kolację, kolejnej paczce kredek. Wychowana przez toksyczną matkę a później przez ukochanego ojczyma, dziewczynka wyrobiła sobie zdecydowany, mocny i stalowy charakterek. Na początku była chwalona i jednocześnie traktowana jak śmieć przez rodzicielkę, która cmokała ją po głowie przed innymi, a w domowym zaciszu nazywała "nieudaną aborcją". Dla ojczyma była księżniczką, który by wynagrodzić jej krzywdy, wywyższał ją momentami na piedestał... Stella szybko zdała sobie sprawę, że tylko ona sama określa swoją wartość – nie matka, nie ojczym, nie jakieś kolorowe tabloidy. Gdy tylko to zrozumiała, rozkwitła.
Butna, uparta, dociekliwa z niej istota, która garściami czerpie ze swojej wewnętrznej siły, gdy tylko zdała sobie sprawę z jej istnienia. Bardzo sprytna, potrafi myśleć logicznie i łatwo wyciąga wnioski, będąc szczera do bólu. Za nic nie przeprasza, a na pewno nie za swoje istnienie, choć prawda, że podchodzi do egzystencji półboga bardzo pesymistycznie... Nie jest pewna przyszłości i swojego życia w obozie, ale skupia się na tym, co tu i teraz. Kocha się uczyć i ma filozoficzną żyłkę, połykając trudną i ciężkostrawną literaturę, by potem pytać bez zastanowienia przechodniów o trudne moralnie i etycznie kwestie. Wysoko trzyma głowę. Jest silna. Jest pewna siebie, kąśliwa, skłonna do rozmyślań a momentami nawet urocza... Momentami. Cała jej osoba to upakowana w śliczną postać szydera, duma i zdecydowania. Wie, czego chce, sięga po to bez zastanowienia i od urodzenia ma świetną wprawę w graniu innym na nerwach - szkoli się w tym do dzisiaj.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>- Nie boję się.
Satyr patrzył na nią czarnymi oczami. Milczał, choć zmarszczone czoło i niepewny wyraz ust mówiły dziewczynce, że nie jest przekonany, że jej słowa wziął za dumę podszytą niewiedzą i brakiem doświadczenia. Ma ją w końcu za dziecko. Dopiero postawiono ją przed faktem jej pół-boskości, miała być zagubiona i przestraszona, ale nie, czuła tylko dziwne... Oczekiwanie. Nie ekscytację, co to, to nie. To wewnętrzne czekanie było zabarwione niechęcią, wyrzutem, uświadamiając ją, że chce mieć to, to coś, jak najszybciej za sobą. Jak sesję u tego okropnego fotografa – wyjść przed kamerę, zrobić swoje i odejść, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. Stella odwróciła głowę, by wpatrzyć się w owalne okno samolotu – cichy szum silników i wiatru współgrał z ciemnością na zewnątrz. Nie było widać ani gwiazd, ani świateł miast, tylko księżyc zabarwił swą bladą poświatą kilka zagubionych chmur. Głęboki oddech uniósł pierś dziewczynki, gdy wolno wypuściła powietrze z płuc i przymknęła oczy. Za godzinę mieli wylądować w Szwajcarii. Podróż z Petersburga do Michigan wymagała aż trzech osobnych lotów samolotem. Nawet Fiodor ze swoimi znajomościami i pieniędzmi nie był w stanie tak szybko zorganizować jej bezpośredniego lotu... Przynajmniej leciała z Zyrem pierwszą klasą, z dala od tłumów i z lepszą obsługą. Ze Szwajcarii czeka ich dziesięciogodzinny lot do Nowego Jorku, a potem inny samolot do Michigan, a jak tam wysiądą, to muszą jeszcze dotrzeć do samego obozu...
- Wiesz, to nic złego obawiać się nieznanego... - z zamyślenia Stellę wyrwał spokojny głos Zyra. Satyr miał stoicką naturę myśliciela, ale też starożytne przekonanie o ludzkich zachowaniach. Czuł potrzebę mentorowania, zwłaszcza wtedy, gdy go o to nie prosiła. Grzebał w torbie podróżnej, wyciągając paczkę prażynek i otworzył je z cichym trzaskiem. - Nowe miejsce, obce osoby, niektórzy mogą być twoimi krewnymi... Trochę ich tam będzie. - chrupał głośno przekąskę i uśmiechnął się, próbując dodać jej otuchy. - Poznasz swoją rodzinę, zaprzyjaźnisz się. Na pewno znajdziesz kogoś bliskiego, ale to raczej wśród innych herosów. Bogowie bywają... Mm... Wiesz...
- Bezmyślni? - odparła dziewczynka beznamiętnie, na co Zyr zachłysnął się powietrzem i uderzył kilkakrotnie w pierś. Odkaszlnął głośno, po czym zerknął na nią z niedowierzaniem, ale w pewien sposób, ze smutnym zrozumieniem. Stella sięgnęła po prażynkę i obróciła ją przed sobą w dwóch palcach. - Czy głupi? - zmarszczyła brwi, mówiąc ciszej. - A może egocentryczni? Jeśli wiedzą, że ich dzieci czeka trudne, krótkie, niebezpieczne życie... - zwiesiła głowę teatralnie, choć przez jej twarz przemknął cień zawodu. - Nie lepiej zainwestować w prezerwatywę? Chyba że na „boskie”... - tu wyprostowała się i wrzuciła prażynkę do ust, robiąc drwiąco widełki z palców. - … genitalia to nie działa.
- Chciałem zapytać, skąd wiesz co to prezerwatywa, ale nie, nie chcę wiedzieć. - Satyr ściągnął ciemne usta w wąską kreskę. Przypatrywał się małej dziewczynce obok siebie, w której rosła z każdą chwilą gorycz i poczucie niezrozumienia. W bluzie z kapturem, z włosami splecionymi w warkocz i różowych okularach na nosie wyglądała jak dziewczynka lecąca na długo wyczekiwane wakacje... Nie na naukę mordowania potworów, by w razie niebezpieczeństwa mogła walczyć o swoje życie. Podrapał się po karku. W półmroku samolotu, który rozświetlała lampka nad nimi, jego ciemna skóra wydawała się niemal zlewać z miękką ciemnością wokół nich. Brwi uniosły się, gdy jego twarz ścisnął żal. - Widzisz... Nikt nie może powiedzieć bogom by przestali... No... No wiesz. - kiwnął głową zmieszany, a Stella dała gest dłonią, że wie, o co chodzi. - To w końcu bogowie. Pomyślą, że krzywo patrzysz w ich kierunku i resztę życia spędzasz jako atłasowy podnóżek. - urwał, zatapiając się w miękkim fotelu. Wzrok skierował w luk z bagażem, a między nimi zapadła krępująca, ciężka jak ołów cisza. Stella znieruchomiała, wpatrując się w okno, Zyr półleżał na fotelu, nie patrząc nawet na otwartą torebkę z prażynkami. Każde z nich trawiło tę informację na swój sposób, jednak to w dziewczynce przelewał się żar bezradności i tego samego typu apatyczność.
- Wiem, że i tak nic go nie obchodzę. - odezwała się nagle Stella, sięgając po poduszkę. Objęła ją ramionami i przycisnęła do siebie, wbijając palce w pluszowy materiał.
- … Nie możesz być tego pewna... - zaczął uspokajać ją Zyr, ale nie dała mu dojść do słowa.
- Mogę. - w głosie Stelli zabrzmiała lodowa, dumna nuta. Umilkła na chwilę, spuszczając wzrok, jakby ostrożniej dobierając słowa. - I moja matka i on zdradzili swoich małżonków. Czytałam kilka mitów, wiesz? - to pytanie retoryczne zabrzmiało niemal drwiąco, ale dziewczynka nie była w nastroju na omijanie tego tematu. Był jak kawałek rozgrzanego żelaza, dławił, palił i chciała to z siebie jak najszybciej wyrzucić. Odgarnęła jasny kosmyk za ucho. - Wiem, że Thor miał dzieci z różnymi kobietami. A mama miała Ernesta z tatą i mnie z bogiem... I jakoś żadne z nas jej dobrze nie wspomina. - wbiła plecy mocniej w oparcie fotela. - Mamę nic nie obchodziłam... Więc dlaczego miałabym go? - urwała. Wzięła głęboki oddech, zbierając swój spokój i chłodne, profesjonalne opanowanie, którego nauczyła się od ludzkich rodziców. Spojrzała na satyra śmiało, z dumą unosząc głowę, a w jej spojrzeniu iskrzyła wola walki i chłodna, ostra jak nóż pewność siebie. - Nie boję się.
To było to samo "Nie boję się", które wypowiedziała już kilka razy w swoim życiu. Ostatnio wycedziła to stalowym głosem do Fiodora, gdy ten zobaczył ją z sińcami na policzku i zakrwawionym nosem. Jego rozdygotanie i wściekłość na żonę siedmiolatka wzięła za zagrożenie i zareagowała w ten sposób, dumnie zadzierając głowę i mówiąc z całym swoim zdecydowaniem, że się go nie boi. To samo mówiła zawsze, gdy Suzanne ją wyzywała... Szturchała, szczypała, albo uderzała po twarzy. Odpowiadała tak, gdy mówiła, że jest brzydka i, że niczego bardziej nie żałuje niż tego, że dała się jej urodzić... A słysząc to, mała Stella patrzyła na nią butnie i dziecięcym, dumnym głosem powtarzała, że się nie boi. Matka wtedy ściągała usta w drapieżny grymas, jak tygrys oblizywała kły i uśmiechała się, jakby taksowała spojrzeniem, ile mięsa oblepiają te młode kosteczki. I mówiła. „Oj, jeszcze będziesz...”
To była jej mantra. Niczego się nie bała.
Zyr patrzył na Stellę ze smutkiem, który szybko przerodził się w czułość. Dużą dłonią pogłaskał ją po głowie. Dziewczynka zerknęła na niego z ukosa, ale nic nie powiedziała.
- Wiem skarbie. Wiem.
</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>✦ Matka dziewczynki, Suzanne Maine była francuską modelką, która zginęła w wypadku samochodowym. Pijana przebiła się przez barierkę rzeki Newy i utonęła w jej wodach.

✦ Stella nie cierpi słodyczy. Jest okropnie wybredna i przyzwyczajona do luksusowej kuchni. Menu obozowe jakoś jej nie podchodzi. Woli smaki wykwintne, ostre, gorzkie i kwaśne, chociaż... Srirache może jeść łyżką i jeszcze posypie ją pieprzem.

✦ Odkrycie jej prawdziwego pochodzenia było szokiem. Zwłaszcza że Suzanne nikomu nie przyznała się do zdrady – Fiodor był pewien, że jest biologicznym ojcem Stelli. Ta informacja nim wstrząsnęła. Nie wiedział, że żona znęcała się nad córką, póki ktoś tego mu nie doniósł, a potem okazało się, że wychowuje nie swoje dziecko. Mimo wszystko kocha ją i wspiera i Stella cały czas zwraca się do Fiodora per papa.

✦ Jej starszy brat przyrodni, Ernest, jest osobą niepełnosprawną. Ma dziecięce porażenie mózgowe oraz padaczkę, nie potrafi się wysławiać, chodzi niezgrabnie i przez nieprawidłowe napięcie mięśniowe w wargach, ślini się strasznie. Fiodor promuje akceptację osób niepełnosprawnych, świetnie się nim zajmując, a Stella uwielbia swojego brata i ceni spędzony z nim czas bardziej niż z rówieśnikami.

✦ Jako wschodząca gwiazda modelingu i córka międzynarodowej pary, przyciągała uwagę mediów. Odbyła sporo sesji zdjęciowych i jej zdjęcia można znaleźć w katalogach mody dziecięcej. Gdy odeszła do obozu, Fiodor wyjaśnił, że Stella zdecydowała się pobierać nauki za granicą i dla jej komfortu nazwa szkoły jest objęta całkowitą tajemnicą. Przykrywka świetnie działa.

✦ Mówi płynnie po rosyjsku i angielsku, chce zabrać się teraz za język ojczysty biologicznego ojca...

✦ Czyta traktaty filozoficzne na zmianę z komiksami. Senekę chwilowo lubi najbardziej, choć twierdzi, że Nietzsche przemawia do jej na wskroś przesiąkniętej czernią duszy.

✦ Pierwszej nocy w obozie obudziła się o świcie z małą, srebrną obrączką na najmniejszym palcu lewej dłoni. Prezent od ojca... Zmienia się, a jakże, w młot bojowy. Jej broń łącznie z trzonkiem i bijakami ma grubo ponad metr – jest niewiele wyższa od tego prezentu. Na razie Stella upiera się, że świetny z tego młotek do przybijania gwoździ do ściany... W końcu jakoś musi powiesić zdjęcie swoje, Fiodora i Ernesta.</p></div></div>
Admin
avatar
Re: KP NPC Sro Lip 28, 2021 11:49 am

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Thomas Blackwild</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://demigods.forumpolish.com/users/4116/16/80/16/avatars/249-18.jpg"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>26 lat<div>Boski rodzic:</div>Posejdon<div>Pochodzenie:</div>Wielka Brytania<div>Staż w obozie:</div>16 lat<div>Ranga:</div>Członek drużyny<div>Drużyna:</div>Asklepiosa</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Bryan Dechart</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Thomas na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się z tłumu, bynajmniej nie pod względem samego wyglądu fizycznego. Młody heros nie należy do ani specjalnie wysokich ani niskich osób, bowiem mierzy dokładnie 183 cm wzrostu, zaś waży równo 74 kilogramy. Głowę Blackwilda porastają gęste, ciemne włosy, które komponują się całkiem dobrze z brązowymi, piwnymi oczami. Na twarzy mężczyzny nie ma zbyt wielu śladów zarostu, więc praktycznie Thomas nie goli się zbyt często, ponieważ w zasadzie nie ma prawie czego golić. Tę cechę wyglądu nadrabia jednak swoim uśmiechem, zazwyczaj pełnym cynizmu i sarkazmu, który towarzyszy mu przy każdej lepszej okazji. Gdyby ktoś nie wiedział o istnieniu półbogów, to zapewne ostatnią rzeczą jaka przyszłaby mu do głowy, byłby fakt, iż Thomas mógłby być faktycznie jednym z nich. Ubiera się całkiem zwyczajnie jak na syna olimpijskiego boga. Zazwyczaj zakłada jakąś koszulkę przeważnie w kolorze czarnym albo białym i do tego jakiekolwiek spodnie. W przeciwieństwie do niektórych herosów nie ma żadnego tatuażu, trwałe blizny, jak na razie, również są u niego rzadkością. Jedyne co można u niego dostrzec to kilka świeżych zadrapań, na przykład na rękach, aczkolwiek, takie rzeczy przeważnie dosyć szybko się goją.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Thomas przede wszystkim jest sprytny i bardzo ambitny. Nie boi się poświęcać innych, dochodzić do własnych celów po trupach. Często uśmiecha się kpiąco, wyraża się przy użyciu ironii i sarkazmu, można by go określić prowokatorem. Lubi igrać z ogniem i często nie zna w tym granicy, łatwo wpada w kłopoty, z których dzięki swojemu sprytowi zazwyczaj wychodzi bez szwanku. Ma duże poczucie humoru, które opiera się w dużej mierze na ironii i sarkazmie. Dobrze działa w grupie, ale tylko i wyłącznie jako lider, nie znosi gdy ktoś mu coś każe zrobić. Potrafi zjednywać sobie ludzi, gdyby chciał to byłby w stanie dogadać się z każdym, w dodatku jest doskonałym mówcą, mógłby wygłaszać przemówienia w obecności całego obozu. Zatem nie trudno się domyślić, że naprawdę mało istnieje sytuacji, w których Blackwild nie potrafiłby się odnaleźć. Zazwyczaj albo odnajduje się w przeróżnych sytuacjach, albo po prostu robi "dobrą minę do złej gry", co, można by uznać, że opanował niemalże do perfekcji. Zazwyczaj przy wszelkiego rodzaju sporach pozostaje neutralny, nie opowiadając się po żadnej ze stron, chyba że widzi w tym jakąś korzyść dla siebie. Póki jakiś problem bezpośrednio go nie dotyczy, to nie ma zamiaru zaprzątać sobie nim głowy. Thomas najbardziej ze wszystkich rzeczy na świecie uwielbia dbać wyłącznie tylko o własny interes. Jest gotów pomóc każdemu, jeśli jest przekonany że w przyszłości mu się to opłaci. Sprawia wrażenie kogoś, kto nie zawaha się przed niczym byleby tylko uzyskać realny zysk. Thomas ma wielu znajomych, ale mało którego z nich mógłby nazwać przyjacielem. Jest dosyć ostrożny przed tym słowem. Chłopakowi brakuje nieco odwagi. Nie można nazwać go jednak tchórzem choć z pewnością nie jest kimś, kto marzy o karierze społecznego bohatera i dobroczyńcy. W obliczu realnego zagrożenia w pierwszej kolejności Thomas dba o własną skórę. Cechuje go także rozwaga, Blackwild potrafi szybko ocenić jakąś sytuację i podjąć decyzje. Rzadko zdarza mu się być ponoszonym przez własne emocje, przeważnie stara się je ukrywać lub okazywać zupełnie inne. Przy pierwszym spotkaniu może wydawać się być chłodny, ostrożny, ocenia wówczas swojego rozmówcę i kalkuluje jak bardzo opłaci mu się znajomość z danym osobnikiem.  Ma dosyć duże ego i mniemanie o własnej osobie. Uważa się za kogoś najmądrzejszego i najsprytniejszego na świecie i z tym akurat ciężko się nie zgodzić. Thomas bowiem do głupich nie należy, nawet należałoby zaliczyć go jak najbardziej do grona inteligentnych ludzi, jednakże jak każdy człowiek, czasem popełnia różne błędy. Zdecydowanie najbardziej, zaraz obok przekonania o własnej inteligencji i nieomylności, ceni sobie zdobywanie wiedzy, głównie tej o innych, choć nie brakuje w tym wszystkim także dziedzin czysto naukowych. Mimo dużego mniemania o sobie, czasami potrafi przyznać się do błędów, choć rzecz jasna robi to bardzo rzadko. Za to dosyć często wyolbrzymia niektóre rzeczy, zwłaszcza takie, które są jego zasługą, lub też, takie, których zasługi śmiało może sobie przypisać. Jedną z jego największych wad jest lenistwo, wielokrotnie zdarza mu się spać znaczniej dłużej niż innym, najchętniej całe dnie spędzałby w łóżku, lecz to akurat jest mało realne.Często także wyznaje prostą zasadę i myśli w sposób, który brzmi: "jakby tu zarobić, ale się nie narobić". Jeśli jednak widzi dla siebie jakąś korzyść to potrafi przezwyciężyć wszystko, nawet swoją największą wadę.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>- Jego przybrany ojczym często podróżował po świecie i nawet na kilka takich wycieczek zabrał Thomasa. Dzięki temu Blackwild już od najmłodszych lat czuł zamiłowanie do zwiedzania świata, poznawania historii i zdobywania wiedzy właśnie w tej dziedzinie.
- Co ciekawsze, przybrany ojczym nigdy nie dowiedział się prawdy o prawdziwym pochodzeniu chłopaka. Co więcej, traktował go jak własnego syna, nawet, jak to często opowiadał, pewnego dnia Thomas miał otrzymać w spadku cały jego majątek, aczkolwiek, wszystko skończyło się z dniem skończenia przez chłopca lat dziesięciu.
- Jego rodzina od zawsze była bardzo religijna, choć akurat on sam ma dosyć luźne podejście do tematu wiary. Mimo wszystko wychowanie robi swoje i wie całkiem dużo rzeczy na tematy religijne, przed trafieniem do obozu znał również niektóre wyrazy z łaciny, a po spędzeniu kilku lat w obozie postanowił, że nauczy się całego języka.
- Aczkolwiek okazało się, że łacina to nie jest aż taki łatwy orzech do zgryzienia. Niemniej jednak Thomas potrafi powiedzieć kilka zdań, przetłumaczyć jakieś proste zdania. Krótko mówiąc, zna podstawy.
- Jak przystało na syna Posejdona jest dosyć dobrym pływakiem.
- Dosyć często zdarza mu się zakładać o różne rzeczy, nawet te głupie, z innymi herosami. Warto również dodać, że większość z nich niestety przegrywa, jednak zazwyczaj jest to kwestia pecha, a nie braku umiejętności.
- Rzeczą, która mogłaby od razu rzucić się w oczy podczas pierwszego spotkania na pewno jest dosyć specyficzny humor Blackwilda, który po prostu zalatuje ironią na kilometr.
- Ma uczulenie na truskawski, raz nawet ktoś specjalnie wywinął mu numer z tymże owocem w roli głównej. To nie była najzabawniejsza chwila w jego życiu.
- Zdarza mu się grywać na harmonijce ustnej, lecz bardziej dla zwykłego zabicia czasu niż pod publikę.
- Niektórzy znajomi wołają na niego "ropuch", być może dlatego, że potrafi dostosować się do prawie każdej sytuacji.
- Ma przyrodniego brata, z którym całkiem dobrze się trzymał przed ukończeniem dziesięciu lat. Po przybyciu do obozu przez Blackwilda, ich drogi bezpowrotnie się rozeszły, nad czym syn Posejdona czasem mocno ubolewa.
- Potrafi poradzić sobie zarówno z bronią palną jak i białą, jednak jakby miał wybierać to mimo wszystko lepiej czuje się w tej pierwszej.
- Nigdy nie pogardzi żadnym trunkiem. Co więcej stara się mieć dobre stosunki z dziećmi Dionizosa, przez wzgląd na wino, a nawet umiejętności które mogą zamienić taką wodę w wino.
- Właściwie to gdyby mógł to zebrałby wszystkie dzieci Dionizosa i zamienił jakiś ocean w wino... No dobra, może z tym oceanem to trochę zbyt skomplikowana sprawa, ale jakieś małe jeziorko jak najbardziej można by zamienić!</p></div></div>
Admin
avatar
Re: KP NPC Sro Lip 28, 2021 11:51 am

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Alexander Silverhand</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://demigods.forumpolish.com/users/4116/16/80/16/avatars/259-41.png"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>25 lat <div>Boski rodzic:</div>Chione<div>Pochodzenie:</div>Lyon, Francja<div>Staż w obozie:</div>15 lat  <div>Ranga:</div>Członek<div>Drużyna :</div>Asklepiosa</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Austin Butler</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Alex to dość wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna. Ma aż sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu i waży około osiemdziesiąt trzy kilogramy. Oczywiście jak to heros musi być dobrze umięśniony, jednak "dobrze umięśniony" mu nie wystarczyło. Skupił na swoim ciele dużą część swojej uwagi, nie tylko, żeby wygląd jak młody(pół)bóg, ale też aby zyskać sprawność w walce. Mimo tego nie wygląda jak wielka kupa mięśni, czy jakiś kloc. Wręcz przeciwnie. Swoje mięśnie ukrywa, lub stara się to robić, nosząc luźne koszulki, lub skórzane kurtki. Jednak skrywa pod nimi coś więcej niż tylko dobry biceps. Alexnader wstydzi się swoich blizn, dlatego nie chce ich nikomu pokazywać. Uważa, że jego blizny są czymś bardzo osobistym, każda blizna jest wygraną potyczką, każda jest wygraną walką o jego życie. Każda blizna ma swoją historię, dlatego nie pokazuje ich nikomu. Jedna z nich, największa, znajduje się na jego plecach, od lewej łopatki, do prawego biodra, i jest tą pierwszą. Pochodzi z czasów, gdy podróżował do obozu. Wróćmy jednak do samego wyglądu. Alexander ma bardzo jasną cerę, co mogłoby być bardzo niebezpieczne dla niego, zwłaszcza latem, lecz tak nie jest. Podczas, gdy wszyscy chodzą opaleni on wydaje się świecić swoją karnacją.  Możliwe, że jest to spowodowane tym, że jest synem Chione, a może to z jakiegoś innego niewytłumaczalnego powodu. Dlatego też nigdy nie próbował farbować swoich włosów, które z czasem zaczęły go wyróżniać z tłumu, z powodu ich koloru. Otóż są bardzo jasne, w niektórych miejscach aż srebrne. Jeśli spojrzymy w dół zauważymy jego oczy, podobne do oczu. Są szare, choć lepiej byłoby powiedzieć, że są równie srebrne co kosmyki jego włosów. Przypominać mogą trochę potężną śnieżycę. Wokół niego zawsze panuje chłód, co czasem może być większym plusem niż się wydaje. Latem, dla przykładu, ludzie aż lgną do niego, aby poczuć się troszkę lepiej w tym upale. Są jednak momenty równie magiczne, które nie dzieją się latem. Późną jesienią jego aura, która jest wyraźnie odczuwalna, czasem zamienia padający deszcz w śnieg. Zwykło się wołać, że to wraz z nim nadchodzi zima.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Ciężko jest opisać charakter Alexa. Możemy zacząć na początek od tego, że chłopak jest bardzo, ale to bardzo chłodny. Mam nadzieję, że nikogo nie zaskoczyłem tym stwierdzeniem, ale jaki rodzic, taki i syn. Nie chodzi tu tylko o to, że przy nim temperatura zawsze jest chłodniejsza, ale o to, że jest bardzo surowym człowiekiem. Dla obcych suchy, może trochę nieufny, ale powiedzmy sobie szczerze, komu można ufać w tych czasach? Nawet sól wygląda jak cukier.  Roztacza wokół siebie aurę chłodu, co raczej nie jest dość trudne... Przede wszystkim czuć bijący od niego spokój. Sprawia wrażenie jakby miał na wszystko wyjebane i tak rzeczywiście jest, ale tylko dla tych, których nie zna. Osoby, które przełamały z nim pierwsze lody mogą liczyć na jego pomocną, choć nadal chłodną dłoń. Ciężko dostać się do grona naprawdę zaufanych osób Alexa. Dla tych szczęśliwców jednak nie ma rzeczy, której Alexander by nie zrobił. Chciałbym jeszcze raz jednak zaznaczyć, że ta grupa osób jest bardzo wąska i bardzo trudno się do niej dostać. Alexa ponadto stara się zawsze myśleć kilka kroków na przód, obmyślając następne ruchy, przewidując co się może stać, nie może się równać z dzieciakami od Ateny, ale to nie przeszkadza mu próbować. To kolejna cecha, która go charakteryzuje. Bardzo lubi współzawodnictwo, uwielbia rywalizować. Nasz młody "książę lodu" może wydawać się trochę zbyt oschły i surowy, ale uwierzcie mi, że zyskuje przy bliższym poznaniu. Ba, czasem nawet potrafi się zaśmiać, lub powiedzieć coś zabawnego.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>Było już dość późno, kiedy Alex postanowił wrócić do swojego pokoju. Postanowił trochę nadłożyć drogi i udał się drogą na około. Wracał z koloseum, gdzie ćwiczył, więc nic dziwnego, że był trochę zmęczony, jednak bardzo z siebie zadowolony. Ile to już czasu minęło od kiedy przybył do obozu? Doskonale pamiętał dzień w którym pierwszy raz zobaczył to miejsce. Było to jedenastego września. Piętnaście lat temu.  Jako, że Alexander nie znał dnia swoich urodzin, bo nigdy nie rozmawiał o tym z matką, a ojciec... no cóż. Ojciec nigdy nie chciał takiego "dziwoląga" jak on. Nie zliczy już czasu, który poświęcił na myślenie dlaczego tak się stało, dlaczego ojciec go porzucił. Im więcej go marnował, tym bardziej zły się stawał i bardziej przestawało go to obchodzić. Spędził we Francji kilka swoich pierwszych lat. Nawet pewna rodzina postanowiła go przygarnąć. Wyobraźcie sobie takiego małego smarka, który mówiąc po francusku zapewnia swoich nowych rodziców, że będzie grzeczny i nie zrobi nic złego. Jakie szczęście musiał odczuwać, gdy pokazali mu jego pierwszy własny pokój. Nic jednak nie może trwać wiecznie, nawet szczęście małego chłopca. Jego nowi rodzice zabrali go za granicę. Do USA. W końcu tam można podpatrzeć pewne rzeczy i żyć dostatniej. Tak więc zabrali go tam i... zniknęli. Tak po prostu.
Alexander odetchnął, patrząc na wielki dom, na który padało światło księżyca. Noc była chłodna, ale on tego nie odczuwał. Jako dziecko Chione był odporny na chłód. Dlatego teraz przystanął i powoli zamknął oczy, oddychając głęboko. Wraz z każdym oddechem układał myśli w swojej głowie, próbując odrzucić swoje zmęczenie.
W tej chwili młody Alex w jego głowie krążył po ulicach Chicago, zastanawiając się co zrobił źle, czemu skończył na ulicy? Dlaczego jego rodzice, którzy powtarzali mu, że go kochają, zostawili go na pastwę losy. Samego, przerażonego. A jeśli go zgubili, to dlaczego nikt go nie szukał? Przecież dziesięcioletni chłopiec nie poradzi sobie na ulicy, prawda? I dlaczego koleś stojący obok niego, przy śmietniku ma kozie nogi? Takie pytani chodziły mu... zaraz. Kozie? Nic dziwnego, że Alex zaczął wtedy powoli się oddalać, a zaraz potem rzucił się do ucieczki, gdy ten typ rzucił się w pogoń za nim.  Satyr, jak za chwilę miał się dowiedzieć Alex, był kimś w rodzaju jego opiekuna. Strzegł go i obserwował przez jakiś czas. Wtedy Alexandra dopadł gniew. Opiekował? Strzegł? Więc dlaczego wylądował na ulicy?> dlaczego nie ma przy nim nikogo, kto mógłby się nim zająć.
-Bo jesteś wyjątkowy. Nie należysz do tego świata. -powiedział satyr, ściszając głos, aby nikt nie usłyszał ich rozmowy.
-Wyjątkowy? O czym ty mówisz? -wyrzucił z siebie Alex, zupełnie jakby strzelał z karabinu. Teraz orpócz wściekłości czuł również skołowanie. Co to wszystko miało znaczyć.
-Słuchaj Alex... Znam twoją mamę, jasne? Twoją PRAWDZIWĄ mamę. Kazała mi Cię przyprowadzić do pewnego miejsca, gdzie będziesz bezpieczny.
-Ale ja...- te informacje uderzyły w niego jakby ktoś przywalił mu młotkiem w głowę. Jaki obóz? Jego mama? Kim ona jest?
-Opowiem Ci wszystko po drodze. Nie jesteśmy tu bezpieczni. Chodź. -i pociągnął go za rękę w głąb ciemnej alejki.
I tak oto wybrał się w podróż, która miała trwać tylko około siedemdziesięciu godzin, trwała natomiast trzy miesiące. Satyr wyjaśnił mu po drodze wszystko. Kim jest. Kim jest jego matka, dokąd zmierzają.  Co będzie tam robił. A Alex słuchał, zadawał pytania. Czasem z wrażenia zaczynał mówić po francusku, jednak spojrzenie satyra szybko go uspokajało. Często byli zmuszeni do zmieniania trasy, gdyż wiele potworów było zainteresowanych tym małym smacznym kąskiem. Tak więc zamiast udać się prosto w stronę East Lansing byli zmuszeni do udania się najpierw do Lafayett. Następnie udali się do Columbus. Potem odwiedzili takie miasta jak Pittsburgh, Cleveland, Buffalo. Zobaczyli wodospad Niagara, doszli do Hamilton, i dopiero tak udało im się dotrzeć do obozu. Mogłoby się wydawać, że to spokojny spacerek na około dwadzieścia dni, ale to nie było to. To była przede wszystkim ucieczka, przed krwiożerczymi potworami. To były pierwsze zabite stwory i pierwsze zdobyte rany. To była walka o przeżycie. Ukształtowało to kim jest dzisiaj.
Po uspokojeniu myśli Alexander otworzył powoli oczy i ponownie udał się w podróż do swojego pokoju. Czas pokaże gdzie znajdzie się następnie. Co spotka na swojej dalszej drodze? Ponury nadszedł czas. Odetchnął głęboko i ponownie przybrał swoją chłodną maskę obojętności. No cóż. Kiedy na czole wyrośnie Ci pomidor... i tak dalej.
Gdy tylko znalazł się w swoim pokoju, usiadł na łóżku i zapatrzył się na swoje dłonie. Tak wiele już przeszedł, a tak wiele  jeszcze przed nim.  </p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>-Czasem zdarza mu się mówić po francusku kiedy jest podekscytowany.
-Zimną zawsze pada przy nim więcej śniegu.
-Uwielbia pić whisky, zwłaszcza w doborowym towarzystwie.
-Dobrze walczy bronią białą, mieczami, sztyletami, czy nożami, ale bez nich nie jest bezbronny. Uczył się wielu sztuk walki w swoim wolnym czasie.
-Jednym z jego celów jest w końcu spotkanie się z matka, ale dopiero wtedy gdy będzie gotowy z nią porozmawiać. Obawia się tego trochę, ale wyczekuje tego dnia z niecierpliwością.
-Nie chce przyznać tego przed samym sobą, ale w głębi serca pragnie, aby ktoś powiedział, że mu na nim zależy.
-Nigdy nie był z kobietą, ani mężczyzną. Nie czuł do nikogo jakoś szczególnie pociągu.
-Uwielbia dużo spać.
-Uczył się sporo grać na gitarze i wielu innych instrumentach.
-Kocha sporty zimowe i czuje że jest w nich dobry.
-Jego ulubionym kolorem jest srebrny.</p></div></div>
Admin
avatar
Re: KP NPC Sro Lip 28, 2021 11:52 am

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Corinne Sullivan</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://i.imgur.com/0QMhXr2.png"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>18 lat<div>Boski rodzic:</div>Chione<div>Pochodzenie:</div>Dublin, Irlandia<div>Staż w obozie:</div>8 lat<div>Ranga:</div>członek drużyny<div>Drużyna :</div>Asklepiosa</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Kimmy Schram
</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Corinne to dziewczyna o bardzo niepozornej posturze. Wzrostem mierzy zaledwie sto sześćdziesiąt pięć centymetrów, a jej waga sięga może pięćdziesięciu dwóch kilogramów. Jej sylwetka jest szczupła i zgrabna, można by rzec, że bardziej atletyczna. Swoje zdolności w boju opiera głównie na zwinności, a nie na sile. Dlatego też jest przy tym gibka i wygimnastykowana. To, że może być córką Chione widać już niemal na pierwszy rzut oka. Nie chodzi tu tylko o chłodną aurę, która roztacza się wokół niej, gdziekolwiek by nie poszła. Po pierwsze jej skóra jest jasna, blada bez względu na długość czasu spędzonego na słońcu. Nawet trudno o rumieniec na jej policzkach pod wpływem wysiłku czy też nadmiaru emocji. Drugą cechą charakterystyczną u dziewczyny są jej włosy. Nie chodzi nawet o to, że są niewiarygodnie gęste i bujne, ale o ich barwę. Przybrały jasny, niemal platynowy odcień blondu, dlatego nawet srebrzyste pasma nie są aż tak widoczne. Corinne często farbuje włosy na kolory bliższe szarości, a nawet błękitu lub fioletu. Kolejną rzeczą, o której warto wspomnieć są jej oczy. Przybrały pistacjowy odcień, a dla osób, które wolą nazwę w dużym uproszczeniu- jest to jasna zieleń.  Nos dziewczyny jest niewielki i prosty, a w prawym nozdrzu jest przekłuta mała dziurka, w której nosi zawsze kolczyk- przeważnie srebrne kółeczko.   </p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Corinne to dziewczyna stosunkowo opanowana i odrobinę skryta. Podczas wykonywania różnych zadań i misji jest to dla niej ogromną zaletą, ponieważ potrafi zachować zimną krew. W jej głowie na ogół dzieje się bardzo wiele rzeczy, ale tylko niektórym pozwala wyjść na światło dzienne. Wyznaje zasadę, że jeśli nie ma nic miłego do powiedzenia, lepiej nie mówić nic. Należy do tej spokojniejszej grupy herosów. Właściwie to nawet czuje się czasami jak outsider albo alien wśród tych wszystkich nabuzowanych półbogów. Stara się o innych myśleć dobrze, a ich wady próbuje usprawiedliwiać trudnym dzieciństwem, albo czymś dziedziczonym po ich rodzicach. Nigdy nie była nachalna, więc nie narzuca innym swojej woli, choć w wielu sprawach posiada swoje własne, choć dziwne zdanie. To dziewczyna chodząca z głową w chmurach, typowa marzycielka. Często sama się zastanawia czy w ogóle pasuje do tego środowiska, jednak nigdy nic jej tu też specjalnie nie przeszkadzało. Choć pozory mogą mylić, nie należy jej brać za delikatnego kwiatuszka, którego może zerwać byle podmuch wiatru. Przeszła podstawowe szkolenie bez większych problemów i do tej pory bez oporów rozwija się w dziedzinach sztuk walki i przetrwania. Nie lubi oglądać cudzej krzywdy, ale swoje zadania wykonuje sumiennie. Jest wojowniczką, ale brak jej przy tym nadmiernej agresji i wściekłości. Nie boi się używać broni. Uwielbia ćwiczyć i dopieszczać nawet szczegóły w różnych technikach. Sztuki walki rzeczywiście są dla niej sztuką, a nie sposobnością do wyrządzania krzywdy. Na ogół Corinne nie lubi się narzucać, dlatego rzadko obarcza kogokolwiek swoimi problemami. Lubi za to pomagać innym i ich słuchać. Można by rzec, że jest takim pozytywnym, dobrym duszkiem, który zjawia się raz tu raz tam. Z drugiej strony, nie boi się mówić prawdy. Kiedy należy komuś zwrócić uwagę, robi to bez mrugnięcia okiem. Jest zdyscyplinowana i wie co należy do jej obowiązków. To, że nie plącze się w spory i nie pluje jadem na prawo i lewo nie oznacza, że jest słaba i uległa. Jest silna, ale na swój indywidualny sposób. Nie traktuje innych półbogów jak rywali, dlatego samodoskonali się dla własnych celów. Wielu herosów zastanawia się pewnie z jakiej choinki ona się urwała.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>Już za dzieciaka Corinne była typowym outsiderem. Trudno było nawet stwierdzić dlatego odstawała tak od reszty. Na jej ustach przez większość czasu widniał uśmiech i nie bała się nawiązywać kontaktu z innymi. Sęk w tym, że zawsze chodziła z głową w chmurach i myślała o rzeczach zupełnie niezrozumiałych dla innych. Uwielbiała zadawać dorosłym pytania na temat rzeczy, które innych dzieci w ogóle nie interesowały. Przez wszystkie lata spędzone w domu dziecka zajmowała się głównie sobą, a nie tym, żeby przypodobać się innym. Nawet kiedy przychodziły pary, chcące zaadoptować kogoś, ona, zamiast skakać im do gardeł jak pozostałe dzieci, siedziała nadal na swoim miejscu i nie przerywała swojego zajęcia.  Podobnie było, gdy trafiła do obozu. Już od pierwszego dnia krążyła własnymi ścieżkami i zachowywała się zupełnie inaczej od pozostałych. Już od pierwszego dnia miała wrażenie, że wszystko jest stawiane na ostrą rywalizację nie tylko między drużynami, ale nawet samymi herosami. Jak się okazało i do tego nie było jej spieszno, bo wolała działać po swojemu i rozwijać się w tym kierunku, który jej się spodoba. Podejście Corinne na ogół się sprawdzało. Sama stawiała sobie wyzwania i podnosiła poprzeczkę, dzięki czemu radziła sobie podczas sparingów i współzawodnictwa. Jej samokontrola była na takim poziome, że nie działały nawet prowokacje ze strony jej rówieśników, które miały na celu wytrącenie jej z równowagi.  Od bardzo dawna żyła w przekonaniu, że może liczyć tylko na siebie, więc i jej oczekiwania względem innych drastycznie zmalały. W pewnym momencie nawet sama stwierdziła, że urwała się z jakiejś choinki. Na ogół nie przeszkadzała innym, więc była daleko od konfliktów i dziwnych sytuacji. W związku z tym nie zwracano na nią specjalnej uwagi, dzięki czemu mogła nadal utrzymywać pozór cichej myszki.
Bycie niewidzialną nie trwało wiecznie. Minęło już kilka lat od jej pobytu w obozie i zdążyła się już czegoś nauczyć. Do herosów jednak dołączyło nowe dziecko, córka Morfeusza. Z niewiadomych przyczyn, ciągle kręciła się w pobliżu Corinne. Maya, bo tak było jej na imię, uwielbiała zadawać jej mnóstwo pytań, a jej ulubionym było "O czym teraz myślisz?". Sullivan nie przywykła do tego, że ciągle miała jakiś cień za sobą, który pojawiał się znienacka i zachwycał ją swoim uśmiechem. Corinne chciała być uprzejma, więc nie przeganiała młodszej półbogini, a nawet odpowiadała jej na większość pytań. Przyszedł taki czas, że pogodziła się z tym, że jest skazana na tą małą przylepę. Właściwie, to nawet ją polubiła do tego stopnia, że jak miała jakiś ciekawy pomysł, to od razu szła o tym poinformować Mayę.
Tego dnia Maya przybiegła do kwatery Corinne i zaczęła ją niemal siłą wyciągać na dwór. Zbliżał się wieczór, więc tym bardziej wydawało się to dziwne. Sullivan nie umiała jednak jej odmawiać, więc posłusznie udała się za córką Morfeusza. Jak zwykle droga zleciała im szybko, ponieważ Maya przez cały czas miała coś do powiedzenia. Corinne zawsze uważała, że to ona ma nierówno pod deklem, ale pomysły jej młodszej koleżanki były nie z tego wymiaru. Nim się obejrzały, znalazły się już na obrzeżach obozu. Słońce chowało się już za horyzontem, ale córce Chione to w ogóle nie przeszkadzało. Chłód towarzyszył jej przez cały czas, dlatego wieczory wydawały jej się nawet przyjemniejsze.
- Nie jest ci zimno?- spytała, przypominając sobie, że przecież córka Morfeusza może to odczuwać zupełnie inaczej. Ona jednak pokręciła głową i pociągnęła Corinne dalej w las. Szły jeszcze chwilę, aż Maya stanęła w miejscu i zaczęła się rozglądać.
- Powinnyśmy już wracać, jesteśmy za daleko.- odezwała się do małej łagodnym głosem. Nie chciała jej straszyć ani uwłaczać, mówiąc o zagrożeniach, jakie mogą je czekać w lesie o tej porze. Maya miała ledwie jedenaście lat i prawdopodobnie nie poradziłaby sobie z wieloma przeszkodami. Potrzebowała jeszcze treningu. Może gdyby był z nimi bardziej doświadczony heros, Corinne by się tak nie obawiała o ich życie, a zwłaszcza o Mayę.
- Ćśś, spójrz.- przerwała młoda półbogini nim Sullivan zdążyła kolejny raz ją ostrzec. Smukła rączka uniosła się i zaczęła wskazywać jakiś kierunek. Corinne spojrzała natychmiast w tamtą stroną i zauważyła dwa małe światełka, które się poruszały. W tym momencie Maya wyrwała naprzód w pogoni za nimi.
- Maya, stój. To są ogniki!- zawołała córka Chione. Młoda postanowiła zignorować jej polecenie i biegła dalej za uciekającymi światełkami. Corinne przeklęła pod nosem, co nie zdarzało jej się często i ruszyła biegiem za koleżanką. Zachodziła w głowę, jak dziewczynka po przejściu podstawowego szkolenia, mogła nie rozpoznać tych podstępnych stworków. W biegu odczepiła fragment ze swojego łańcuszka, który zaraz przeobraził się w włócznię, którą dziewczyna tak lubiła walczyć.  Przedzierała się między drzewami, próbując nadrobić zaległą odległość, która dzieliła ją od Mayi. Gdy jej się to udało, było już praktycznie za późno. Widziała tylko jak zardzewiałe ostrze dziurawi ciało córki Morfeusza. Do oczu Corinne natychmiast napłynęły łzy, ale to jej nie powstrzymało przed atakiem na paskudnego drauga, który niedawno musiał wygrzebać się spod ziemi, w której czyhał, aż nastanie noc. Ciało dziewczynki opadło bezwładnie na ziemię, a z rany zaczęła obficie wypływać krew. Sullivan, nie zwlekając, podeszła bliżej drauga i poczęstowała go pyłem śnieżnym, chcąc choć minimalnie ograniczyć jego ruchy. Zaraz po tym zamachnęła się swoją włócznią, dziurawiąc działo potwora na wylot. Pociągnęła swoją bronią i pchnęła draugiem w pobliskie drzewo, następnie wyrwała z niego ostrze, a potem zamachnęła się tak, by skrócić go o głowę. Wiedziała, że nie powstrzyma go na stałe, ale chciała w ten sposób dać sobie trochę czasu. Podbiegła do dziewczynki i szybko wzięła ją na ręce. Zaczęła uciekać, trzymając ją nadal w ramionach i modliła się, by nic ich nie dogoniło. Z ciężarem na rękach trudniej jej się biegło, ale robiła co mogła. Widziała jak Maya odpływa, a jej zwalniający oddech wydawał się wręcz namacalny. Gdy była już bliżej obozu, zaczęła krzyczeć i wołać o pomoc, bo bała się, że nie dobiegnie dalej. Nie chciała zostawiać Mayi na pastwę zwierząt. Była prawie przy granicy obozu, kiedy padła na kolana. Maya zsunęła jej się z rąk na ziemie. Corinne usilnie próbowała zatamować krwawienie, ale było na to za późno. W końcu ktoś ją dostrzegł i zawołano pomoc, nim jednak jej udzielono, Maya już nie żyła.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>~ gra na ukulele, na gitarze i ładnie śpiewa
~ jej włosy naturalnie są w kolorze bardzo jasnego blondu, ale lubi je farbować na siwo lub inne zimne barwy
~ może tego po niej nie widać, ale lubi czasami robić rzeczy, które wywołują u niej skok adrenaliny
~ planuje zrobić sobie tatuaż, ale jak na razie ma zbyt wiele pomysłów, by któryś wybrać
~ uwielbia pić lemoniadę, im kwaśniejsza tym lepiej
~ nie ma pojęcia kim jest jej ojciec
~ chce żyć blisko ze swoim przyrodnim rodzeństwem, bo to jedyna rodzina jaką ma
~ jest mistrzem wszelkich rękodzieł od szydełkowania, przez robienie biżuterii po robienie różnych dekoracji
~ świetna z niej krawcowa! Niejeden heros przychodzi do niej z dziurawymi ubraniami.
~ kocha burzę, zwłaszcza nocą
~ do tej pory nie określiła swojej orientacji seksualnej, więc prawdopodobnie jest bi
~ wyprostowanie jej włosów graniczy z cudem, a jeśli się uda, wystarczy odrobinę wilgoci, by znowu się skręciły</p></div></div>
Admin
avatar
Re: KP NPC Sro Lip 28, 2021 12:22 pm

Kod:
<div class="TRWIH_rules_background"> <div class="TRWIH_rules_title">Samuel Blade</div><div class="TRWIH_presentation_avatar"><img src="https://demigods.forumpolish.com/users/4116/16/80/16/avatars/265-73.jpg"/></div><div class="TRWIH_presentation_blockinfos"> <div>Wiek i data urodzenia:</div>38 lat<div>Boski rodzic:</div>Tanatos<div>Pochodzenie:</div>Moskwa, Rosja<div>Staż w obozie:</div>28 lat<div>Ranga:</div>Członek jednostki specjalnej<div>Specjalizacja:</div>Wojownik/Mechanik</div><div class="TRWIH_presentation_featuring">Tom Hardy</div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Wizerunek</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Samuel to 90kg bardzo skrupulatnie umięśnionej postury mierzącej sobie 185cm i przywodzacej nieco na myśl kulturystę, który zadbał o to aby nie pominąć żadnej partii mięśni w swoim ciele. Jest niczym maszyna wyćwiczona godzinami treningów, co w połączeniu z jego wrodzonymi predyspozycjami sprawiło, że zaliczany jest do grupy tych potężniejszych rozmiarowo herosów, chociaż nie można tutaj mówić o przesadzie.
Karnację ma lekko śniadą, zdecydowanie ciemniejszą niż typowy Rosjanin, a skóra w wielu miejscach przyozdobiona jest tatuażami i bliznami i ciężko tak naprawdę powiedzieć czego w tym zestawieniu jest więcej. Traktuje swoje ciało jak świątynię i panuje na nim swego rodzaju ład i porządek, chociaż pochodzenia niektórych linii i kształtów można się jedynie domyślać.
Jego oczy mają barwę płynnego złota, na którym ciężko na dłużej zaweisić spojrzenie, szczególnie przez nieodłączne cienie pod dolnymi powiekami, powstające wskutek niewyspania. Pod lewym okiem ma charakterystyczną bliznę w kształcie litery Y, jego brodę natomiast zawsze zdobi mniej bądź bardziej uporządkowany zarost, zazwyczaj doskonale dobrany do stanu fryzury na czubku jego głowy.
W swojej garderobie lubi wszelkiego rodzaju skórzane kurtki, nierzadko poprzecierane, podobnie jak spodnie czy to ciemne czy też jeansowe. Zdarza mu się chodzić z dziurami na udach czy kolanach – takaż to podobno teraz moda. Mocny tors przykryty jest zwykłą koszulką bądź tzw żonobijką. Nie znosi koszul, zakłada je tylko wtedy kiedy zmuszają go do tego okoliczności. Jego ulubione buty to takie za kostkę, porządne, wygodne, którymi można wybrać się na całodniowy spacer i po drodze wymierzyć mocnego kopniaka. Nierzadko można go zobaczyć w czapce, na jego lewym nadgarstku natomiast nigdy nie brakuje zegarka.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Charakter</div><div class="TRWIH_presentation_blocktext"><p>Blade to z natury nieco ponura postać, do czego zobowiązuje go bycie synem Tanatosa. Jego twarz wygląda tak, jakby nie do końca wiedział w jaki sposób używać swoich mięśni mimicznych - ogranicza wszelkie ekspresyjne wyrazy do półuśmiechów bądź grymasów, które tak naprawdę ciężko od siebie odróżnić, a jego oczy zazwyczaj pozostają pozbawione jakichkolwiek wyższych emocji – zdecydowanie częściej dostrzeże się w nich rozbawienie, pogardę czy też ten charakterystyczny złośliwy błyszczący kurwiczek, aniżeli coś wyższych lotów. Społecznie jest w pewien sposób upośledzony, przez co bardzo ciężko nawiązać z nim jakąkolwiek bliższą relację. Jest nieprzystosowany do okazywania emocji, bardzo lubi wydawać z siebie niewyartykułowane pomruki ani przez chwilę nie kryjąc się ze swoją premedytacją w takim zachowaniu, chociaż często wychodzi mu to mocno nieświadomie. Bywa lakoniczny do bólu, chociaż to i tak dobrze ponieważ częściej w ogóle nie odpowiada na zadawane mu pytania. W relacjach międzyludzkich potrafi być złośliwy i bezpośredni, również niewdzięczny przez zwykłe niezrozumienie sensu okazywania wdzięczności. Bardzo często zdarza mu się być nieuprzejmym i nie potrafi zachowywać się stosownie do sytuacji, szczególnie tych delikatnych. Trzeba mu oddać, że zawsze powie to co myśli, jednak należy pamiętać, że nigdy nie zastanowi się nad reakcją innych na swoje słowa. Jest sumienny i lojalny, skrupulatny i pracowity, na dłuższą metę jednak nie potrafi działać w grupie, ponieważ robi wszystko po swojemu. Poza tym jest uparty jak osioł i nie potrafi przyznawać się do błędów.
Jego moralność jest wątpliwa, jednak nie można go określić jako złą osobę. W pewnym sensie jest socjopatą, który nie rozumie do końca praw działających między ludźmi, a ta granica między dobrem i złem czasami gdzieś tam mu się po prostu zaciera.
Nie ma za grosz poszanowania dla własnego zdrowia. Bywa przy tym niesamowicie heroiczny ale też często nierozsądny.
Czasami zdarza się, że na kimś mu zależy. Kiedy człowiek przebije się przez tą skorupę i chociaż odrobinę przymknie oko na jego ułomności, może dostrzec osobę zaangażowaną i wytrwale broniącą bliskich. Jako przyjaciel jest lojalny i wyrozumiały, jako kochanek czuły, a może i nawet romantyczny. Kiedy opada kurtyna powierzchowności, Samuel okazuje się być pełen tych wszystkich niezrozumiałych dla siebie emocji i chociaż wciąż nie będzie potrafił o nich powiedzieć, z pewnością znajdzie sposób żeby w jakimś stopniu je okazać.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Post</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>Blade to z natury nieco ponura postać, do czego zobowiązuje go bycie synem Tanatosa. Jego twarz wygląda tak, jakby nie do końca wiedział w jaki sposób używać swoich mięśni mimicznych - ogranicza wszelkie ekspresyjne wyrazy do półuśmiechów bądź grymasów, które tak naprawdę ciężko od siebie odróżnić, a jego oczy zazwyczaj pozostają pozbawione jakichkolwiek wyższych emocji – zdecydowanie częściej dostrzeże się w nich rozbawienie, pogardę czy też ten charakterystyczny złośliwy błyszczący kurwiczek, aniżeli coś wyższych lotów. Społecznie jest w pewien sposób upośledzony, przez co bardzo ciężko nawiązać z nim jakąkolwiek bliższą relację. Jest nieprzystosowany do okazywania emocji, bardzo lubi wydawać z siebie niewyartykułowane pomruki ani przez chwilę nie kryjąc się ze swoją premedytacją w takim zachowaniu, chociaż często wychodzi mu to mocno nieświadomie. Bywa lakoniczny do bólu, chociaż to i tak dobrze ponieważ częściej w ogóle nie odpowiada na zadawane mu pytania. W relacjach międzyludzkich potrafi być złośliwy i bezpośredni, również niewdzięczny przez zwykłe niezrozumienie sensu okazywania wdzięczności. Bardzo często zdarza mu się być nieuprzejmym i nie potrafi zachowywać się stosownie do sytuacji, szczególnie tych delikatnych. Trzeba mu oddać, że zawsze powie to co myśli, jednak należy pamiętać, że nigdy nie zastanowi się nad reakcją innych na swoje słowa. Jest sumienny i lojalny, skrupulatny i pracowity, na dłuższą metę jednak nie potrafi działać w grupie, ponieważ robi wszystko po swojemu. Poza tym jest uparty jak osioł i nie potrafi przyznawać się do błędów.
Jego moralność jest wątpliwa, jednak nie można go określić jako złą osobę. W pewnym sensie jest socjopatą, który nie rozumie do końca praw działających między ludźmi, a ta granica między dobrem i złem czasami gdzieś tam mu się po prostu zaciera.
Nie ma za grosz poszanowania dla własnego zdrowia. Bywa przy tym niesamowicie heroiczny ale też często nierozsądny.
Czasami zdarza się, że na kimś mu zależy. Kiedy człowiek przebije się przez tą skorupę i chociaż odrobinę przymknie oko na jego ułomności, może dostrzec osobę zaangażowaną i wytrwale broniącą bliskich. Jako przyjaciel jest lojalny i wyrozumiały, jako kochanek czuły, a może i nawet romantyczny. Kiedy opada kurtyna powierzchowności, Samuel okazuje się być pełen tych wszystkich niezrozumiałych dla siebie emocji i chociaż wciąż nie będzie potrafił o nich powiedzieć, z pewnością znajdzie sposób żeby w jakimś stopniu je okazać.</p></div><div class="TRWIH_rules_sectiontitle">Ciekawostki</div><div class="TRWIH_presentation_freeform"><p>- Urodził się w bogatej rodzinie jako jedno z dwóch bliźniąt rosyjskiego handlarza futrami, który oczywiście nie znał prawdziwego pochodzenia chłopców, dopóki nie osiągnęły one 10 roku życia i nie zostały wysłane do obozu.
- Jego imię to tak naprawdę Nikolai Dolohov, jednak zrezygnował z niego po wyjeździe z Moskwy, ponieważ ojciec jasno dał mu do zrozumienia co sądzi o bękartach.
- Jego brat bliźniak – Aleksander Dolohov, tutaj znany raczej jako Benjamin Blade – był najbliższą mu osobą w obozie, jednak gdy powstała grupa NoGods, bracia zaczęli oddalać się od siebie, głównie przez wzgląd na poglądy. Ben był agresywny i żądny praw boskich, z czasem zaczął mieć obsesję na tym punkcie. Koniec końców na początku 2019 roku na dobre opuścił obóz. Zginął wraz z pozostałymi członkami tego ugrupowania, gdy syn Tartara zwrócił się przeciwko nim. Samuel nigdy otwarcie nie wyraził swojego żalu z tego powodu, chociaż dla bliskich mu osób wcale nie musiał. Każdy wiedział, że nigdy nie przestało mu zależeć na nawróceniu brata.
- Cierpi na bezsenność. Głównie dlatego ponieważ dręczą go koszmary. Znają go niemal wszyscy herosi chociaż odrobinę interesujący się medycyną, ponieważ dręczy ich o wymyślenie sposobu na pozbawioną snów śpiączkę.
- Posiada niezwykły dar do zwierząt – uwielbiają go wszystkie psy i koty w obozie. Poza tym świetnie jeździ konno.
- Zjada niesamowite ilości jedzenia. Jego żołądek zdaje się nie mieć dna, przy czym podniebienie bywa wyjątkowo wybredne.
- Telefonu używa ponieważ musi, jednak nie broni mu to pozostawienia go na dnie szafki na tydzień. Zresztą i tak prawie nigdy nie ma go przy sobie.
- Odnośnie motoryzacji uważa, że nic czego sam nie jest w stanie naprawić nie jest prawdziwym samochodem. Posiada starego mustanga, który jest zadbany jakby dopiero co wyszedł z salonu.
- Mówi perfekcyjnie po angielsku i rosyjsku, chociaż to rodzimy język częściej przebija się w jego akcencie. Kiedyś musnął francuskiego ale uznał, że jest zbyt pedalski.
- Nie lubi pływać, co nie znaczy oczywiście, że nie potrafi.
- Świetnie rysuje. Część swoich tatuaży zrobił sobie sam.</p></div></div>
Sponsored content
Re: KP NPC

KP NPC
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 1



Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Witamy :: Organizacja-
Skocz do: